Mówią, że podatek katastralny to bajki. To po co szykują ten rejestr?
Pojawiły się pewne przesłanki. Żadna decyzja, żeby wprowadzić kataster, nie zapadła i może nie zapadnie jeszcze przez kolejne lata. Ale jest coś, o czym prawdopodobnie nie macie pojęcia, a już się dzieje. Powstaje system, bez którego podatek katastralny nie mógłby ruszyć. Ma być gotowy do 2035 r.
Wiecie, co jest wydarzeniem roku na rynku mieszkaniowym? Pewnie każdy odpowie, że decyzja o porzuceniu pomysłu kredytu 0 proc. zwanego też kredytem #naStart.
Ale to podwójnie złudne. Po pierwsze dlatego, że resort rozwoju powiedział jedynie, że porzuca ten pomysł, o który bili się od miesięcy koalicjanci, a to wcale nie oznacza, że idea innych dopłat do kredytów została porzucona.
Ba! Minister Paszyk zapowiedział, że w I kwartale 2025 r. przedstawi inny pomysł na rynek mieszkaniowy i wiele wskazuje na to, że ów nowy pomysł będzie się opierał na założeniach dawnego programu Mieszkanie dla Młodych, które było niczym innym jak programem dopłat.
Bardzo możliwe zatem, że kategoryczne uśmiercenie kredytu 0 proc. było jedynie na pokaz, a karawana jedzie dalej.
Więcej wiadomości na temat nieruchomości:
A więc śmierć kredytu 0 proc. może być pozorna, ale jest jeszcze drugi powód, dla którego to wcale nie musi być najważniejsze wydarzenie 2024 r. Bo jest coś, co może okazać się znacznie ważniejsze, a być może nawet wstrząsające dla rynku mieszkaniowego, tylko że zrozumiemy to dopiero za kilka lat. Dziś wygląda to jeszcze niewinnie, w dodatku na tyle „ekspercko”, że ma małą zdolność, by przebić się w mediach i trafić do Polaków.
Baza pod podatek katastralny
Wiecie, dlaczego wykrzykiwanie: „kataster subito!” jest pozbawione sensu? Bo „subito” jest po prostu niemożliwe, nie da się tego zrobić natychmiast, od ręki, nawet gdyby była do tego wola polityków.
Dlaczego? Bo podatek katastralny to podatek od wartości nieruchomości, żeby więc go pobierać, państwo musiałoby mieć najpierw bazę wszystkich nieruchomości w całym kraju, a potem jeszcze ich aktualną wycenę. A nie ma.
Jak bardzo jest źle w tym zakresie, pokazuje raport NIK, który ujawnia, że na przykład Opole nie objęło podatkiem od nieruchomości 16 proc. budynków na terenie miasta - tym starym prostym podatkiem naliczanym od metrażu, nie od wartości. Podatek nie został pobrany, bo miasto go nie naliczyło, a nie naliczyło, bo nie wiedziało o istnieniu tych budynków, zniknęły z pola widzenia w rejestrach.
Ale okazuje się, że to się ma zmienić i to właśnie, moim zdaniem, najważniejsza informacja z rynku mieszkaniowego 2024 r.
Wiceminister rozwoju i technologii Tomasz Lewandowski z Lewicy w wywiadzie dla Interii gdzieś na początku grudnia zapowiedział, że każdy właściciel lokalu będzie miał obowiązek zgłosić go do Centralnej Ewidencji Lokali. Każdy lokal dostanie indywidualny cyfrowy numer i zostanie oznaczony, w jaki sposób jest użytkowany - czy prywatnie, czy jest wynajmowany krótko- lub długoterminowo. W ten sposób uda się ustalić w końcu lukę mieszkaniową, w jakich regionach Polski są największe potrzeby mieszkaniowe, gdzie są pustostany, pozwoli też ograniczyć szarą strefę w najmie.
Ale to dopiero początek. I dopiero pomysł.
Tymczasem to, co się faktycznie już dzieje, to budowanie Zintegrowanego Systemu Informacji o Nieruchomościach (ZSIN), czyli ogromnej bazy danych, która połączy różne, dziś niekompatybilne bazy danych choćby z ewidencją gruntów i budynków. To potężna operacja. I bardzo trudna, bo trwa już jakichś… 20 lat.
Po 2035 r. fiskus może dobrać się do betonowego złota
To nie żart. Wiceminister zadeklarował jednak w tym roku, że ZSIN ma być gotowy w 2035 r. I jeśli uda się to rzeczywiście w końcu dowieźć, taki jednolity system informacji o nieruchomościach będzie podstawą do dyskusji, czy wprowadzić podatek katastralny czy nie. Bez ZSIN ani rusz.
Jak czytam na stronach Głównego Urzędu Geodezji i Kartografii, ZSIN nie tylko połączy różne bazy danych, ale też publiczne rejestry cen i wartości nieruchomości, potem włączy notariuszy, a na koniec, cyk, uruchomi dostęp do tego wszystkiego dla administracji skarbowej.
A zatem, do 2035 r. wasze betonowe złoto jest bezpieczne, potem fiskus może jednak zrobić się bardziej łapczywy, a politycy mniej niechętni podatkowi katastralnemu. Po co mają wkurzać dziś swoich wyborców, skoro nic jeszcze nie da się ugrać? Ale w 2035 r. to będzie zupełnie inna dyskusja.