REKLAMA

Sromotna klęska, a nie efekt 500+. Rząd właśnie przyznał, że program nie wypalił

Przewaga zgonów nad urodzeniami rośnie w Polsce w zastraszającym tempie, bo rodzi się nas coraz mniej. Zapowiadany przez rząd efekt demograficzny programu 500+ okazał się niewypałem pomimo rzucenia na ten front gigantycznych pieniędzy z budżetu. Co robi premier po czterech latach samodzielnych rządów swojej formacji? Powołuje byłą rzeczniczkę IBM do... przygotowania strategii demograficznej.

500+-malzenstwo-staz
REKLAMA

Fot. Bizblog.pl

REKLAMA

Informacja o powołaniu we wtorek Barbary Sochy na stanowisko pełnomocnika rządu do spraw polityki demograficznej przeszła bez większego echa. Niby nominacja, jakich wiele, ale to właściwie przyznanie się rządu do sromotnej klęski w walce o odwrócenie trendu wymierania naszego społeczeństwa.

Mam wrażenie, że powołanie pełnomocnika do spraw polityki demograficznej jest zabiegiem czysto marketingowym. To niepotrzebne dublowanie ciał doradczych, bo premier i rząd mogą skorzystać z wiedzy Rządowej Rady Ludnościowej

- mówi Bizblog.pl Irena Kotowska, profesor zwyczajny w Instytucie Statystyki i Demografii SGH.

Jak wskazuje, choć na czele RRL stoi prof. Józefina Hrynkiewicz, która była zresztą posłanką PiS poprzedniej kadencji Sejmu, „rząd ignoruje zarówno przygotowane w 2013 r. przez RRL założenia polityki ludnościowej, jak i coroczne stanowisko i rekomendacje RRL w zakresie różnych rozwiązań polityki demograficznej”.

Na dublowaniu się jednak nie skończyło. We czwartek premier Mateusz Morawiecki wraz z minister rodziny Marleną Maląg powołał kolejne ciało - Radę Rodziny, która ma „wspierać pełnomocnika ds. polityki demograficznej” oraz „inicjować i promować rozwiązania sprzyjające podnoszeniu dzietności w Polsce”.

Przełamać zapaść demograficzną

Jeśli ktoś przez ostatnie pięć lat nie oglądał telewizji, nie czytał gazet i nie zaglądał do internetu, teoretycznie mógłby pomyśleć, że do władzy doszła nowa formacja i właśnie zaczyna zabierać się do reform. Bo jak inaczej zrozumieć zapowiedź, że rząd dopiero zajmie się „przygotowaniem strategii demograficznej, dzięki której zwiększy się dzietność”?

Zaraz, coś o zwiększaniu dzietności już słyszałem. To było niemal dokładnie cztery lata temu - 18 listopada 2015 r. Beata Szydło wygłosiła w Sejmie exposé, w którym padła taka zapowiedź działań jej rządu:

Po pierwsze, pięćset złotych na dziecko (...). Chodzi tu o naprawdę bardzo ważne sprawy. Po pierwsze o politykę prorodzinną i pronatalistyczną. Musimy bowiem przełamać zapaść demograficzną, a wsparcie przez państwo kosztów utrzymania dzieci to poważny krok w tym kierunku

- stwierdziła premier Szydło.

Tak, program 500+ miał być przede wszystkim lekiem na zapaść demograficzną, a poprawa jakości życia rodzin była na dalszym planie. „Program Rodzina 500 plus to odpowiedź na niskie wskaźniki demograficzne w Polsce. Program ma być przede wszystkim zachętą do posiadania dzieci" - zapowiadał w 2016 roku resort rodziny.

Nawet jeszcze w marcu 2018 roku, ówczesna minister rodziny Rafalska powiedziała, podsumowując dwa lata sztandarowego programu rządu PiS, że ponad 403 tys. urodzeń w 2017 roku to „mierzalny efekt” wprowadzenia 500+. Swoją drogą, to karkołomna teza, żeby Polacy aż tak szybko - za przeproszeniem - zabrali się do roboty, ale zostawmy to.

To nie błąd, to sabotaż

Gdy rok później GUS podał, że w 2018 roku urodziło się 388 tysięcy dzieci, tego typu komunikatów już oczywiście nie było. W międzyczasie zmienił się też przekaz resortu rodziny, a nawet zmienił się premier. Nowy już nie mówił nic o przełamywaniu zapaści demograficznej, a 500+ stało się „finansowym fundamentem wsparcia rodzin”.

Mało tego, gdy program rozszerzono na pierwsze dziecko, chodziło już o „poprawę jakości życia wszystkich polskich rodzin mających dzieci na utrzymaniu”. Następczyni Elżbiety Rafalskiej mówiła z kolei, że 500+ to „wyraz uznania od państwa polskiego za wychowanie młodego pokolenia Polaków”.

Źródło: Rocznik Demograficzny 2019 Głównego Urzędu Statystycznego

Jeśli program 500+ kiedykolwiek miał cel zwiększenia dzietności Polek, to jego rozszerzenie na pierwsze dziecko było w tej kwestii zwykłym sabotażem. Przypomnę, co mówiła Elżbieta Rafalska pod koniec 2017 roku:

Od początku mówiliśmy, że program będzie adresowany na drugie i kolejne dziecko, aby zmienić sytuację, w której dominuje model rodziny 2+1, a dążymy do tego, aby było przynajmniej 2+2.

Pompowanie pieniędzy rodziny 2+1 niezależnie od ich sytuacji materialnej ostatecznie pogrzebało więc pronatalistyczne cele 500+. A może alarmistyczne słowa Beata Szydło o „zapaści demograficznej” były po prostu grubo przesadzone i wcale nie jest tak źle z liczbą rodzących się dzieci? Niestety pani premier miała całkowitą rację - delikatniej tego nie mogła określić, by nie narazić się na zarzut patrzenia na ten problem przez różowe okulary.

Kiedy umrze ostatni Polak?

Wiemy, że w 2050 r. będzie w Polsce około 10 milionów osób w wieku poprodukcyjnym i tego nie da się już zmienić

- ostrzegł prof. dr hab. Janusz Witkowski, wiceprzewodniczący Rządowej Rady Ludnościowej, podczas debaty panelowej w Sejmie w 2017 r.
Źródło: Sytuacja demograficzna Polski - Raport 2017-2018, Rządowa Rada Ludnościowa.

W Japonii został uruchomiony zegar demograficzny, który wskazuje, że 12 sierpnia 3776 r. umrze ostatni Japończyk. Z pewnością taki zegar moglibyśmy uruchomić również w Polsce

- stwierdził dr Piotr Pilch podczas tej samej debaty.

Z kolei z wydanego w zeszłym roku opracowania Głównego Urzędu Statystycznego "Sytuacja demograficzna Polski do 2017 r. Urodzenia i dzietność" możemy wyczytać, że pełną zastępowalność pokoleń w Polsce zapewniłby współczynnik dzietności na poziomie co najmniej 2,1-2,15. Przekłada się to dziś na około 600 tysięcy dzieci rodzących się każdego roku. Obecnie nie jest to nawet 400 tysięcy.

Źródło: Rocznik Demograficzny 2019 Głównego Urzędu Statystycznego

Mało dzieci dzisiaj oznacza mało kobiet w wieku rozrodczym w ciągu kolejnych 20-30 lat. Zresztą już dawno wpadliśmy w nakręcającą się spiralę spadku liczby ludności. Sytuację pogarsza postępujący odpływ ludności, który obecnie dotyka aż 70 proc. kraju.

Według prognoz GUS w 2050 roku będzie nas mniej niż 34 miliony. Znacznie gorsze jest to, że radykalnie zmieni się struktura wiekowa społeczeństwa - w 2015 roku ludzi poniżej 60. roku życia będzie o ponad 9 mln mniej, a starszych niż 60 lat - aż o 4,6 mln więcej (13,7 mln).

Zerowy dorobek naukowy

O czekających nas problemach związanych z zapaścią demograficzną można by mówić długo, ale to temat na odrębny tekst. Wróćmy do wspomnianej na wstępie nominacji Barbary Sochy.

Jak czytamy w rządowym komunikacie, jej zadaniem będzie „przygotowanie strategii demograficznej, dzięki której zwiększy się dzietność i promocja tradycyjnego modelu rodziny”.

Nie wiem, co zdecydowało o wyborze pani Barbary Sochy na stanowisko pełnomocnika do spraw polityki demograficznej, ponieważ jej dorobek naukowy w dziedzinie procesów ludnościowych i polityki społecznej jest nieznany

- mówi mi prof. Kotowska, która zasiada nie tylko w RRL, ale także w Naukowej Radzie Statystycznej, oraz szefuje Komitetowi Nauk o Pracy i Polityce Społecznej PAN.

