REKLAMA
  1. bizblog
  2. Gospodarka

Panie, czemu tak drogo? Polska klasa średnia zaczyna wielkie cięcie wydatków

Ulga dla tzw. klasy średniej zahamuje obniżki pensji tysięcy Polaków, ale nie zmieni faktu, że wszystko dookoła drożeje w szalonym tempie. Dla sporej części konsumentów pędząca inflacja to punkt zwrotny i sygnał, że trzeba zaciskać pasa. Knajpy, hotele i firmy remontowe czekają chude miesiące, jeśli nie lata.

05.02.2022
12:07
Polacy tną wydatki. Wzrost cen zaczyna na dobre pustoszyć nasze portfele
REKLAMA

W moim gronie ludzie rezygnują z tenisa, diety pudełkowej, prywatnych lekcji angielskiego

– słyszę od znajomego
REKLAMA

Rosnące koszty utrzymania sprawiły, że coraz więcej Polaków wzięło pod lupę swoje wydatki i zaczęło zastanawiać się, gdzie można by znaleźć oszczędności. Na gazie, którego koszty wzrosły średnio o prawie połowę, oszczędzać za bardzo nie można. Trudno też wyobrazić sobie, by mieszkańcy miast i wsi zaczęli nagle wyłączać światła po zmroku, żeby urwać nieco z rachunków za prąd, który od 1 stycznia podrożał średnio o 37 proc.

Nie za bardzo da się również zrezygnować z mieszkania jako takiego. A przecież ceny wynajmu poszły ostatnio w górę i zbliżają się do poziomu sprzed pandemii. Mocno wzrosły też raty kredytów. Po rozpoczęciu cyklu podwyżek stóp procentowych przez Radę Polityki Pieniężnej kredytobiorcy muszą wyskoczyć z dodatkowych 300-700 zł miesięcznie. A kolejne 200-400 zł dołożą do tego w najbliższym roku, bo analitycy głośno mówią, że stopa referencyjna wyniesie docelowo 5 proc.

No w i końcu jedzenie

Inflacja nie obeszła się litościwie z cenami żywności i ta rośnie w tempie kilkunastu procent rok do roku. Pewnych rarytasów można sobie oczywiście odmówić, ale nie zmienia to faktu, że jeść coś trzeba. Wzrost cen dotyczy tu wszystkich bez wyjątku.

Klasa średnia jest tym przerażona

Zaczęło się od bałaganu, którym przywitał ją Polski Ład. Początkowo wydawało się, że podatkowy strzał w plecy dostanie gros osób zarabiających poniżej 10 tys. zł brutto miesięcznie. Ostatecznie łatka reformy gwarantuje zachowanie dotychczasowych zarobków do 12,8 tys. zł brutto. Niby. Bo jak będzie naprawdę, nie jest w stanie odpowiedzieć nawet premier Morawiecki.

Po kilku miesiącach życia w niepewności i rosnącej z niepokojącą prędkością inflacji klasa średnia ma już chyba dosyć. Deklaracje cięcia wydatków padają w codziennych rozmowach, internetowych dyskusjach. Powoli widać ją też w statystykach.

Ale po kolei. Pewien czas temu pytanie o oszczędności zadała na Twitterze producentka filmowa Marta Habior. Zaczęło się wielkie wyliczanie.

Mieszkam w małym mieście. Sobotni lub niedzielny obiad na mieście kosztował nas w 4-5 osób od 150 do 220 zł, w zależności od ilości. Wczoraj w 5 osób zapłaciliśmy 440 zł. Chyba jednak zrezygnujemy z cotygodniowych wypadów – zaczęła pani Ewelina.

Ograniczyłam przyjemności - kino, palmiarnia, muzea – pisze kolejna użytkowniczka

Większość komentarzy kręci się wokół gastronomii i przemysłu rozrywkowego.

Pod nóż idą wydatki na knajpy, subskrybcja HBO i Spotify

Jedna internautka zastanawia się nad rezygnacją z robienia hybryd, kursu angielskiego i wakacyjnego wyjazdu

Wprowadzamy system oszczędzania na wszystkim - okazuje się, że jest trochę możliwości – dorzuca bez owijania w bawełnę pan Piotr

Brzmi to może dla niektórych jak problemy pierwszego świata. Podstawy egzystencji polskiej klasy średniej nie zostaną przecież naruszone. Jej przedstawiciele wciąż będą mieli dach nad głową, pewnie nawet na głowę nic kapać nie będzie. Będzie za co zjeść i się ogrzać. Na dojazdy do pracy też wystarczy.

