Zaczyna się. 500 plus wzrośnie do 800 zł, a ZUS dla przedsiębiorców nie będzie obowiązkowy
Wybory coraz bliżej, więc największe partie w pocie czoła pracują nad czymś, co stanie się ich znakiem rozpoznawczym w przekonywaniu wyborców jak kiedyś proste i wpadające w ucho 500+. PiS już rozumie, że Polski Ład był za trudny. No i nie miał najważniejszego elementu – zyskiwać na nim muszą wszyscy, większość to za mało, bo głośna mniejszość może wszystko zniszczyć. Wygląda więc na to, że odgrzeje stare dobre 500+ i zwaloryzuje do 800 zł, żeby odzyskało dawny blask. Co z tym może zrobić największy konkurent? Liberałowie wydają się bezsilni. Aż tu nagle wjeżdża hasło o dobrowolnym ZUS. No i to jest adekwatna broń dla arsenału PiS. Czy mądra? To już inna sprawa, ale ma przynajmniej siłę rażenia.
Waloryzacja 500+ miała zostać ogłoszona wiele miesięcy temu podczas konwencji, po której politycy Zjednoczonej Prawicy zaczęli objazd po kraju. Nic z tego. Waloryzacja do wyborów, które odbędą się jesienią 2023 r., straciłaby moc oddziaływania na wyborców. Zanim poszliby do urn, zapomnieliby, że z 500+ zrobiło się 600 czy 700 zł.
Czas na odsłonięcie kart zbliża się jednak nieubłaganie. Nawet sam Jarosław Kaczyński sugeruje, że tajną bronią PiS w wyborach będzie właśnie waloryzacja 500+. Napomknął o tym podczas ostatniego spotkania z wyborcami w Częstochowie, choć do końca kart jeszcze nie odkrył. Zapowiedział jednak, że jego partia rozważa taki ruch, jednak decyzje zapadną dopiero wiosną. Mądrze, biorąc pod uwagę kalendarz wyborczy. Ale jednak w międzyczasie partia rządząca zaczyna wypuszczać już baloniki próbne.
Wcale nie można być pewnym, że odgrzanie starego kotleta i dodanie do niego ekstra panierki będzie jeszcze skuteczne. Przypomnę tylko, że już wiosną 2021 r. socjolog Przemysław Sadura i publicysta Sławomir Sierakowski twierdzili na podstawie przeprowadzonych badań, że 500+ się zepsuło i już nie działa na wyborców. Bo że na rodziny jako środek likwidujący ubóstwo działa mniej, to akurat jasne. Obecnie świadczenie 500+ z powodu inflacji jest warte grubo poniżej 400 zł, a zaraz będzie się zbliżać do 350 zł.
Wróćmy do baloników próbnych. O ile kilka miesięcy temu mówiono, że PiS zapewne lada chwila zwaloryzuje 500+ do 700 zł, o tyle teraz na łamach „Super Expressu” stawka została poniesiona. „Ważny polityk z obozu władzy” niewymieniony z nazwiska mówi o potrzebie waloryzacji do 800 zł.
Z czymś do wyborów musimy pójść
– mówi bez ogródek.
A teraz maszyny sondażowni opinii publicznej zapewne poszły ostro w ruch, by sprawdzić, co suweren na to. Zachwyci się, tylko lekko pokiwa głową z aprobatą czy może za dużo się nasłuchał o rosnącym długu publicznym i się zmartwi. Obstawiam, że to trzecie jest zupełnie nieprawdopodobne w tym kraju.
Czytaj też: Jak złożyć wniosek o 500+?
Polacy twierdzą, że ubóstwo to efekt lenistwa
Niemała jest rzesza Polaków, którzy gardzą tzw. pieńćsetplusami i uważają ich za patologię, a samo świadczenie okrzyknęli rozdawnictwem. Często to przeciwnicy władzy, ale zobaczcie, co ostatnio wyłowiłam!
Z raportu OECD wynika, że prawie jedna czwarta Polaków jest zdania, że przyczyną ubóstwa jest lenistwo, nie jakieś tam niesprawiedliwości, nieszczęście, bo urodziłeś w ubogiej rodzinie na zadupiu i nie miałeś szans na edukację. Biednyś, boś leniwy!
Czy niemal 25 proc. to dużo? Wystarczy spojrzeć na wyniki innych krajów. Nawet w USA, które słyną z kultu od pucybuta do milionera, z american dream, które jest w zasięgu każdego, jeśli tylko się postara, ten odsetek jest dużo mniejszy, gdzieś w okolicach 18 proc., nie mówiąc już o krajach Europy Zachodniej, gdzie na przykład we Francji to zaledwie ok. 7 proc.
Jedni mówią, że Polacy jak nikt patologizują ubóstwo. Inni – że liberałowie są w Polsce silni jak nigdzie, dzięki trwającej od kilku dekad propagandzie, jakoby praca po 16 godzin na dobę była obowiązkiem prawego i uczciwego człowieka.
Ale zostawmy to. Chciałam tylko pokazać, że plucie na świadczenia 500+ to nie tylko efekt plemiennej wojny pomiędzy zaciekłymi politycznymi wrogami. Polacy po prostu w dużej mierze są bezdusznymi liberałami, którzy zatrzymali się z myślą ekonomiczną gdzieś pod koniec XIX wieku.
Dobrowolny ZUS dla przedsiębiorców. Koniec ucisku Polaków
Co w tej sytuacji może zrobić konkurująca z PiS PO, żeby jakoś przebić te magię 500+, a w wkrótce być może 800+? Przekonywanie: nie bójcie się, nie zabierzemy wam tego, to za mało. Zgodnie z regułami wyborczej gry, trzeba dać coś ekstra, a nie obiecywać, że się nie zabierze.
I oto pojawia się balonik próbny, tym razem wypuszczony przez drugą stronę. Oto Klaudia Jachira na łamach „Gazety Wyborczej” oświadcza Grzesiowi Wysockiemu: dobrowolny ZUS dla przedsiębiorców!
Och, no i to jest w końcu jakaś adekwatna odpowiedź! Co prawda obnaża wszystkie zagrywki Donalda Tuska który próbował udawać, że skręca w lewo, interesuje go aborcja, jeszcze bardziej problemy mieszkaniowe Polaków, a nadto interesuje go koniec z kultem zapierdolu i lepsze pensje w budżetówce. Przypomnę bowiem kolejno, że w ostatnich miesiącach szef PO mówił o mieszkaniu, które jest prawem, nie towarem, o czterodniowym tygodniu pracy i o 20-proc. podwyżkach w sferze budżetowej. Tylko był w tym mało wiarygodny.
Jachira za to z tym dobrowolnym ZUS-em jako posłanka z klubu parlamentarnego Koalicji Obywatelskiej jest aż nadto wiarygodna! Wiem, to nie pierwszy garnitur PO, w dodatku żaden garnitur, bo Jachira do PO nie należy i to nie ona będzie takie decyzje podejmować, jeśli nawet opozycja się zjednoczy. Ale właśnie dlatego jest idealnym narzędziem do wypuszczania takich baloników.
Pani posłanka z rozczuleniem mówi zresztą o biedzie Polaków, którzy pracowali jak mrówki i bankrutowali, właśnie ze względy na składki do ZUS, bo jak tu przedsiębiorca, który zarobi ledwo 4 tys. zł, ma zapłacić 1700 zł ZUS-u? Toż to karanie za przedsiębiorczość, dlatego ZUS dla firm jednoosobowych powinien być dobrowolny.
Dla wyborców KO, a przynajmniej PO, brzmi doskonale. Tylko politycy chyba zapomnieli, że aby wygrać wybory, należy przekonywać nie tych, co już są przekonani. A sama posłanka Jachira chyba zapomniała, czym w Polsce są jednoosobowe dzielności gospodarcze. To nie są udawani przedsiębiorcy, a pracownicy wypychani na samozatrudnienie, żeby byli tańsi, ewentualnie sami uciekający, by płacić państwu jak najmniej, choć dziecko do państwowej szkoły chętnie zawiozą po publicznych drogach.
W każdym razie, tak oto opozycja, szukając broni dalekiego zasięgu, która mogłaby stawia czoła 500+, zbliżyła się do Konfederacji.
Jaki tego byłby skutek?
Starość? YOLO
Odpowiem wam parafrazując prof. Ryszarda Szarfenberga z Uniwersytetu Warszawskiego, przewodniczącego Polskiego Komitetu Europejskiej Sieci Przeciwdziałania Ubóstwu: przyzwyczajajcie się do mówienia, że bieda w Polsce ma twarz osoby starszej.
To wniosek profesora z najnowszego raportu na temat ubóstwa w Polsce: „Poverty Watch 2022”.
Kilka argumentów:
- Do 2015 r. bieda miała twarz dziecka, bo na przykład jeszcze w 2009 r. 21 proc. rodzin z co najmniej czwórką dzieci żyło w skrajnym ubóstwie. Dzięki rozwinięciu świadczeń na dzieci liczba liczba dzieci żyjących w skrajnym ubóstwie spadła z około 700 tys. w 2015 r. do 333 tys. w r. 2021.
- W grupie osób starszy, powyżej 65 roku życia, w skrajnym ubóstwie żyje 246 tys. osób i to ciągle mniej niż w przypadku dzieci, a w dodatku liczba ta spada, ale za to rośnie, i to od dłuższego czasu, ubóstwo relatywne. Powód? Niewypracowanie sobie prawa choćby do minimalnej emerytury.
Ale YOLO! Niech na emeryturę płaci, kto chce! Na pohybel ZUS! Na pewno będziemy wtedy społeczeństwem szczęścia i dostatku. Potem znów przyjdą populiści, by rozdawać 15., 16. i 20. emeryturę.