REKLAMA

To będzie blackout, jaki nam się nawet nie śnił. Wszystko przez starą sieć i nową modę

Chociaż rządy kolejnych krajów zachęcają do kupowania samochodów na prąd, bo to ratuje środowisko i nasze płuca, to coraz częściej widać, jak w ten sposób wpadają przy okazji w pułapkę energetyczną. Bo tankowanie zamiast z dystrybutora paliwa - z gniazdka elektrycznego ma swój koszt. Najczęściej jest on po stronie starych i nie dostosowanych sieci elektroenergetycznych. Bo co nam po niespalinowych autach i nieemisyjnych źródłach ciepła przy okazji też, jak nie będziemy mieli ich do czego podłączyć?

To będzie blackout, jaki nam się nawet nie śnił. Wszystko przez starą sieć i nową modę
REKLAMA

Francuski rząd stawia na samochody elektryczne. Dlatego od nowego roku będą obowiązywać tam nowe, zielone premie, na co Paryż chce wydać miliard euro. Dzięki temu Fran chcący jeździć czterema kołami na prąd będą mogli liczyć na dopłatę od 5000 euro do 7000 euro w przypadku biedniejszych gospodarstw domowych. Boom na auta elektryczne widać też bardzo wyraźnie w Stanach Zjednoczonych. Tam zgodnie z najnowszym raportem BloombergNEF w pierwszej połowie 2023 r. w dziesięciu stanach sprzedaż pojazdów elektrycznych stanowiła co najmniej 10 proc. całej sprzedaży nowych samochodów osobowych. Wśród producentów prym rzecz jasna wiedzie Tesla.

REKLAMA

Według Kalifornijskiego Stowarzyszenia Dealerów Nowych Samochodów Tesla Model Y stał się ostatnio najlepiej sprzedającym się samochodem osobowym w Kalifornii. Konkurenci tacy jak General Motors, Ford, Rivian czy Hyundai muszą jeszcze zwiększyć skalę, aby w pełni wykorzystać rosnące rynki stanowe - czytamy w raporcie BloombergNEF.

Samochody elektryczne, czyli skąd będzie dla nich prąd?

Gwałtownie rosnącej sprzedaży elektryków należałoby wyłącznie przyklasnąć, gdyby nie jeden szczegół, na który od pewnego czasu starają się zwrócić uwagę analitycy. Elektryfikacja transportu, której właśnie jesteśmy świadkami, ma poważne konsekwencje. Im więcej samochodów elektrycznych, tym więcej stacji ładowania. Im więcej stacji ładowania, tym większe obciążenie sieci. A zapotrzebowanie na te urządzenia będzie coraz większe. Szacuje się, że w USA do 2030 r. ponad połowa nowych samochodów sprzedawanych w Stanach Zjednoczonych będzie na prąd. 

Całkowite wycofanie pojazdów napędzanych paliwami kopalnymi jest już w zasięgu ręki - twierdzi Kelly Levin, dyrektor ds. nauki, danych i zmian systemów w fundacji Bezos Earth Fund.

Tylko skąd prąd dla tych samochodów elektrycznych, skoro nie z paliw kopalnych? Chiny upierają się przy węglu, co nie jest takie dziwne. Państwo Środka co roku spala więcej czarnego złota niż reszta świata razem wzięta. Tylko w czerwcu 2023 r. Chiny wygenerowały o 14 proc. więcej energii z węgla niż miało to miejsce w czerwcu 2022 r. I właśnie to paliwo paradoksalnie ma zadbać o chińskie samochody na prąd. W Stanach Zjednoczonych receptą ma być jednak energia jądrowa.

Szykujmy się na skok zapotrzebowania energetycznego

To przy okazji też gwałtowny skok zapotrzebowania energetycznego. Zgodnie z szacunkami właśnie boom na samochody elektryczne w USA ma spowodować skok tego zapotrzebowania do 18 proc. do 2030 r. i do aż 38 proc. do 2035 r. Tymczasem w ostatniej dekadzie ów wzrost był na poziomie raptem ok. 5 proc. 

Mamy zatem czynniki napędzające duże potrzeby sieciowe zarówno po stronie podaży, jak i popytu - uważa Rob Gramlich, założyciel i prezes Grid Strategies, grupy zajmującej się polityką przesyłową.

Porzucenie więc paliw kopalnych na rzecz OZE to tylko jedna strona medalu. Drugą jest kondycja sieci elektroenergetycznej i jej dostosowanie do nowych potrzeb, wynikających również właśnie z elektryfikacji transportu. A to nie będzie wcale tanie. Np. w Kalifornii modernizacja tamtejszej sieci dystrybucyjnej, by spełnić cele związane z samochodami elektrycznymi, pochłonie 50 mld dol. do 2035 r.

Nawet pół liona złotych na polską sieć

Najbliższa dekada może więc okazać się decydująca. I albo elektryfikacja transportu okaże się wielkim sukcesem, albo wyjdzie nam bokiem. Lepiej też już teraz przyzwyczajać się do obrazków, wedle których - ze względu na ograniczenia samej sieci - nie będzie można tankować samochodów elektrycznych, a z dostępem do prądu instytucji użyteczności publicznej też może być kłopot. To nie jest wcale problem, który będzie dotyczył USA, Europy Zachodniej, a Polski akurat nie. Nic bardziej mylnego. 

Więcej o samochodach elektrycznych przeczytasz na Spider’s Web

Środki potrzebne na realizację niezbędnych w energetyce inwestycji są ogromne - stawia sprawę jasno od miesięcy Piotr Dziadzio, wiceminister klimatu i środowiska, Główny Geolog Kraju i pełnomocnik rządu ds. polityki surowcowej.

REKLAMA

Tylko do 2030 r. przyłączenie nowych moce OZE ma na kosztować jakieś 100 mld zł. A to dopiero początek. Zgodnie z projektem aktualizacji Polityki Energetycznej Polski 2040 r. na dostosowanie sieci do nowych wyzwań wydamy krocie.

Warunkiem technicznym niezbędnym do przeprowadzenia skutecznej transformacji jest odpowiedni rozwój sieci przesyłowej i sieci dystrybucyjnych. Nakłady na sieć niezbędne do zapewnienia możliwości funkcjonowania struktury mocy wytwórczych przedstawionej w niniejszym dokumencie w okresie do 2040 r. mogą sięgnąć rzędu 500 mld zł - czytamy w dokumencie.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA