Wiek emerytalny obniżony do 53 i 58 lat? Specjalne przywileje dla 500 tys. Polaków
Wrócił temat emerytur stażowych. Zwolenniczką tego rozwiązania jest minister pracy Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, która wciąga rząd do dyskusji i lada dzień będzie przekonywać ministra finansów. Jeśli przekona, może skończyć się de facto na obniżce wieku emerytalnego z 60 i 65 lat do 53 i 58 lat.

Wydawało się, że jeśli nawet PiS się nie ugiął przed związkowcami i latami zwodził ich w sprawie emerytur stażowych, to już nikt się na to nie odważy i temat mamy za sobą. Przy pisząc o „odważeniu się” nie mam na myśli odwagi polityków do podejmowani niepopularnych decyzji, ale wręcz przeciwnie - mam na myśli śmiałość w podejmowaniu złych decyzji, niosących niebezpieczne konsekwencje.
Te konsekwencje to jeszcze niższe emerytury, a przypomnę, że już dziś 30-latkowie i 40-latkowie mają przed sobą taką przyszłość, że przy obecnym wieku emerytalnym większość z nich będzie mogła liczyć zaledwie na emerytury minimalne. Dziś to jakieś 1600 zł na rękę.
Dodawać chyba nie muszę, że już decyzja PiS z 2017 r. o obniżeniu wieku emerytalnego podniesionego chwilę wcześniej przez poprzedni rząd donalda Tuska była niemądra, bo większość krajów Europy podnosi wiek emerytalny, a my idziemy dokładnie w odwrotną stronę.
Pół miliona Polaków szybciej odejdzie z pracy
Wróćmy jednak do tych emerytur stażowych. Wprowadzenia takich świadczeń chce Lewica. Chce tego też NSZZ „Solidarność”. W obu wypadkach plan jest podobny: nieważny jest wiek, ważny jest staż pracy. Jeśli kobieta będzie miała za sobą 35 lat pracy, a mężczyzna 40 lat, mogą przejść na emeryturę. W praktyce oznaczałoby to dla wielu Polaków obniżenie wieku emerytalnego z 60 do 53 lat dla kobiet i z 65 do 58 lat dla mężczyzn.
Dla jak wielu? Kiedy kilka lat temu ZUS opiniował ten pomysł, wyliczał, że w pierwszym roku obowiązania emerytur stażowych skorzystałoby z nich 470 tys. Polaków, a w kolejnych latach po 80 tys. rocznie.
Więcej wiadomości na temat seniorów można przeczytać poniżej:
Oba projekty ustawy - i Lewicy, i „Solidarności” - są już w Sejmie od lat Owszem, utknęły tam i nikt się nimi długo nie zajmował. Ale właśnie wyszły z sejmowego kąta, bo w środę 26 marca były nawet tematem posiedzenia Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów. Robi się poważnie.
I strasznie. Bo nawet wcześniejsze propozycje PiS, który próbował dealować z „Solidarnością”, uwodzić i nie mówić nie stażówkom, nie szedł aż tak daleko. PiS proponował przejście na emeryturę po 38 latach pracy dla kobiet i 43 dla mężczyzn, co oznaczałoby obniżkę wieku emerytalnego do 56 lat (kobiety) lub 61 lat (mężczyźni), jeśli ktoś zaczął pracę w wieku 18 lat.
Minister pracy wywiera presję na Tuska
Minister Dziemianowicz-Bąk spotka się wkrótce z ministrem finansów Andrzejem Domańskim, żeby przekonywać go do tego rozwiązania. Nie będzie łatwo, bo jak wyliczał ZUS jeszcze za czasów PiS, emerytury stażowe kosztowałyby FUS (fundusz, z którego ZUS wypłaca emerytury) ponad 70 mld zł do 2031 r.
Ale jest jakieś pole manewru. Lewica bowiem w swoim projekcie nie precyzuje, że staż pracy 35/40 lat to staż okresów tylko składkowych czy też nieskładkowych. Nieskładkowe to takie, kiedy np. pracownik był na chorobowym czy okres studiów. Tu minister finansów ma szerokie pole go negocjacji.
Pytanie, czy będzie je w ogóle chciał podjąć? Ponoć Koalicja Obywatelska wcale nie rwie się do tego pomysłu, przeciwnie. Ale Lewica ciśnie, a minister Dziemianowicz-Bąk robiąc dużo hałasu w tej sprawie, może wywrzeć na premiera presję społeczną.
Polacy niezadowoleni z Polski, trzeba ich kupić
I jestem w stanie sobie wyobrazić, że Donald Tusk może się ostatecznie dać przekonać, bo temat wieku emerytalnego wizerunkowo mu ciąży. Dodatkowo Polacy nie są zadowoleni z obecnego rządu, nastroje siadają, badania państwowego przecież (sic!) CBOS pokazują, że aż połowa Polaków uważa, że sprawy w kraju zmierzają w złym kierunku.
Moim zdaniem to wystarczające powody, by premier Tusk już teraz przynajmniej podjął tę grę, jaką prowadził też PiS i nie mówił emeryturom stażowym stanowczego „nie”. Zbliżają się przecież wybory prezydenckie, będzie więc wypadało przynajmniej mówić, że „rząd analizuje te kwestię”.
Nie zdziwiłabym się nawet, gdyby w przyszłym roku, a więc roku poprzedzającym kolejne wybory parlamentarne, premier Tusk nawet na serio emeryturami stażowymi się zajął, bo nie za bardzo znajdzie inną mocną kartę, którą można by grać, by przekonać Polaków do głosowania na niego. Straszenie PiS-em to zdecydowanie za mało, szczególnie po czterech latach rozczarowań nie-PiS-em, a nastroje społeczne z grubsza tak się właśnie teraz układają.