Z drugiej strony mamy jednak przedsiębiorców. Ci są pewnie dużo mocniej wystraszeni całą sytuacją. Od nowego roku to właśnie oni przyjęli na siebie największe, sięgające setek procent, podwyżki cen gazu. Media donoszą, że kultowe restauracje i inne punkty usługowe zamykają podwoje, bo interes przestał im się spinać. Ktoś robi wspomniane hybrydy, ktoś inny pracuje w kinie. Teraz te branże czeka duży kryzys, który przedsiębiorców pociągnie po kieszeni. Może nawet bardziej niż konsumentów.

Związek Przedsiębiorców i Pracodawców alarmuje, że Indeks nastrojów przedsiębiorców „Busometr” na pierwsze półrocze 2022 roku znalazł się na rekordowo niskim poziomie. ZPP pisze, że indeks spadł do 34,4 punktu - o 7,8 punktu procentowego w stosunku do ostatniego badania dotyczącego nastrojów na II półrocze 2021 r.

 class="wp-image-1697170"
źr: Indeks nastrojów przedsiębiorców „Busometr”

Badanie opiera się na trzech komponentach: koniunkturze gospodarczej, rynku pracy i inwestycjach. Ten pierwszy i ostatni ciągną cały indeks w dół. Pracodawcy byłoby jeszcze bardziej wystrachani, gdyby nie to, że ich zdaniem na rynku pracy nie dojdzie do żadnej rewolucji.

Co do popytu konsumenckiego – aż 68 proc. respondentów uważa, że koniunktura się pogorszy. Jedna czwarta jest nawet zdania, że „znacznie”. Przeciwną opinię ma tylko 12 proc. badanych.

 class="wp-image-1697173"
źr: Indeks nastrojów przedsiębiorców „Busometr”

Ten pesymizm nie jest wywołany narzekaniem na Twitterze. GUS odnotował w styczniu 2022 r. pogorszenie nastrojów konsumenckich o 1,9 p.p. w porównaniu z grudniem i o 4,1 p.p r/r.

Spośród składowych wskaźnika najbardziej pogorszyły się oceny przyszłej sytuacji finansowej gospodarstwa domowego oraz przyszłej sytuacji ekonomicznej kraju (spadki odpowiednio o 4,9 p. proc. i 4,5 p. proc.). – czytamy w komunikacie GUS.

Urząd podaje pod spodem dane historyczne sięgające 2006 r. Ocena zmiany sytuacji finansowej w perspektywie 12 miesięcy nigdy nie była tak zła. Nawet na początku pandemii.

Minorowe nastroje biją też z „Szybkiego Monitoringu” NBP

Polockdownowe odbicie popytu mamy już za sobą:

Szczęście w nieszczęściu wygląda tak, że na zaciskaniu pasa przez klasę średnią zyskają przynajmniej osoby, które przymierzają się do urządzania mieszkania lub remontu. Analityk rynku nieruchomości Tomasz Narkun szacuje w rozmowie z BIzblog.pl, że wykończenie mieszkania w stanie deweloperskim kosztuje około 2500 zł za metr. Według jego obserwacji wielu nabywców lokali nie zdaje sobie sprawy z kosztów, jakie będą musieli ponieść po sfinalizowaniu umowy z deweloperem.

Efekt? Część klientów zwyczajnie odpuszcza.

REKLAMA

Firmy remontowe i podwykonawcy zaczynają sami dzwonić z pytaniem o zlecenia. Branża dostała sygnał, że pracy robi się coraz mniej. Jeszcze pół roku i rynek powinien się odkorkować – przewiduje Narkun.

Budowlańców bieda jednak nie czeka. Owszem, robota już nie będzie palić się w rękach, trudniej będzie też wybrzydzać na zlecenia, ale może dzięki temu rynek powróci do względnej równowagi. Inne branże takiego farta nie mają.

Czytaliście, że inflacja to ukryty podatek? To teraz zobaczycie jego wysokość w pełnej krasie.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja:
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA