REKLAMA

Masz problem z kredytem? Dostaniesz 2000 zł miesięcznie. Deal życia

Deal jest taki: obniżamy próg dla kredytobiorców, by łatwiej mogli korzystać z Funduszu Wsparcia Kredytobiorców, czyli otrzymywać dopłaty po 2 tys. zł miesięcznie do rat przez trzy lata, ale w zamian likwidujemy wakacje kredytowe w jakiejkolwiek formie – proponuje prezes ZBP. Bogaci złotówkowicze będą rozczarowani, ale skorzystają frankowicze. Brzmi fair.

Masz problem z kredytem? Dostaniesz 2000 zł miesięcznie
REKLAMA

Co dalej z wakacjami kredytowymi w 2024 r., nadal nie wiadomo. Politycy obecnej jeszcze opozycji chcą ograniczyć do nich dostęp, proponując jakiegoś rodzaju kryterium dochodowe, a ostatni pomysł Trzeciej Drogi brzmi tak: wakacje kredytowe tylko dla tych gospodarstw domowych, którym rata pochłania minimum 40 proc. Sensowne? Owszem, ale bankowcy właśnie wchodzą do gry i proponują upgrade pomysłu Trzeciej Drogi do jeszcze bardziej sensownego, bo po co kontynuować dwa programy pomocowe dla kredytobiorców, zamiast porządnie zreformować jeden? Argumentów za sensownością ich pomysłów jest więcej, ale o tym za chwilę.

REKLAMA

Zlikwidujmy wakacje kredytowe raz na zawsze

Propozycja dokładnie brzmi tak: zlikwidujmy zupełnie wakacje kredytowe, ale w zamian skupmy się na Funduszu Wsparcia Kredytobiorców, który można wykorzystać lepiej, zliberalizujmy zasady pomocy w ramach FWK, żeby więcej osób mogło z niego skorzystać, a banki dosypią tam pieniędzy i to tym kanałem pomagajmy osobom zagrożonym problemami - proponuje Tadeusz Białek, prezes Związku Banków.

Ma sporo racji. Ustawiając w samych wakacjach kredytowych próg na poziomie 40 proc. dochodu, które zjada rata de facto stosujemy bardzo podobne kryterium, jakie już funkcjonuje w Funduszu Wsparcia Kredytobiorców, tyle że w FWK jest to 50 proc. Ale prezes Białek mówi wprost, że warunki w FWK można zliberalizować, obstawiam, że do wynegocjowania jest spokojnie obniżenie progu do owych 40 proc.

Czy wtedy wyjdzie na to samo, jakbyście korzystali z wakacji kredytowych? Nie do końca, ale to też wcale nie jest tak gigantyczna różnica, jak wydaje się na pierwszy rzut oka.

W ramach FWK kredytobiorca nie otrzymuje żadnej gotówki w prezencie, tylko wsparcie w wysokości 2 tys. zł dopłaty do raty kredytu co miesiąc przez trzy lata, które później musi oddać. W sumie z FWK można otrzymać łącznie 72 tys. zł, ale spłata tej kwoty po pierwsze jest nieoprocentowana, a po drugie, ze 144 rat do spłaty z 44 można zostać zwolnionym, a więc 22 tys. zł można jednak dostać w prezencie.

W przypadku wakacji kredytowych też nie jest tak, że jedna rata kwartalnie, z której zwolniony jest kredytobiorca, to jest jakiś prezent, którego nie musimy oddawać. Przeciwnie. Część kapitałowa raty zostanie bowiem doliczona do salda kredytu i w przyszłości również trzeba będzie ją oddać. Ale fakt - dzisiaj to część odsetkowa stanowi większość miesięcznych rat i ona rzeczywiście zostanie wam odpuszczona.

Oba te rozwiązania to zatem w główniej mierze odsunięcie części zobowiązań wobec banku na lepsze czasy. I oba są finansowane przez same banki - żebyście nie myśleli, że prezes ZBP próbuje zepchnąć koszty wakacji obciążające banki na jakiś państwowy fundusz i podatników. FWK zasilane jest bowiem przez banki, a nie przez budżet. I banki gotowe zadbać, by znalazły się tam dodatkowe pieniądze, jeśli będzie trzeba obniżyć próg wejścia w FWK. 

Więcej o Funduszu Wsparcia Kredytobiorców przeczytasz tu:

Gdzie tu pułapka zastawiona przez bankowców?

Jest jeszcze jeden powód, dla którego taka zamiana wakacji na liberalny FWK jest korzystna: z funduszu korzystać mogą wszyscy kredytobiorcy, również walutowi, pod warunkiem że spełniają warunki do udzielenia pomocy:

  • rata zabiera co najmniej 50 proc. pensji (w ramach liberalizacji można obniżyć próg do 40 proc.)
  • utrata pracy i status bezrobotnego;
  • po odjęciu miesięcznych kosztów obsługi kredytu kredytobiorcy pozostaje w kieszeni na życie tylko 1552 zł/os. w gospodarstwie jednoosobowym oraz 1200 zł/os. w gospodarstwach wieloosobowych.

Tymczasem z wakacji kredytowych korzystają wyłącznie złotówkowicze, a frankowicze po raz kolejni zostali pozostawieni sami sobie. To jawnie niesprawiedliwe społecznie.

Ale skoro to rozwiązanie proponowane przez ZBP byłoby korzystne dla wielu kredytobiorców, dlaczego banki próbują lobbować za takim rozwiązaniem? Gdzie tu ich interes? Gdzie haczyk?

To całkiem proste: Fundusz Wsparcia Kredytobiorców jest nadal mało znany i korzysta z niego znacznie mniej osób niż mogłoby. Banki zapewne liczą, że tak pozostanie, a zliberalizowani zasad nie wyssie z nich tyle pieniędzy, ile wyssałyby znane i lubiane wakacje kredytowe.

REKLAMA

Jeszcze w czerwcu 2022 r. sam KNF szacował, że do skorzystania z FWK kwalifikować może się nawet 200 tys. Polaków, bo tyle właśnie kredytobiorców z powodu wzrostu stóp weszło w etap, z którym rata kredytu pochłania im już 50 proc. dochodu. Z danych Banku Gospodarstwa Krajowego wynika, że w okresie od stycznia 2022 r. do października 2023 r. z FWK skorzystało niespełna 14 tys. osób. To jasno pokazuje, na co banki liczą. A więc ich pomysł jest dobry, ale rezygnacja z wakacji kredytowych musiałaby iść w parze z bardzo solidną kampanią informacyjną o FWK, której adresatami byliby kredytobiorcy. I banki powinni to wziąć na siebie.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA