Podniesienie wieku emerytalnego? Jeden krok i sprawa zostanie załatwiona już do końca świata. Ten krok wymaga poświęcenia - jeden premier musi dać głowę. Ale jeśli się poświęci, to już żaden inny polityk do końca świata nie będzie musiał walczyć z własnym narodem. Bo chcemy, nie chcemy, wiek emerytalny będzie rósł, chociaż politycy za wszelką cenę będą starali się od tego tematu trzymać z daleka.
Całkiem niedawno minister funduszy i polityki regionalnej Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz nieopatrznie wyciągnęła na wierzch dyskusję o podniesieniu wieku emerytalnego, co przypomniało nam wszystkim, jak ten temat strasznie nas wkurza, a mówiąc bardziej cywilizowanym językiem: jak wielki opór społeczny wzbudza, choć taka decyzja byłaby ze wszech miar racjonalna.
Cała Europa ma problem z wiekiem emerytalnym
Ale nie bądźmy dla siebie zbyt surowi. Dokładnie taka sama furia opanowuje inne narody, kiedy ich politycy sięgają do szufladki z napisem: „podniesienie wieku emerytalnego”. Z ostatnich historii warto wspomnieć choćby Francję, która wyszła na ulice palić opony, gdy władza chciała podnieść wiek emerytalny z 62 do 64 lat.
64 lata to nadal niewiele, przypomnę, że w Polsce ta granica to 65 lat dla mężczyzn i to po obniżce zafundowanej przez PiS, choć dla kobiet granica jest niższa i wynosi 60 lat. Pewnie przyjdzie czas, że trzeba będzie znów zmierzyć się z rozwścieczonym tłumem, bo wiek emerytalny znów trzeba będzie podnieść.
Emmanuel Macron ostatecznie postawił na swoim, rzucając na szalę swoją głowę, czyli karierę polityczną. Ale mógł zrobić to mądrzej, tak by żaden inny francuski polityk w przyszłości nie musiał kłaść głowy albo przynajmniej nie rozważać, czy w ogóle ma odwagę to zrobić. W jaki sposób? Z propozycją już wiele miesięcy temu wyszła niemiecka ekonomistka Veronica Grimm, która w ten sposób zabrała głos w dyskusji na temat konieczności podnoszenia wieku emerytalnego w Niemczech - powiążmy wiek emerytalny ze średnią długością życia.
Emerytura. 60-latek to nie starzec
Społeczeństwo statystycznie żyje dłużej, to i pracuje dłużej. W ostatnim wywiadzie przeprowadzonym przez Grzegorza Siemiończyka dla money.pl prof. Marek Góra (współautor polskiego systemu emerytalnego wprowadzonego w 1999 r.) podkreśla, że wiek przechodzenia na garnuszek ZUS na poziomie 65 lat został wprowadzony w pierwszych systemach emerytalnych pod koniec XIX w., gdy ludzie żyli nieporównanie krócej, a większość w ogóle nie dożywała wieku emerytalnego. Wiedzieliście?
A dziś przechodzimy na emeryturę z myślą, że jeszcze kawał życia przed nami. Eksperci OECD z grubsza szacują, że w krajach uprzemysłowionych pracownicy spędzają dwie trzecie swojego dorosłego życia w pracy i jedną trzecią na emeryturze. Nie na tym to miało polegać.
I jeszcze jedna ciekawostka od Marka Góry: określenie „emerytura” to element nowomowy, a do lat 70. XX w. stosowana była nazwa „renta starcza”, zdaniem profesora, bardziej poprawna i należałoby do niej wrócić, bo to uświadomiłoby ludziom, kiedy jest na nią czas. Czy dzisiejszy 60-latek to starzec?
A zatem, skoro długość życia się wydłużyła od końca XIX wieku, jakim cudem liczymy na to, że pracować będziemy tyle samo, ale pobierać starcze świadczenie o wiele lat dłużej i nie umrzemy z głodu? To nie ma prawa się spiąć.
Osiem miesięcy pracy, cztery miesiące wolnego
Wracając do niemieckiej ekonomistki i jej propozycji. Skoro już jakiś kraj stoczy walkę z obywatelami, żeby system emerytalny trochę nadgonił wydłużające się życie, to warto przy tej okazji wbudować automatyzm. Jeśli średnia długość życia wzrośnie o rok, dwie trzecie dodatkowego roku zostanie przeznaczone na pracę zarobkową, a jedna trzecia na emeryturę. To by dawało wydłużenie pracy o osiem miesięcy i cztery miesiące emerytury. To propozycja Grimm dla Niemiec, ale zasadę może wykorzystać każdy. „Die Welt” rok temu przypominał, że to wcale nie jest takie rewolucyjne, bo już kilka krajów powiązały wiek emerytalny ze średnią długością życia. Uczyniły tak Dania, Estonia, Finlandia, Włochy, Holandia, Portugalia, Słowacja i Szwecja.
A taka Dania, Estonia, Grecja i Włochy to w ogóle pochodzą do sprawy srogo, bo za każdy dodatkowy rok oczekiwanej długości życia podnoszą wiek emerytalny również o rok, a nie o dwie trzecie roku, jak proponuje Niemcom Veronica Grimm.
Więcej wiadomości na temat seniorów można przeczytać poniżej:
Francja w 2023 r. przegapiła tę okazję, Polska na razie jeszcze nowej okazji nie ma, bo koalicja rządząca zaklina się, że wieku emerytalnego nie ruszy. Premier Donald Tusk ma z tym fatalnie doświadczenia. Ale skoro już i tak na zawsze będzie miał jako polityk łatkę tego, co niszczy młodym emerytom zabawę, to może właśnie on jest najlepszym kandydatem, by położyć głowę raz za wszystkich innych premierów w przyszłości, w imię rozwiązania problemu emerytalnego? Już żaden inny po nim nie będzie musiał mierzyć się z gniewem społecznym, bo to automat będzie wydłużał wiek emerytalny.
Tak, wiem, natychmiast wytkniecie mi, że chcę zagonić do kamieniołomów słabych i schorowanych siedemdziesięciolatków. Otóż nie chcę i dlatego mam propozycję na upgrade tego pomysłu: powiążmy wiek emerytalny nie tyle ze średnią długością życia, ile ze średnią długością życia w zdrowiu. Dodatkowy bonus będzie taki, że wszystkim będzie zależało na dobrej profilaktyce i nieuśmiercaniu publicznego systemu ochrony zdrowia.