To ja spróbuję odpowiedzieć na pytanie, co zdecydowało. Jak czytam w biogramie Barbary Sochy na rządowej stronie, na SGH studiowała bankowość i politykę gospodarczą, a na UW podyplomowo dziennikarstwo. Potem była dyrektorem komunikacji, rzeczniczką prasową i dyrektorem ds. marketingu przemysłowego w IBM Polska na Europę Środkowo-Wschodnią.

Wszystkiemu winny Tęczowy Piątek?

Czyli na razie pudło. Czytam dalej i... bingo! „Od czerwca 2018 r. zajmowała się także m.in. projektami badawczymi i koordynacją kampanii społecznych w Fundacji Mama i Tata, jest prezesem Stowarzyszenia Ruch 4 Marca”.

Wchodzę na stronę Fundacji Mama i Tata i czytam najnowszy wpis: „Tęczowy Piątek wywołuje wiele pytań rodziców. Wydaje się, że kuratoria ani MEN nie panują nad sytuacją. Jako rodzice musimy brać sprawy w swoje ręce. Nie możemy liczyć na polityków. Lista kuratoriów i list poniżej”. Nieco niżej zamieszczony jest raport fundacji pt. „Organizacje LGBT w Polsce: działalność, finansowanie, sieci powiązań”.

Fundacja Mama i Tata działa już od 2010 roku, ale Stowarzyszenie Ruch 4 Marca to właściwie zupełna świeżynka. Po co powstała? „To sieć lokalnych stowarzyszeń, które tworzymy, by zaktywizować rodziców i pozostałych obywateli do obrony swoich praw. Bronimy dzieci przed 'nowoczesną edukacją seksualną', której założenia i program budzą ogromne wątpliwości” - czytam na stronie stowarzyszenia. Poniżej wezwanie do podpisania „karty wolności - odpowiedzi na deklarację LGBT+”.

No to już wiadomo, o co chodzi z tą „promocją tradycyjnego modelu rodziny”, którą wymieniono wśród zadań pani pełnomocnik. Nadal nie wiem jednak, co czyni panią Sochę ekspertem w dziedzinie demografii.

Kompletnym nieporozumieniem jest promocja tradycyjnego modelu rodziny jako sposobu na zwiększenie dzietności. To pomysł, który jest całkowicie sprzeczny z wynikami badań nad przemianami współczesnej rodziny i uwarunkowaniami decyzji rodzicielskich

- stwierdza prof. Irena Kotowska.

Tego trendu nie zatrzymamy

Prof. Kotowska tłumaczy, że para małżeńska to wprawdzie nadal najczęściej spotykana forma rodziny, ale jej udział w ogólnej liczbie rodzin maleje, podobnie jak wkład urodzeń małżeńskich w ogólną liczbę urodzeń. „Coraz więcej dzieci rodzi się w związkach niemałżeńskich i tego trendu nie zatrzymamy” - mówi ekspertka.

Zaglądam do raportu Rządowej Rady Ludnościowej z 2018 roku (gorąco polecam lekturę) i faktycznie - jeszcze w 2000 r. statystycznie jedno na ośmioro dzieci rodziło się poza małżeństwami, a w ostatnich kilku latach już co czwarte.

O absurdalności tezy, że promocja tradycyjnego modelu rodziny przekłada się na wzrost dzietności, może świadczyć porównanie sytuacji demograficznej Polski i Francji. Jak pokazują dane Rządowej rady Ludnościowej, nad Sekwaną poza małżeństwami rodzi się aż 6 na 10 dzieci, podczas gdy w Polsce na razie co czwarte:

Nasza wierność tradycyjnemu modelowi rodziny powinna rzucić Francuzów na kolana, prawda? No to spójrzcie na porównanie dzietności w obu krajach:

Prof. Kotowska podkreśla, że niezrozumiałe jest w tej sytuacji ignorowanie zmian zachowań społecznych dotyczących rodzin i prokreacji.

REKLAMA

„Było to także widoczne w odniesieniu do oczekiwanych prokreacyjnych skutków programu 500+” - mówi prof. Kotowska. „Demografowie wielokrotnie ostrzegali minister Elżbietę Rafalską, która była odpowiedzialna za wprowadzenie tego programu, że nie ma szans na trwałe zwiększenie dzietności Polek za pomocą bezpośrednich transferów pieniężnych” - dodaje.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA