Czy wyobrażasz sobie tydzień bez internetu, prądu i możliwości płacenia kartą? Kraje skandynawskie już szykują się na taki scenariusz – pracują nad systemem, który pozwoli płacić elektronicznie bez dostępu do sieci. Eksperci przypominają: trzymaj w domu gotówkę, bo cyfrowe pieniądze nie wystarczą.

Pamiętacie blackout w Hiszpanii sprzed zaledwie kilku tygodni, kiedy to największa przerwa w dostawie prądu w historii Europy sparaliżowała kraj i przez kilkanaście godzin nie było łączności, padły telefony, transport i nawet za wodę w sklepie nie można było płacić kartą? A któż ma teraz gotówkę w kieszeni?
A pamiętacie, jak pisałam w kwietniu, że banki centralne kilku europejskich krajów zalecają swoim obywatelom, żeby trzymali w domu trochę gotówki na wypadek cyberataku, żeby w sytuacji, kiedy banki i płatności bezgotówkowe padną, mieć w kieszeni pieniądze, żeby móc przetrwać tydzień?
No to mamy kolejną odsłonę tej opowieści.
Siedem dni bez internetu
Tym razem Skandynawowie próbują uchronić swoich obywateli przed scenariuszem, gdy pieniądz elektroniczny z jakiegoś powodu padnie. I nie bez przyczyny właśnie oni, kraje skandynawskie są najbardziej bezgotówkowe w Europie, więc teraz trudno to choćby częściowo to odwrócić i namówić ludzi, żeby trzymali jakieś środki w skarpecie - przyzwyczajenie to druga skóra.
Po drugie, pamiętacie też pewnie incydenty z przecinaniem podmorskich kabli na Bałtyku… A takimi kablami wiele krajów podłączone jest do internetu czy energii.
Jaki jest więc plan? Finlandia, Szwecja, Dania, Estonia i Norwegia pracują nad systemem płatności elektronicznych, które działałyby nawet wtedy, kiedy padnie internet i nie będzie łączności. Tak zupełnie bez internetu na zawsze oczywiście się nie da, ale system ma księgować transakcje i dokonywać rozliczeń kartowych w sytuacji, gdy internetu nie będzie do siedmiu dni - informuje agencja Reuters.
Szwecja wyznaczyła nawet graniczny termin - system ma być gotowy już na 1 lipca 2026 r., a więc jest na to zaledwie rok z kawałkiem.
Czy tak się da?
A jak niby płacimy kartą podczas lotu samolotem?
Transakcja jest przecież wtedy rozliczana offline. Bankier.pl zresztą przypomina, że w początkach płatności kartami mieliśmy wręcz rozliczenia papierowe - tak, za płatnością kartą stał papierowy obieg dokumentów i to wszystko trwało.
Szczegóły systemu, który chcą stworzyć kraje skandynawskie, nie są znane. Ale warto wiedzieć, że tzw. cyfrowe euro czy inne cyfrowe waluty, nad którymi pracują banki centralne, dają taką możliwość rozliczeń offline. Na razie to raczkujące projekty, ale w przyszłości możemy zrozumieć, dlaczego je stworzono, bo mogą ratować nam życie.
Więcej o pieniądzach przeczytasz na Bizblog.pl:
Być może przyszłość jest też w elektronicznych portmonetkach offline czy kartach prepaid- spekuluje Bankier.pl - dzięki temu użytkownik blokuje na swoim koncie jakąś kwotę, która jest fizycznie zapisywana na karcie i można ją wydać bez dostępu do internetu, a po przywróceniu łączności jest ona dopiero rozliczeń na koncie.
No i pozostaje jeszcze opcja „na samolot” - dziś to działa tak, że po prostu linia lotnicza na siebie bierze pewne ryzyko, że po przejściu z offline do online okaże się, że na karcie, którą płacił klient, nie było środków. Takie transakcje offline są zresztą możliwe nie tylko w samolocie, a to banki ustalają limity dla transakcji offline, które są po prostu niższe niż limity płatności zbliżeniowych, dla ograniczenia ryzyka.
Po co o tym wszystkim piszę? Po to, żebyśmy zabezpieczyli się w gotówkę na drobne wydatki, żeby przetrwać w razie chwilowych problemów. Nie, żeby od razu w domu montować sejf, ale skoro już na poziomie kolejnych krajów czy banków centralnych prowadzone są prace na wypadek tego rodzaju „problemów”, to znaczy, że sprawa jest poważna i każdy powinien zadbać również indywidualne o swoje bezpieczeństwo.