Zamykanie kopalń? Hutek nie owija w bawełnę: zobaczcie, co robią Niemcy
Jak nowy rząd potraktuje podpisaną już z górnikami umowę społeczną? Dla niektórych ten dokument od początku tak pasuje do rzeczywistości i polityki klimatycznej UE, jak pięść do nosa. Ale Bogusław Hutek, szef górniczej „Solidarności”, przekonuje, że wszystkie zapisy powinny pozostać bez żadnych zmian. No chyba że te dotyczące okresu funkcjonowania poszczególnych kopalń. Zdaniem Hutka w niektórych przypadkach powinny być wydłużone.
Umowę społeczną rząd podpisał z górnikami pod koniec maja 2021 r. Dokument zakłada m.in. system dopłat do węgla, gwarancje zatrudnienia, indeksację górniczych wynagrodzeń, jednorazowe odprawy dla odchodzących dobrowolnie z pracy, a także harmonogram zamykania kopalń, który w pierwotnej wersji kończy się w 2049 r., czyli raptem na rok przed założoną przez Brukselę neutralnością klimatyczną w UE. Od początku nie brakowało tych, którzy na tej umowie nie zostawiali suchej nitki i wskazywali, że stoi ona w sprzeczności z unijną polityką klimatyczną.
Główny element umowy społecznej rządu z górnikami, tj. planowany mechanizm dalszego dotowania kopalń, jest niewykonalny, ze względu na kształt unijnych regulacji w zakresie pomocy publicznej. Komisja Europejska, badając proponowane przez państwo środki pomocowe, analizuje obecnie ich wpływ na klimat, a wynegocjowana umowa przewiduje wydłużenie funkcjonowania kopalni węgla energetycznego aż do 2049 roku, czyli aż o dwie dekady za długo - komentował podpisanie umowy społecznej Wojciech Kukuła, starszy prawnik w ClientEarth, ekspert Koalicji Klimatycznej.
Umowa społeczna, czyli górnicy nie wyobrażają sobie żadnych korekt
Górnicy sprawę widzą jednak całkiem inaczej. Dla nich polska transformacja energetyczna bez ich umowy społecznej nie ma żadnych szans na powodzenie. W październikowo-listopadowym wydaniu miesięcznika Solidarność Górnicza pisze o tym Bogusław Hutek, szef górniczej Solidarności.
Niech każdy zada sobie pytanie, czy warto dążyć do likwidacji własnej bazy surowcowej zwłaszcza dziś, w dobie wybuchających na całym świecie konfliktów zbrojnych, grożących kolejnymi kryzysami energetycznymi, czy też może warto byłoby się zastanowić nad rozsądnym utrzymaniem tego, co daje nam gwarancję, że z dnia na dzień nie pozostaniemy bez prądu i ciepła - twierdzi Hutek w swoim felietonie.
Więcej o umowie społecznej przeczytasz na Spider’s Web:
Dla tych zaś chcących polską transformację energetyczną tylko przyspieszyć ma jedną radę: zobaczcie, co się dzieje w Niemczech, gdzie wreszcie zrozumiano, że odejście do węgla do 2030 r. jest po prostu niemożliwe. Wspomina też ceny węgla z 2022 r., kiedy opał dla energetyki kosztował w granicach 20 złotych za GJ, podczas gdy węgiel z importu kosztował 65–70 zł za GJ.
Gdybyśmy nie mieli własnych kopalń, pozostałoby nam korzystanie z węgla importowanego, za który płacilibyśmy trzy razy więcej - odnosząc się do konkretnych sum, nie byłoby to 20 miliardów zł, a ponad 60 mld zł, gdybyśmy się natomiast oparli o energetykę zasilaną gazem, wspomniany wydatek wyniósłby około 200 mld zł - przekonuje szef górniczej Solidarności.
Wydłużyć życie kopalniom i zatrzymać import energii
Dlatego zdaniem Hutka umowa społeczna nie powinna być zmieniana. A jak już ktoś chce tak bardzo jakiś korekt, to te powinny dotyczyć harmonogramu zamykania kopalń.
W ostatnim czasie tu i ówdzie daje się słyszeć opinie, że umowę społeczną regulującą zasady transformacji górnictwa należy skorygować. Nie wiem, co osoby wypowiadające takie sądy mają na myśli, bo jeśli to, że niektórym kopalniom należałoby wydłużyć okres funkcjonowania ze względu na posiadane przez te zakłady złoża węgla, zgodziłbym się. Mam jednak obawy, iż chodzi tu o wpisanie się w coraz bardziej rygorystyczną „politykę klimatyczną” Brukseli, a więc skrócenie okresu żywotności zakładów górniczych - twierdzi Bogusław Hutek.
Przy okazji Hutek uderza też w polską politykę energetyczną, w której zamiast wykorzystywać rodzimy surowiec, to energię się importuje. Zwraca też uwagę, że porty znowu są pełne węgla.
Nie rozumiem pojawiającej się cyklicznie sytuacji - niezależnie od układu rządzącego - że jak jest drogi węgiel, to polskie spółki węglowe zmusza się do sprzedawania go energetyce po cenach niższych, aby złagodzić wzrost cen energii, gdy z kolei ceny węgla spadają, nikt nie chce dać górnictwu szansy, by mogło odrobić straty poniesione wskutek sztucznego zaniżania cen surowca - twierdzi związkowiec.