Twoja emerytura: 3400 zł. Policjant i żołnierz dostaną 5500 zł, też z twoich składek
Nie znosicie składek na ZUS, bo przecież po co wam emerytura? Sami zadbacie lepiej o oszczędności na starość, żeby nie przymierać głodem? To jeszcze nic, bo mam coś, co was wkurzy jeszcze bardziej: chcecie czy nie, co roku płacicie średnio 6,5 tys. zł, żeby dorzucić się do emerytur innych ludzi, w tym ponad 3 tys. zł do emerytur uprzywilejowanych mundurowych, sędziów czy rolników.
Ci uprzywilejowani to nie tylko mundurowi, czyli policjanci i wojskowi, którzy jeszcze niedawno mogli przechodzić na emeryturę po 15 latach pracy, czyli spokojnie koło czterdziestki. Tak na marginesie, od 2019 r. zmieniły się przepisy i minimalny staż pracy wydłużono do 25 lat, a wiek emerytalny do 55 lat.
Ale wracając do emerytur specjalnych - otrzymują je również sędziowie, prokuratorzy czy rolnicy.
Każdy płaci na własną starość? Nie za bardzo
W 2023 r. budżet państwa wydał na te emerytury dokładnie 47,8 mld zł. Ale budżet państwa to my, czyli wszyscy podatnicy. „Rzeczpospolita” niedawno policzyła, że gdyby podzielić te kwotę na liczbę wszystkich pracujących, bo oni płacą podatek PIT od dochodów z pracy, wyszłoby, że każdy z was zapłacił średnio 3 150 zł rocznie na sfinansowanie branżowych przywilejów emerytalnych.
Ale to nie koniec, bo nie tylko do zawodów uprzywilejowanych się dorzucamy. Niby mamy system emerytalny zdefiniowany tak, że każdy płaci składki na własne konto i ile uzbiera sobie sam, takie będzie miał świadczenie.
Więcej poradników dla emerytów znajdziesz na Bizblog.pl:
Ale to wcale nie do końca znaczy, że każdy płaci tylko na swoją emeryturę. Po pierwsze dlatego, że mamy osoby, które opłacały własne składki wystarczająco długo, by zyskać prawo do emerytury minimalnej, ale nie nazbierały odpowiedniego kapitału emerytalnego, więc do ich świadczeń dorzuca się budżet państwa.
Po drugie, i pewnie ważniejsze, dlatego, że system emerytalny się zmieniał i nie zawsze było tak, że każdy odkładał na własną starość w ZUS. Dziś wypłacane są emerytury tym, którzy pracowali jeszcze w PRL, ich składki nie były przypisane wówczas do ich własnych kont, właściwie ich pieniądze na bieżąco finansowały świadczenia ich rodziców. A dziś państwo ma wobec nich zobowiązanie.
A więc budżet państwa co roku dosypuje pieniądze do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, żeby ZUS miał z czego wypłacać świadczenia wszystkim mającym do tego prawo. I tak w ubiegłym roku budżet dosypał do FUS 51,65 mld zł.
I znowu wracamy do tego, że budżet to my. Gdyby te pieniądze na emerytury uprzywilejowanych grup zsumować z dotacją do FUS, wyjdzie nam jakieś 100 mld zł, na które składają się Polacy, by sfinansować emerytury komuś innemu. Na jednego pracującego wychodzi średnio po 6,5 tys. zł rocznie.
Czy piszę wam to wszystko, bo chcę was po prostu wkurzyć?
Pal sześć rolników, o których często jest awantura, że dopłacamy do ich systemu, bo mają preferencyjne składki, ale przecież mundurowi, sędziowie i prokuratorzy wcale żadnych składek nie płacą, a emerytury i renty w całości fundujemy im my.
I trudno uwierzyć, że to się kiedykolwiek zmieni.
Zmieni się za to co innego - demografia. Polacy się starzeją, więc emerytów pobierających świadczenia będzie coraz więcej, a pracujących coraz mniej. To też oznacza, że coraz mniejsza grupa pracujących będzie płacić coraz więcej na rosnącą grupę uprzywilejowanych emerytów.
A dla jasności - już w 2023 r. proporcja była taka, że emerytury lub renty otrzymywało 9,3 mln osób, a pracowało 15,2 mln.
W tym układzie zrównanie wieku emerytalnego kobiet i podniesienie go co najmniej do 65 lat wydaje się być najmniej bolesnym rozwiązaniem. Jeśli komuś się wydaje, że likwidacji przywilejów emerytalnych dla poszczególnych grup byłaby łatwiejsza, życzę powodzenia i biegnę po popcorn.
Ale wcześniej dodam, że przeciętna emerytura z ZUS w ubiegłym roku wynosiła 3,38 tys. zł, w KRUS – 1,86 tys. zł, a tymczasem w MON - 5,28 tys. zł, w MSWiA - 5,36 tys. zł, a w Ministerstwie Sprawiedliwości - 5,6 tys. zł.