Polak to bardzo sprytne zwierzę, które przez wiele wieków uczyło się, jak sobie radzić nawet w największych opresjach. Dlatego zakaz handlu alkoholem w godzinach nocnych na stacjach paliw w żadnej mierze na niego nie zadziała. Polacy i tak sobie jakoś poradzą, więc nie ma żadnego sensu wprowadzania tego typu restrykcji. Wiecie, kto tak ocenia przepisy, nad którymi pracuje Ministerstwo Zdrowia? Polska Izba Handlu, która już liczy straty.
Odkąd pierwszy raz opinia publiczna usłyszała o planach Ministerstwa Zdrowia dotyczących ograniczenia sprzedaży alkoholu na stacjach paliw, w Polsce zaczął przedstawienia dawać cyrk na kółkach i do tej pory nie przestaje. Przy okazji rzecz jasna jesteśmy poddani sprytnej manipulacji. Otóż przeciwnicy takiej nowelizacji od początku twierdzą, że sporo na tym stracą same stacje benzynowe i cały handel. I padają różne kwoty w miliardach złotych, które muszą robić wrażenie. A zwolennicy takiej prohibicji mają wyłącznie argumenty zdrowotne, dziwnym trafem niepoliczalne za bardzo. Na jednej szali mamy więc co najmniej dziewięć zer, a na drugiej zdrową wątrobę. Cwane, co nie? Takim tropem podążają całkiem poważne podmioty jak chociażby Polska Izba Handlu.
Apelujemy o wysłuchanie głosu biznesu, ponieważ to on jest odpowiedzialny za udostępnianie klientom produktów alkoholowych i to jego dotykają konsekwencje związane z regulacjami dotyczącymi ograniczenia sprzedaży - przekonuje Maciej Ptaszyński, prezes PIH.
Alkohol: zakaz na stacjach paliw nic nie da?
PIH generalnie twierdzi, że proponowane przez resort zdrowia przepisy nic w naszym alkoholowym kraju (w 2023 r. tylko na wódkę i piwo wydaliśmy łącznie 39,4 mld zł) nie zmienią. Dlatego nie mam sensu nad nimi się w ogóle pochylać.
Z punktu widzenia ochrony zdrowia jest to projekt neutralny, który nie wpłynie na zmianę zachowań konsumentów. Ograniczenie sprzedaży alkoholu w wybranych placówkach handlowych przez kilka godzin w ciągu doby nie przyczyni się w znaczący sposób do ograniczenia spożycia alkoholu przez Polaków - upiera się PIH.
Czyli jak to? Jak w sklepach jakiegoś towaru jest mniej, to konsumenci i tak tego nie odczuwają? Gdzieś się zaopatrują bokiem? Na targu? W państwie podziemnym? Jeżeli na stacjach paliw nie będzie można kupić wódki o godz. 1 w nocy, to gdzie wtedy spragniony się uda i dokona takich zakupów? PIH sugeruje, że taki klient i tak tę wódkę kupi. Ale przecież papier jest cierpliwy, wszystko wytrzyma, prawda? Ważne, że biznes straci, pal licho zdrowie Polaków.
Dla biznesu będzie zaś wiązać się z szeregiem trudności organizacyjnych oraz wyzwaniami związanymi choćby z zagrożeniem wobec sprzedawców. Rozwiązania prohibicyjne mogą również bezpośrednio wpłynąć na rozwój szarej strefy - twierdzi PIH.
Ten spór nie ma sensu, rząd już przegrał
PIH pewnie niewiele zwojuje, chociaż kto wie? Ten rząd już nie raz pokazał, że jest skłonny wsłuchiwać się w różne sugestie. Przecież najpierw była mowa o całkowitym zakazie sprzedaży alkoholu na stacjach paliw. A teraz słyszymy, że nowelizacja jest już opracowana przez Departament Zdrowia Publicznego i przekazano ją do zespołu projektowania prac rządu. Ale nie ma tam mowy o całkowitym zakazie, tylko od godz. 22 do 6. Chyba lobby jakieś zadziałało, co? I dalej policja będzie uskarżać się na pijanych kierowców zabijających ludzi, a stacje paliw będą oferować wódkę, z tą różnicą, że ciut później. To ma sens, prawda?
Ale dajmy resortowi zdrowia jeszcze czas. Widać w przepisach np. dotyczących czy ustawy wiatrakowej, górniczej umowy społecznej, czy polityki Big Techów względem polskich wydawców, że rząd Donalda Tuska żadnej strategii po prostu nie ma. Jak byli opozycją, to tak zażarcie krytykowali Zjednoczoną Prawicę, że im najzwyczajniej w świecie zabrakło na to czasu. Raz rząd tu ucha przyłoży, a raz tam. Jedno ministerstwo coś wymyśli, drugie coś innego, a jeszcze w dodatku szef rządu organizuje specjalne spotkanie. I za każdym razem mówią coś innego.
Więcej o alkoholu przeczytasz na Spider’s Web:
Więc Polskiej Izbie Handlu radzę uzbroić się w cierpliwość i rzecz jasna dalej lobbować - wiadomo, że nie w obronie alkoholu, tylko handlu. Jeszcze ktoś mógłby sobie nie wiadomo co pomyśleć. I jest szansa, że rząd znowu zmieni na ten temat zdanie, a sprzedaż wódy, piwa i wina na stacjach paliw ograniczy np. tylko od godz. 4.00 do 6.00 rano. Tylko czy wtedy polski handel da sobie radę? Pokiereszowany będzie strasznie, gorzej niż przez pandemię i dwucyfrową inflację, to już wiemy, nie tylko od PIH. Dwie godziny bez procentów za ladą, to jednak spore ryzyko. Trzeba będzie gremialnie zaciskać kciuki i zorganizować jakąś większą pielgrzymkę na Jasną Górę. Może damy radę, kto wie…
Proponuję podobne działania w sprawie ceny minimalnej wódki. Po co tu też udawać? Wedle propozycji pół litra wódki nie mogłoby kosztować mniej niż 50 zł. W tej sprawie handel dziwnym trafem milczy. Ciekawe czemu? Ale to też jeszcze nic pewnego. Tutaj również należy dać temu rządowi czas. Może skończy się na 40 zł albo 35 zł za pół litra wódki? Będzie wtedy drożej, niż jest teraz, ale jednak nie za drogo. I wszyscy będziemy szczęśliwi: konsumenci, sklepy, stacje paliw, Polska Izba Handlu i sam rząd też Do budżetu wszak wpadnie więcej ze sprzedaży procentów. Alkoholowe lobby znowu pomoże. Obiecuję.