Kredytu 0 proc. nie będzie. Miliardy na mieszkania dla Polaków przepadną
Ministerstwo rozwoju, po roku walki we własnym gronie, czyli z politycznymi sojusznikami, w końcu się poddało i oficjalnie ogłosiło, że Kredytu 0 proc. nie będzie. Prace nad tym feralnym pomysłem zostały oficjalnie zakończone. W I kw. 2025 r. ma pojawić się jakiś nowy pomysł mieszkaniowy, ale jak rząd się nie pospieszy z uchwaleniem „tego czegoś”, Polakom przepadnie 4,5 mld zł do wydania na mieszkania.
Ta absurdalna przepychanka o kolejne dopłaty do kredytów mieszkaniowych trwała długo, za długo, bo po raz pierwszy pomysł na Kredyt 0 proc. Donald Tusk ogłosił jeszcze w lutym 2023 r., a więc 22 miesiące temu.
Odkąd koalicja wygrała wybory i przejęła władzę po PiS, cały czas trwały prace nad wprowadzeniem programu dopłat, który zastąpi Bezpieczny kredyt 2 proc., minął więc już rok. Po drodze, podczas próby przepychania programu kolanem, pojawiły się nawet ofiary, bo stanowisko stracił wiceminister rozwoju Jacek Tomczak.
I po tej długiej awanturze mamy w końcu jasność - Kredytu 0 proc. nie będzie - powiedział minister rozwoju w czwartek 12 grudnia na antenie radia Zet.
Po tylu miesiącach chaosu w tej sprawie, chyba wszyscy odetchnęli, nawet sprzedający mieszkania, którzy na dopłaty podbijające ceny liczyli, bo przynajmniej rynek wie, na czym stoi.
Więcej wiadomości na temat nieruchomości poniżej:
Biedni nie będą jednak kupować mieszkań bogatym
Przypomnę tylko krótko, że Kredyt 0 proc., choć parametry tego pomysłu w międzyczasie się zmieniały, miał być oparty o drugi próg podatkowy, co oznacza, że wszyscy Polacy zrzucaliby się na dopłaty do kredytów dla tych, którzy zarabiają do 120 tys. zł rocznie. Brutto. To oznacza 8 427,85 zł netto.
A skoro średnie wynagrodzenie wynosi obecnie 8316 zł, czyli jakieś 6 tys. zł netto, często wypadałoby, że mniej zamożni dopłacają bardziej zamożnym. Słabo.
To w sumie jeszcze nic, bo lepiej spojrzeć właściwie nie na średnie wynagrodzenie, ale na medianę, czyli środkową wartość wynagrodzeń, gdzie połowa Polaków zarabia mniej, a połową więcej. Tą kwotą środkową w czerwcu 2024 r. (ostatnie dostępne dane) było 6,5 tys. zł brutto, czyli 4,7 tys. zł netto.
Ale zostawmy to, bo to już nam nie grozi.
Albo nowy program, albo przepadnie 4,5 mld zł
Minister rozwoju i technologii nie poddał się jednak ostatecznie, zapowiedział bowiem, że na miejsce nieszczęsnego Kredytu 0 proc. będzie inny program mieszkaniowy i minister pokaże go w pierwszym kwartale 2025 r., czyli w sumie już za chwilę.
Ale sprawy od razu będą musiały nabrać tempa. Krzysztof Paszyk przyznał bowiem, że razem z ujawnieniem nowego pomysłu od razu trzeba będzie się dziarsko zabrać za jego uchwalanie, również w pierwszych trzech miesiącach roku. W budżecie państwa na przyszły rok jest bowiem zarezerwowane 4,5 mld zł na programy mieszkaniowe, jeśli do końca marca 2025 r. ministerstwo nie będzie miało konkretnego pomysłu, jak je wydać, mogą po prostu przepaść.
W sumie jasne już dziś jest, że te pieniądze nie zostaną wydane na jakąś nową formę dopłat do kredytów, bo ta trwająca rok awantura o Kredyt 0 proc. wyraźnie pokazała, że koalicjanci na to nie pozwolą.
Rekordowo złe nastroje deweloperów
A to z kolei oznacza, że stabilizacja cen mieszkań za chwilę może przerodzić się w spadki. Zaczynają to już rozumieć nawet deweloperzy. Serwis Tabelaofert.pl właśnie opublikował najnowsze wyniki comiesięcznego Indeksu Nastrojów Deweloperów, który pokazuje, że jest coraz gorzej.
Już prawie nikt w tym gronie nie wierzy we wzrosty cen - jedynie 2,7 proc. badanych deweloperów odpowiedziało, że w ciągu najbliższych sześciu miesięcy ceny mieszkań mogą wzrosnąć, z kolei odsetek tych, którzy przewidują spadki cen, jest na rekordowym poziomie i wynosi 30,4 proc.
To oznacza, że spadków spodziewa się już co trzeci deweloper, miesiąc temu spodziewał się co czwarty, a dwa miesiące temu tylko co piąty. Cóż, szybko poszło.
Ciekawe, że te nastroje deweloperów siadły jeszcze zanim minister Paszyk oficjalnie złożył broń. Winne jest pewnie co innego - niespodziewana wypowiedź prezesa NBP Adama Glapińskiego, która radykalnie odsunęła perspektywę obniżek stóp procentowych być może nawet na 2026 r.
Czy tak się rzeczywiście stanie, to się dopiero okaże, ale jednak taka perspektywa mogła na rynku wywołać szok na pewno większy niż oficjalne zaoranie dopłat kredytowych, które już dawno leżały na OIOM-ie bez perspektyw na przeżycie.
Oficjalna wieść o ich śmierci teoretycznie powinna spowodować, że sprzedający w końcu pogodzą się z koniecznością obniżania cen mieszkań. Ale tylko teoretycznie. W praktyce równie dobrze mogłoby być tak, że kupujący zrozumieją, że nie ma sensu czekać na dopłaty i dłużej wstrzymywać się z decyzją i popyt na mieszkania nieco się właśnie poprawi.
Tak, to możliwe. Ale raczej tylko wtedy, jeśli słowa prof. Glapińskiego o odłożeniu obniżek stóp były tylko straszakiem.