REKLAMA

Znowu namieszali ws. wiatraków. Konsekwencje będą opłakane dla wszystkich

Kiedy już wydawało się, że większość rządowa w Sejmie więcej nie będzie kombinować z zasadą 10H, bo liczą się w pierwszej kolejności pieniądze z Krajowego Planu Odbudowy, które mają dać Zjednoczonej Prawicy kolejne zwycięstwo w tegorocznych wyborach ,na ostatniej prostej przyjęto do rządowego projektu autopoprawkę. Zdaniem ekspertów w ten sposób zrobiono dwa kroki w tył i znowu lądowa energetyka wiatrowa w Polsce jest na krótkiej smyczy. Za parę lat będziemy tego bardzo żałować.

energetyka-wiatrowa-ustawa-Sejm
REKLAMA

Zjednoczona Prawica musi mieć jakieś wewnętrzne badania wskazujące, że jej elektorat w większości bardzo boi się wiatraków dających energię. Tylko tak można wytłumaczyć harce, jakie większość sejmowa wyprawa z zasadą 10H. Najpierw przez lata nie można było jej w ogóle w żaden sposób zmodyfikować, bo chociaż co kilka miesięcy rząd zapowiadał taką nowelizację, to koledzy z Solidarnej Polski za każdym razem pukali się znacząco w głowę. W końcu w tę zabawę w kotka i myszkę - na czym w pierwszej kolejności traci polski miks energetyczny - wtrąciła się Bruksela. Uwolnienie wiatraków na lądzie spod jarzma zasady 10H okazało się być jednym z kamieni milowych, od realizacji których Komisja Europejska uzależnia wypłatę Polsce sporych pieniędzy. 

REKLAMA

I może jeszcze kilka miesięcy temu premier Mateusz Morawiecki - chcąc utrzymać antyeuropejskiego ducha wśród swoich wyborców - mówił wszem i wobec, że to drobne grosze, które nie są potrzebne naszej gospodarce, to wiadomo nie od dziś, że bez tej kasy z KPO o triumf wyborczy na jesieni będzie niezwykle trudno. Dlatego Bruksela nagle jest w porządku, a fundusze z KPO to nawet drugi plan Marshalla. Niestety, rząd kolejny raz pokazał przy okazji nowelizacji zasady 10H, że równie łatwo może coś naprawić, jak i popsuć. Na tej zasadzie przyjęto do rządowego projektu (tylko ten się liczy, wszystkie inne od opozycji przepadły w głosowaniu) autopoprawkę, która jedną ręką luzuje lądowej energetyce wiatrowej smycz, ale drugą zakłada jej kaganiec.

Zasada 10H z poprawioną minimalną odległością

Projekt nowelizacji zasady 10H jest już z rządową autopoprawką. Sejmowe komisje zgodziły się, żeby minimalna odległość od turbin nie wynosiła 500 metrów, jak to pierwotnie zapisano, a 700 m. Można przypuszczać, że taki warunek postawiła Solidarna Polska. A te dodatkowe 200 m będzie dobrym wytłumaczeniem dla jej wyborców. W ten sposób niestety pragmatyzm kolejny raz przegrał z polityką. I będą z tego bardzo konkretne konsekwencje dla naszego miksu energetycznego. Eksperci wyliczają, że te 200 m różnicy oznacza, że za 2-3 lata nie powstanie dodatkowych 5 GW z wiatru, a jedynie 1,5 GW. Taki deficyt możemy mieć akurat od 2025 r., kiedy z systemu może wypaść kilka węglowych źródeł, którym skończy się wsparcie z rynku mocy.

Szef PSEW przypomina jednocześnie, że odległość 500 metrów od turbin była społecznie akceptowana. Pozwalało to na ponad 25-krotne zwiększenie dostępności terenów pod inwestycje wiatrowe, z obecnych 0,28 do 7,08 proc. powierzchni Polski.

Elektrownie wiatrowe bez negatywnego pływu na zdrowie

Na nic zdały się także wcześniejsze opinie naukowców. A przecież ubiegłoroczny raport Elektrownie wiatrowe w środowisku człowieka Komitetu Inżynierii Środowiska PAN nie pozostawia cienia wątpliwości. OKazuje się, że nie ma jednoznacznych dowodów na to, że wiatraki w odległości 500 m zbytnio hałasują, czy szkodą ludziom infradźwiękami.

Autorzy tego opracowania przyznają również, że odpowiednie tempo i forma transformacji energetycznej nie są możliwe bez znaczącego udziału OZE, a zwłaszcza energetyki wiatrowej na lądzie.

Referendum lokalne zastąpi zasadę 10H?

REKLAMA

Cały czas możliwe jest też wpisanie w nowelizację zasady 10H jeszcze jednej autopoprawki. Chodzi o obowiązek organizowania referendum w gminach, w których miałby powstać elektrownie wiatrowe. Zgoda większości mieszkańców byłaby obligatoryjna dla inwestora. Dla ekspertów to nic innego, jak strzał we własne kolano. Kolejny. A cel takiego zapisu byłby tylko jeden: dalsze blokowanie rozwoju lądowej energetyki wiatrowej w Polsce. Taka autopoprawka, zdaniem aktywistki klimatycznej Dominiki Lasoty z Inicjatywy Wschód, byłaby największym kłopotem dla najbiedniejszych gmin.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA