REKLAMA

Polacy „żrą” więcej mięsa niż inni. Lobbyści robią nam wodę z mózgu

Jedzenie soi jest „niemęskie”, jedzą ją tylko „członkowie sekty”, a „prawdziwy mężczyzna” je czerwone mięso - wiadomo, inaczej nigdy nie wypracuje mięśni jak Supermen - tak mięsne lobby próbuje wpływać na konsumentów w sieci. Nie tylko w Polsce. Ale to właśnie Polacy bezmyślnie mu ulegają, jak owieczki prowadzone na rzeź. A raczej świnki - bo wieprzowinę jemy najczęściej, choć nasz kraj jest drobiarskim potentatem.

mieso-zmiany-klimatu-raport
REKLAMA

Ta teza o zintensyfikowanych działaniach lobby mięsnego w sieci to nie moje wymysły, ale raport fundacji Changing Markets Foundation. Przeanalizowała ona wpisy na platformie X (dawniej Twitter) w ciągu ostatnich 14 miesięcy i naliczyła ponad milion postów na temat konsumpcji i produkcji mięsa, które zawierały nieprawdę lub chociaż półprawdę, a ich celem było zmanipulowanie użytkowników.

REKLAMA

Nie jesz mięsa - jesteś w sekcie

Bardzo często manipulacja polegała na wmawianiu czytelnikom, że jedzenie dużej ilości czerwonego mięsa jest korzystne dla „prawdziwych mężczyzn”, bo pozwoli im zbudować odpowiednią muskulaturę. I przez analogię, roślinne zamienniki mięsa są „niemęskie” i nie pozwalają utrzymać formy, a więc i zdrowego stylu życia.

Skoro już przy argumentach odwołujących się do emocji i wartości jesteśmy, to przekaz mięsnego lobby często skupiał się również na tym, że ci, co nie jedzą mięsa są fanatykami i sekciarzami - łatwo dojść do wniosku, że to raczej niedobrze i trzeba trzymać się od nich z daleka, prawda?

Ale były też i ordynarne, „twarde” kłamstwa jak to, że produkty odzwierzęce są przyjazne dla środowiska w przeciwieństwie do alternatywnych źródeł białka - nie tylko roślinnego, ale też mięsa komórkowego, które niby generuje 25 razy więcej CO2 niż tradycyjne mięso nie hodowane w laboratorium. Te dane miało pokazać niby jakieś badanie, które jednak nigdy nie zostało poddane recenzji, czyli weryfikacji przez środowisko naukowe, tymczasem realistyczne scenariusze mówią raczej o odwrotnej relacji - to właśnie mięso z laboratorium pozwoli ograniczyć emisję CO2.

I żeby jeszcze postawić kropkę nad „i”, gdyby ktoś miał wątpliwości, prawda jest taka, że za niemal 15 proc. całości globalnej emisji CO2 odpowiada hodowla zwierząt. To mniej więcej tyle samo, ile generuje transport, co do którego nie mamy wątpliwości, że musi przejść ekologiczną rewolucję i już dziś jest coraz silniej regulowany. A skupiając się na samym sektorze żywności, 60 proc. tego, co on globalnie generuje, to właśnie produkcja mięsa.

Więcej o rynku mięsa przeczytasz tu:

Szwajcarzy i Rosjanie jedzą mniej mięsa niż my

Ale mamy to w Polsce w nosie najwyraźniej. Doskonale zresztą pokazuje to awantura, która wybuchła po podcaście Forum IBRiS, w którym rozmawiałam z prof. Filipiakiem, twórcą Comarchu, właśnie m.in. o mięsie. Ileż to wówczas podpaliło społecznych emocji! Ale wiecie co? Prof. Filipiak, mówiąc, że „Polacy powinni przestać żreć tyle mięsa”, miał rację.

Forsal opisuje raport firmy Strategy&, z którego wynika, że przeciętny Polak zjadł w 2022 r. 73,2 kg mięsa. Czy to dużo? To o ponad 5 kg więcej niż mieszkaniec UE. Dla porównania, Brytyjczycy jedzą 55,8 kg rocznie, czyli o ponad 17 kg mniej, Szwajcarzy 47,6 kg, czyli o ponad 25 kg mniej. Że porównuję nas do innych kulturowo, bogatych krajów, gdzie może po prostu jedzą więcej drogiego łososia i krewetek, bo ich stać? Bardzo proszę, porównajmy się do Rosji - tam jedzą 60 kg rocznie, czyli o ponad 13 kg mniej niż my. Z której strony nie spojrzeć, rzeczywiście „żremy” dużo więcej mięsa niż inni.

Dlaczego? Moja robocza teza jest taka, że ten lobbing branży mięsnej ostro wchodzi nam do głów. Dowód? Kolejna inba, która miała miejsce niedługo po aferze z prof. Filipiakiem, to stary, odgrzany nie wiadomo dlaczego przez „Dziennik Gazetę Prawną” raport, który natychmiast wykorzystał PiS, by w przedwyborczej kampanii straszyć nas tym, że UE każe nam jeść robaki zamiast kotletów.

Jakież to było nośne! Ileż emocji wywołała w prawdziwych Polakach konieczność obrony niedzielnego kotleta - to przecież była obrona polskości, a nie schabowego, a więc bronić trzeba jej było niczym jedynego prawdziwego papieża z Wadowic.

Serio myślicie, że lobby mięsne nie miało nic wspólnego z tamtymi inbami? Dajemy się robić jak dzieci.

Mięso w Polsce jest za tanie

Ale jest też drugi powód, na który wskazują autorzy raportu Strategy&: cena mięsa jest w Polsce niższa niż w krajach UE. Ba! Wskazują, że w tym roku spożycie mięsa w Polsce jeszcze wzrośnie! I to mimo inflacji i tego, że realnie od dwóch lat biedniejemy.

Co z tym zrobić? To proste - wprowadzić dodatkowy podatek od mięsa, skoro jest za tanie w porównaniu do innych krajów. Tak, to zwiększyłoby jeszcze nierówności ekonomiczne i uderzyło podatkowo szczególnie w biedniejsze grupy społeczne, głównie na wschodzie Europy. Według zeszłorocznego raportu „Would a Meat Tax in Europe Inevitably Burden the Poor?” W Polsce to dodatkowe obciążenie wyniosłoby ok. 40 euro rocznie, czyli ok. 170 zł. 

REKLAMA

Rozwiązanie jest jednak całkiem proste: odpowiednia redystrybucja może to złagodzić - rekomendował miesiące temu, omawiając ten paper, prof. Michał Brzeziński, ekonomista z Uniwersytetu Warszawskiego, specjalizujący się w badaniu nierówności i ubóstwa. Tylko trzeba chcieć. A póki co, Europa dotuje produkty odzwierzęce, w tym samym czasie opowiadając, że dni samochodów spalinowych są policzone, bo klimat…

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA