Urzędnicy skarbowi zaczęli na dużą skalę wysyłać do handlujących w internecie listy, w których ostrzegają ich przed taką aktywnością bez prowadzenia działalności gospodarczej i odprowadzania podatków. Skarbówka pisze nawet wprost, że ma pełną wiedzę o tym, co robimy w sieci i grozi poważnymi konsekwencjami, jeśli nie posłuchamy. Szkoda, że skarbówce znacznie gorzej idzie zwalczanie szarej strefy w handlu poza siecią, gdzie wciąż króluje zasada „Na fakturkę? A to będzie plus VAT”.
Masz nieużywane rzeczy w domu? Sprzedaj je! – zachęcają reklamy platform e-commerce, choć tysięcy Polaków wcale nie trzeba wcale do tego namawiać. Dla wielu z nas odzyskiwanie nawet drobnych sum z kupionych kiedyś, ale już niepotrzebnych ubrań, sprzętów sportowych czy mebli, jest czymś całkowicie naturalnym, ale nie brakuje osób, które uczyniły z tego źródło zarobku. I właśnie nimi coraz częściej interesuje się skarbówka.
„Gazeta Wyborcza” donosi, że fiskus nie tylko na masową skalę sprawdza osoby handlujące na takich platformach e-commerce, jak Allegro, OLX czy Vinted, ale także czyta nasze wpisy w mediach społecznościowych – także w zamkniętych grupach dyskusyjnych. Cel? Ujawnienie działalności handlowej prowadzonej w szarej strefie, czyli poza działalnością gospodarczą, czyli bez odprowadzania podatków.
Podatniku, wiemy wszystko
Jak wyjaśnia dziennik, wysyłane przez urzędników pisma to tak zwane listy behawioralne, czyli nakłaniające do zmiany postępowania. Jeśli dostaniemy taki list, może to oznaczać, że skarbówka ma na nas haka i może łatwo wykazać, że to, co robimy w internecie, wygląda na regularny handel, który musi być prowadzony w ramach działalności gospodarczej.
Choć granica pomiędzy pozbywaniem się niepotrzebnych rzeczy a zarabianiem na handlu w internecie jest często dość płynna, nie da się ukryć, że świadome unikanie zakładania działalności gospodarczej i płacenia ma dość krótkie nogi. Wszystkie transakcje są rejestrowane przez platformy e-commerce i dane te są przechowywane przez kilka lat. Dla skarbówki wszystko jest jak na tacy i właściwie wystarczy, że urzędnikom będzie się chciało po nie sięgnąć.
Zupełnie inaczej wygląda sytuacja „w realu”, jeśli chodzi o handel i usługi w szarej strefie. Pomimo prowadzonych od lat kampanii edukacyjnych, a także okresowych akcji skarbówki, zjawisko „Chce pan na fakturkę? A to trzeba będzie doliczyć 23 procent VAT-u” trzyma się bardzo mocno. Walka z szarą strefą zwłaszcza w przypadku usług remontowych i podobnych, prowadzonych w prywatnych mieszkaniach, jest bardzo trudna i pracochłonna. Na tym tle sięgnięcie po dane serwisów e-commerce to błahostka.
Flipujesz? Zapłać podatek
Warto przypomnieć, że niedługo mają zacząć obowiązywać przepisy, które wezmą na cel „flipowanie” artykułów z drugiej ręki, czyli takich, które kupiliśmy jako nowe po bardzo niskiej cenie na promocji, a następnie wystawiliśmy w internecie za wyższą cenę. Platformy e-commerce będą też musiały prowadzić wykaz sprzedawców, w którym rejestrowane będą kwoty dokonywanych przez nich transakcji. Pierwszy coroczny raport będzie przesyłany przez nie dopiero w styczniu 2024 r., ale na żądanie dyrektora Krajowej Administracji Skarbowej przedsiębiorcy będą musieli przedstawiać raporty na bieżąco.
Państwo chce zatkać lukę, którą obecnie wykorzystuje wielu sprzedawców, którzy sprzedają z zyskiem zakupione prywatnie towary. Nowe przepisy nakładają na takiego sprzedawcę nieprowadzącego działalności gospodarczej obowiązek zapłacenia podatku, jeśli cena zbytu jest wyższa niż cena zakupu, a transakcja nastąpi w ciągu sześciu miesięcy od dnia jego zakupu przez sprzedawcę.
Warto jednak pamiętać, że jeśli dany użytkownik sklepu e-commerce zajmuje się sprzedażą w sposób ciągły, zorganizowany i w celach zarobkowych, to taka działalność zostanie w świetle przepisów uznana za działalność gospodarczą. Pracownicy skarbówki będą przyglądać się osobom, które pod płaszczykiem prywatnej sprzedaży handlem w internecie, w praktyce zajmują się tym zawodowo.