REKLAMA

Milion polskich aut elektrycznych? NIK rozjeżdża wielkie marzenie premiera o Izerze

Dziś nie ma ani miliona aut, ani nawet jednego, nie ma też fabryki Izery, ani nawet terenu pod nią jeszcze nie ma. Najwyższa Izba Kontroli przeprowadziła szczegółową kontrolę i zastanawia się, czy w ogóle jest sens ciągnąć tę maskaradę, wydając publiczne pieniądze.

lex-izera-senat
REKLAMA

Był 2016 rok, kiedy Mateusz Morawiecki zapowiedział strategiczny cel Polski: wyprodukowanie miliona naszych własnych, polskich aut elektrycznych do 2025 r.

REKLAMA

Pierwszy sukces odtrąbiono wczesną jesienią 2017 r.

Jeszcze półtora roku temu polski samochód elektryczny był marzeniem, a teraz te marzenia zostały zmaterializowane - powiedział wtedy wyjątkowo z siebie dumny ówczesny minister energii Krzysztof Tchórzewski.

Powód do dumy? Spółka Electromobility Poland wspólnie z ministrem ogłosiła, że spośród 90 przysłanych obrazków polskiego auta elektrycznego jury wybrało cztery ich zdaniem najładniejsze. A już rok później miały powstać jeżdżące prototypy.

Ładne obrazki to za mało

Mamy 2023 r. i sprawy troszkę się pokomplikowały, bo do 2025 r. już właściwie niewiele zostało czasu, a nie mamy jeszcze nawet linii montażowej! Ba! ElectroMobility Poland nie ma jeszcze nawet terenu pod budowę fabryki aut i dopiero za tydzień ma się dowiedzieć, czy budowa na wybranym gruncie w ogóle będzie możliwa.

A w międzyczasie minęło już tyle czasu, że projekt karoserii, który z taką dumą w 2017 r. prezentował minister energii, już się na tyle zestarzał, że zdecydowano, iż należy ją zaprojektować od początku.

Przy takim tempie prac i skali opóźnień może się okazać, że jak już fabryka Izery kiedyś jednak ruszy, będzie za późno, żeby zawalczyła o rynek, który zgarnie mniej zdezorganizowana konkurencja i okaże się, że cały ten hałas o polskie auto będzie zupełnie o nic. I tym razem to nie moje dywagacje, ale wnioski z opublikowanego właśnie raportu Najwyższej Izby Kontroli.

Tak, NIK totalnie rozjechała przede wszystkim nadzór na projektem, w wyniku czego, jak pisze „Rzeczpospolita”, Izera może w ogóle nie dojechać do salonów.

Co jest nie tak?

ElectroMobility Poland beztrosko zapewnia, że jak tylko w przyszłym tygodniu okaże się, że fabryka może powstać na wybranym terenie pod Jaworznem, spółka natychmiast złoży wniosek o pozwolenie na budowę. I już na przełomie 2023 i 2024 r. będzie gotowa symbolicznie wbić w ziemię łopatę.

Więcej na temat fabryki Izery przeczytacie tu:

Tylko że przez te lata, przez które nikt do łopaty się nawet nie zbliżał, opóźnienia były takie, że projekt nie wyszedł nawet poza fazę przygotowawczą, co stanowi zagrożenie dla jego realizacji w ogóle - wynika z wystąpienia pokontrolnego NIK.

Kontrolerzy nie oceniali, czy projekt ma sens biznesowy, ani nie zabierali się za techniczne specyfikacje, bo to nie ich działka. Ale mimo to stwierdzili, że doinwestowanie EMP kwotą 250 mln zł w zamian za akcje spółki w drugiej połowie 2021 r. było działaniem nierzetelnym i ryzykownym dla gospodarowania publicznymi pieniędzmi i premier, który taką decyzje podjął, nie miał do tego podstaw.

Dlaczego? Bo finansowanie z publicznych środków to tylko część potrzebna w projekcie. Konieczne były też zewnętrzne fundusze. I w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów przyjęto, że EMP pozyska pozostałą części środków, ale to wcale nie było pewne. 

Po drugie, rząd w ogóle nie sprawował odpowiedniego nadzoru nad projektem, w który wpompowywał pieniądze. Wiedział, że są mega opóźnienia, ale nie zrobił żadnej kontroli, aby sprawdzić, jak darowane 250 mln zł jest wykorzystywane. 

Po trzecie, mimo że spółka zawalała, zarządowi wypłacano większe wynagrodzenia niż pozwalała na to uchwała walnego zgromadzenia EMP.

REKLAMA

A teraz należy zweryfikować ponownie, czy ten projekt w ogóle ma sens, szczególnie zanim rząd postanowi dosypywać do niego jakiekolwiek kolejne pieniądze. Bo według NIK może być tak, że i tak jest za późno, by Izera odpowiedziała na jakikolwiek popyt rynkowy - kto kupi nieznane polskie auto, jeśli w międzyczasie konkurencja solidnie rozepcha się już na rynku?

No cóż, to się czasem zdarza. Jak trzeba, lepiej ciąć straty i czasem marzenia porzucać. Nie ma co się za bardzo wyzłośliwiać na panu premierze. Na tych elektrycznych autach swego czasu wywalił się nawet Barack Obama - też obiecywał, że po amerykańskich ulicach do 2015 roku będzie jeździł milion aut na prąd. W 2017 r. jeździło najwyżej pół miliona.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA