Deweloperzy ukrywają ceny. Nawet przed rządem
A konkretnie przed ministrą funduszy i polityki regionalnej Katarzynie Pełczyńskiej-Nałęcz. I ukrywają to przed nią, nie dlatego że jej nie lubią (a nie lubią jej na pewno), a dlatego że mają to w DNA, żeby nie mówić klientowi, za ile chcą mu sprzedać betonowe złoto. Ani w ogłoszeniu, ani nawet przez telefon czy mailowo. Aby dowiedzieć się, ile kosztuje mieszkanie musisz się stawić osobiście, zasiąść w biurze pana dewelopera i spijać jego słowa z ust jak ambrozję.
Kilka ładnych tygodni temu pisałam, by minister funduszy i polityki regionalnej Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz odpuściła sobie walkę o marże deweloperów, bo już na starcie widać, że nic nie zdziała i zajęła się lepiej praktyką ukrywania cen mieszkań w ogłoszeniach. To był grudzień. Mamy zaledwie połowę stycznia, a pani minister już rozpoczęła swoją akcję. Ależ mamy sprawczy rząd! Obywatel coś podszepcze, a rząd działa. I nie ma to czy tamto, że w międzyczasie były święta, sylwester i sześciu króli, którzy się czasem po zbyt hucznym sylwestrze rozmnażają. W resorcie funduszy praca wre.
„Po ile mieszkanie?”
Dość kpin, króli zawsze jest trzech, a pani minister naprawdę zaczęła dobierać się do deweloperów od innej strony – od polityki informacyjnej dotyczącej cen. Swoją drogą ciekawe, że w resorcie funduszy najwyraźniej się nudzą, skoro zajmują się nie swoją działką, bo ani kwestia mieszkalnictwa, ani kwestia konkurencji i konsumentów nie leży w gestii tego resortu. A jednak pani minister ma chyba po prostu takie hobby i skoro jej interwencja dotycząca marż nic nie dała, ona i jej współpracownicy złapali za telefony i poświęcili półtorej godziny, żeby obdzwonić 20 deweloperów z pytaniem „po ile mieszkanie?”.
To jest konieczne, bo większość deweloperów ani w serwisach ogłoszeniowych, ani na swoich stronach internetowych cen nie podaje. Zamiast tego klient natyka się na guzik „poznaj cenę”, po kliknięciu którego zostaje przekierowany do formularza kontaktowego.
Więcej wiadomości na temat nieruchomości można przeczytać poniżej:
Co w tym złego? To, że klient traci czas, wystawia się na działania psychologicznych trików sprzedawców i dodatkowo jest to na moje oko zwyczajnie niezgodne z dyrektywą Omnibus, która nakazuje podanie nie tylko podanie ceny bieżącej, ale też tej przed obniżka i najniższej w ciągu ostatnich 30 dni.
Owszem, dyrektywa Omnibus dotyczy tylko sytuacji, w której towar podlega promocji, więc niby deweloperowi, który nie oferuje rabatów nakazać na jej podstawie podawania ceny nie można. Ale tak się składa, że rabaty u deweloperów wychodzą z każdego kąta.
Mieszkań przez telefon nie sprzedajemy
No więc pani minister dzwoniła, pisała maile i nadal w wielu przypadkach nie dowiedziała się, „po ile to mieszkanie”. Jak zrelacjonowała w serwisie X, aż 1/4 deweloperów nie chciała jej podać ceny nawet przez telefon, tylko prosiła, by stawiła się na spotkanie osobiste, wtedy ją pozna, albo zostawiła swoje dane jak numer telefonu.
Kolejnych sześciu deweloperów niby podało cenę, szkoda tylko, że zapomnieli poinformować, czy to netto czy brutto, a kilku kręciło tak, że niby podali cenę, ale chwilę później okazało się, że jest niepełna, bo klient musi jeszcze zapłacić za miejsce garażowe, które jest obligatoryjne.
Wniosek?
Niepokazywanie cen mieszkań daje deweloperom przewagę nad klientami. Czas z tym skończyć – zaordynowała pani minister.
I ma rację, bo ta branża bawi się z klientami w kotka i myszkę, robiąc ze wszystkich idiotów, a konsument wydaje się tu być podczłowiekiem, a w tym samym czasie w relacji z bankami wydaje się być nadczłowiekiem, który może do woli rżnąć głupa, że on nie wiedział, że raty kredytu walutowego mogą się zmieniać wraz z kursem waluty. I wszystkie sądu i trybunały powiedzą, że trzeba go chronić przed złymi instytucjami, które niewystarczająco go o tym poinformowały.