Wraca sprawa kopalni Turów. Mieszkańcy Czech pokazali pomiary
Wraca sprawa kopalni Turów i jej oddziaływania na czeskie miejscowości położone przy granicy z Polską. Nasi południowi sąsiedzi na budynkach umieszczają specjalne urządzenia monitorujące, które mają wykazać, czy nasza odkrywka nie odchyla im nieruchomości, co byłoby podstawą do wnioskowania o odszkodowania. Jeden z czeskich aktywistów twierdzi też, że mierzone poziomy hałasu są celowo zaniżane.

Czesko-polska awantura o kopalnię Turów i jej oddziaływanie na poziom wód podziemnych i generowany hałas dla mieszkańców przygranicznych miejscowości wcale się nie zakończyła. Przypomnijmy, że pierwsza skończyła się wypłaceniem Czechom odszkodowania w wysokości 45 mln euro. Jednak nasi południowi sąsiedzi cały czas analizują, w jaki sposób polska odkrywka wpływa na przygraniczne miejscowości.
Właśnie w 18 budynkach zlokalizowanych w Uhelnej, Hradku nad Nysą oraz w pobliskich Herzmanicach instalowane są specjalne urządzenia monitorujące, nieco większe od telefonu komórkowego, przekazujące dane w czasie rzeczywistym. Pierwsze umieszczono w kaplicy Matki Boskiej Pomocnej w Uhelnej - to budynek znajdujący się najbliżej kopalni Turów. Wszystko po to, żeby sprawdzić, jak domy mieszkalne i inne budynki nie są zagrożone przez polską kopalnię. Wtedy ich właściciele mieliby podstawy do ubiegania się o odszkodowanie.
Kopalnia Turów to nie tylko wody podziemne
Czesi od samego początku podpisania umowy miedzy rządem w Warszawie a tym w Pradze uważają, że są na tym porozumieniu stratni. Owszem, dostali pieniądze, ale kopalnia Turów wcale nie przestała im szkodzić. Stąd monitorowanie przygranicznych nieruchomości. Przed montażem urządzeń dokładnie udokumentowano stan techniczny tych budynków.
Dane będą przekazywane przez następne 10 lat. Dzięki temu nasi południowi sąsiedzi mają odpowiedzieć sobie na pytanie, czy kopalnia Turów oddziałuje tylko na wspominany za każdy razem poziom wód podziemnych, poziom hałasu, a także zanieczyszczenie powietrza, czy może również na same budynki i ich statyczność.
Hałas mierzony przy ograniczonej pracy kopalni?
Niedawno na platformie X pojawiło się nagranie, które umieścił Milan Starec, mieszkaniec przygranicznej Uhelnej i lokalny aktywista. Odnosi się w nim do hałasu generowanego przez kopalnię Turów. Jego poziom ma być sprawdzany cztery razy w roku przez Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego. Ale przed tymi pomiarami, jak przekonuje Starec, trzeba powiadomić o tym właściciela odkrywki - Polskę Grupę Energetyczną (PGE). Aktywista sugeruje, że kiedy już ostatecznie dochodzi do mierzenia hałasu z kopalni Turów, jej praca jest specjalnie ograniczana.
Mam aplikację na telefonie i mierzę hałas, który panował tu przez całą noc. Maksymalny poziom hałasu wynosi 59 decybeli, a średnia to 48 decybeli, a limit wynosi 40 - twierdzi Milan Starec.
Więcej o kopalni Turów przeczytasz na Spider’s Web:
Milan Starec twierdzi, że tym samym ustalony limit hałasu jest zwykle przekraczany przez kopalnię Turów, co jednak nie jest uwzględniane w trakcie oficjalnych pomiarów. Przypomnijmy, że analiza ekspertów z Fundacji Instrat z grudnia 2024 r. wskazuje, że węgiel brunatny straci udział w rynku już w perspektywie 2030 r., przede wszystkim na rzecz rosnących mocy odnawialnych źródeł energii, ale później również elektrowni gazowych. Tym samym do zamknięcia całego sektora węgla brunatnego w Polsce mogłoby dojść, zdaniem analityków, już w latach 2030-2035.
Już teraz Turów musi dopasowywać profil pracy do zmieniającej się produkcji z OZE. W przyszłości, za codzienną współpracę z OZE odpowiadały będą elastyczne jednostki gazowe, o niższych kosztach emisji EU ETS - przekonuje Michał Smoleń, kierownik programu badawczego Energia i Klimat w Fundacji Instrat i współautor raportu.