REKLAMA

Moja opowieść wigilijna. Oby wasze święta były równie niesamowite

Jak to jest spędzić Wigilię z dwoma tysiącami nieznajomych? Zapytajcie Tomasza Gołębiewskiego, jednego z najbogatszych Polaków, który 24 grudnia specjalnie przyjechał z Poznania do Warszawy, by o tym się przekonać. Przy okazji możecie zapytać, jak to jest wydać sto tysięcy, by reszta uczestników miała kolację za darmo. I serio, to nie jest tekst o ocieplaniu wizerunku milionerów. Tylko o tym, że cuda się zdarzają, a ludzie są dobrzy.

Moja opowieść wigilijna. Oby wasze święta były równie niesamowite
REKLAMA

Znacie smak wielkiej rodzinnej Wigilii, takiej wielopokoleniowej, pełnej zamieszania, gwaru, gości? Ja nie znałam, Wigilia w moim domu zawsze była czteroosobowa, w tym samym składzie, w jakim dzień w dzień mieszkaliśmy ze sobą w M3 z wielkiej płyty.

REKLAMA

Co roku to samo poczucie jakiejś dziwnej żenady, bo niby przygotowania do Świąt są przeurocze i pełne magii, ale same Święta już jakieś słabe. Najpierw wigilijna nerwówka w dresie obsypanym mąką, każdy na każdego fuka, bo tyle trzeba jeszcze zrobić, aż w którymś momencie trzeba zamienić dres na sukienkę. Dla mnie symbolem tej żenady są kapcie towarzyszące sukience, bo w jakim polskim domu z wielkiej płyty chodzi się po mieszkaniu w szpilkach? Potem jeszcze mama próbuje namówić na śpiewanie kolęd, zaczyna nucić, tata z obowiązku dołącza, ale z szyderą na ustach, dzieci krzyczą: dajcie już spokój. I w końcu i tak wjeżdża telewizor.

Ostatecznie to zawsze nuda.

Nie znałam Świąt wielopokoleniowej rodziny, ale za to poznałam kilka lat temu święta kilkusetosobowej „rodziny”. Nie będę przynudzać, zostałam wolontariuszem podczas świątecznego obiadu dla ubogich i bezdomnych pierwszego dnia Świąt. Pomyślałam: będzie miło, na pewno gwarno i na pewno wzruszająco. Bardzo się pomyliłam.  Nie było wzruszająco, to był wybuch czystej radości. Ekstaza. Po prostu dobra impreza, na której wszyscy się fantastycznie bawią. Żadnych łzawych historii.

Najlepsze święta ever! 

O programach socjalnych przeczytacie w tych tekstach:

I tu wracam do wspomnianego na początku milionera.

Wigilijny cud

Już rok temu upatrzyłam sobie inną fundację, która w Warszawie organizuje Wigilię dla samotnych w Wigilię. Zwykle fundacje organizują świąteczne spotkania dla potrzebujących nie 24 grudnia, bo wolontariusze też chcą go spędzić z własnymi rodzinami. A tu proszę, banda wariatów, która właśnie tego wieczoru nie chce nikogo zostawić samego.

Trochę zwlekałam, minął październik - jeszcze za wcześnie. Minął listopad - chyba pora, ale może za wcześnie? Zaczął się grudzień, a na fanpage’u owej fundacji cisza, żadnych ogłoszeń o tegorocznej Wigilii, żadnych zachęt, żeby pomóc. 

Okazało się, że w tym roku tej największej Wigilii dla samotnych w Warszawie miało po prostu nie być. W poprzednich latach organizowała ją w hali Expo śląska fundacja Wolne Miejsce. Ta sama fundacja organizuje takie Wigilie dla samotnych od lat w wielu miastach w Polsce, dziś już pewnie około 30, w tym w Katowicach, Łodzi, Kołobrzegu czy Przemyślu albo Głuchołazach. Działa z rozmachem.

Zwykle w organizację włącza się miasto, zapewniając miejsce na spotkanie. W Katowicach miasto zajmuje się udostępnieniem hali MCK, w Łodzi Atlas Areny. Z władzami ratusza w Warszawie relacje są od jakiegoś czasu lodowate. Fundacja sama płaciła faktury za wynajem hali Expo. W tym roku zabrakło pieniędzy, trzeba było pogodzić się z porażką i odpuścić stolicę. Szczególnie że już początek grudnia, a dotąd przygotowania zaczynały się już i w październiku.

I wtedy zdarzył się cud. 6 grudnia cały na biało wjechał Tomasz Gołębiewski, biznesmen, założyciel marki marki Semilac hybrydowych lakierów do paznokci. Dość powiedzieć, że jego firma Nesperta w ciągu pięciu lat wprowadziła produkty na pięć kontynentów. Dodatkowo z zarobionym na kosmetykach kapitałem został tzw. aniołem biznesu i prowadzi fundusz inwestycyjny 8INVEST. Dla wielu osób w Warszawie jest prawdziwym aniołem, bo to on najprawdopodobniej wyłożył 100 tys. zł na fakturę za wynajem wielkiej hali Expo, żeby Wigilia w stolicy mogła się odbyć.

Kończę, bo widzę, jak łzawo to brzmi, pewnie podejrzewacie, że to jakiś tekst sponsorowany przez Samilac. Nic z tych rzeczy. Ja się mega jaram, jak to czytacie, pewnie jestem już w hali Expo, rozstawiając talerze dla gości. Tomasz Gołębiewski też tam jest, bo choć mieszka w Poznaniu, miał przyjechać do Warszawy pomagać jako wolontariusz.

Poznałam anioła

Jakby coś komuś świtało, to potwierdzam, to ta sama impreza, na której jakieś dwa lata temu było rekordowe ponad 2 tys. gości, a z grona znanych pomagali Rafał Brzoska i Omenaa Mensah, fundując 2,5 tys. posiłków, zabawki dla dzieci i ponad 10 tys. śpiworów dla noclegowni w całej Polsce.

Ale wcale nie o celebrytach chcę wam opowiadać, ale o tym, że cuda się zdarzają, a ludzie są z natury dobrzy. Taki dzień. Bardzo chciałabym wam powiedzieć o moim prywatnym aniele, którego spotkałam. Moim, znaczy takim, w którym ja zobaczyłam anioła, ale to nie mnie wybawiał. Spotkałyśmy się w pewnej organizacji pomagającej osobom w potrzebie, zwykle bezdomnym.

Kurczę, no nie mogę wam pisać bardziej szczegółowo, bo się łatwo połapiecie, o kim mówię, jaka to organizacja i w ogóle, a nie mam na to zgody. Mój anioł tak bardzo chciał zostać anonimowy, że o tym, co robi wiedzą może 2-3 osoby, nawet w tej organizacji reszta wolontariuszy nie ma o niczym pojęcia.

A więc krótko. K. przyszła jak każdy inny wolontariusz, starsza ode mnie, pełna zapału. Wiedzie jej się w życiu, o czym na początku nikt nie miał pojęcia, bo nikt nikomu do portfela nie zagląda. K. zaprzyjaźniła się z jedną z naszych podopiecznych żyjących na ulicy. Któregoś dnia postanowiła: wybudujemy jej z mężem dom. Nieduży, taki do 70 mkw., żeby było mniej papierologii.

Zatkało mnie.

Jak postanowiła, tak zrobiła. I żeby nie było, że ktoś tu jest naiwny, a nowy dom stał się szybko meliną na alkoholowe libacje dla starych znajomych z ulicy. Nic z tych rzeczy. Dom by nie powstał, gdyby nie pewność anioła, że nowa lokatorka podoła. Że nie pije. Że potrafi o siebie zadbać, znaleźć pracę, załatwić to i owo w urzędzie, kiedy trzeba. Albo włączyć pralkę.

Pomyśleliście kiedyś o tym, że dorosłego człowieka, który przez lata mieszkał na ulicy, trzeba nauczyć, jak uruchomić pralkę? Owszem, trzeba. A jeszcze bardziej trzeba nauczyć go nawyku, żeby regularnie prać. Albo zmywać po sobie naczynia. Że mieszkanie trzeba czasem odkurzyć. Albo jak ugotować zupę. No bo skąd taki człowiek przez 20 lat mieszkający na ulicy ma to wiedzieć?

… z kilkoma innymi się minęłam, ale się nie przedstawili

Do takiej nauki służą mieszkania treningowe. Zwykle prowadzą je gminy, ale jest ich zawsze za mało. Czasem prowadzą się również fundacje. Jakież było moje zdziwienie, kiedy kilka lat temu w jednej z nich ogłoszono, że właśnie dostali od kogoś pierwsze mieszkanie. Od bardzo zamożnego człowieka, z którym mają kontakt. Nie powiedzą nam, wolontariuszom, kto to. Wie to tylko szefostwo fundacji. W tym mieszkaniu zamieszkały dwie kobiety żyjące dotąd od lat na ulicy. Jedna już starsza, po sześćdziesiątce, druga młodsza, szybko znalazła pracę, zaczęła stawać na nogi, wracać do normalnego życia.

Rok, może dwa lata później, kolejna podobna wieść. Ten sam człowiek postanowił kupić drugie mieszkanie. W sumie chyba nie miał takiego planu od początku, po prostu urodziła mu się wnuczka, radość była ogromna, chciał to jakoś uczcić, więc wymyślił, że kupi jeszcze jedno mieszkanie potrzebującym. W tym drugim zamieszkali mężczyźni.

Jak sobie przypominam te historie już sprzed kilku lat, nadal mnie zatyka. Rozumiecie? Żeby uczcić narodziny wnuczki kupuje się mieszkanie obcym ludziom? Brak mi na to słów.

W Wigilię powinniśmy myśleć nie tylko o potrzebujących, bo to prawdziwe, ale wyświechtane już hasło, które właściwie przelatuje mimo uszu. Pomyślcie o ludziach, którzy robią tak fantastyczne rzeczy jak ci moi anonimowi aniołowie. Wielkie rzeczy, dosłownie zmieniają czyjeś życie na zawsze i to zupełnie bez rozgłosu.

REKLAMA

A jak was jeszcze nie przekonałam, że ludzie są z natury dobrzy, to podrzucam na dokładkę statystyki, które właśnie przesłał mi VeloBank. Z ich badania wynika, że ponad 50 proc. Polaków włącza się w akcje pomocowe w okresie Bożego Narodzenia. Różne. Co piąty badany wpłaca pieniądze na wybrane akcje, 13 proc. przekazuje dary rzeczowe, np. prezenty, a 17 proc. przekazuje i datki finansowe i fizyczne produkty, których dana instytucja charytatywna potrzebuje.

Połowa Polaków to naprawdę dużo. Życzę wam, żeby wasze Święta były równie udane jak ich (mam nadzieję). I jak moje.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA