REKLAMA

Znika gotówka i żywy człowiek. Trwa rzeź placówek bankowych

W ciągu ostatnich ośmiu lat w Polsce zniknął co trzeci oddział bankowy. Co ciekawe, kilka lat temu liczba pracowników sektora bankowego kurczyła się nawet szybciej niż liczba górników, ale okazuje się, że banki znów zwiększają zatrudnienie. No to jak? Tak, że bankowców może i należałoby, wzorem górników, wysyłać do pracy na farmy wiatrowe, ale tylko tych, co nie chcą się przeprowadzić do Warszawy.

Znika gotówka i żywy człowiek. Trwa rzeź placówek bankowych
REKLAMA

Marzec 2016 r. - mamy w Polsce 7475 oddziałów banków i od tamtej pory jest już tylko gorzej.

REKLAMA

Niemal rok później w lutym 2017 r. po raz pierwszy od dawna (dokładnie po raz pierwszy od maja 2012 r.) liczba oddziałów spada poniżej 7 tys., ale i to było chwilowe, stale poniżej 7 tys. oddziałów mieliśmy przed 2011 r.

Na koniec 2022 r. liczba oddziałów bankowych wynosiła już tylko 5078.

W 2024 r. jesteśmy już poniżej 5 tys. oddziałów, w lipcu było ich dokładnie 4885.

To oznacza, że między ostatnim szczytem w marcu 2016 r., a lipcem 2024 r. w Polsce zniknęło 2590 oddziałów banków, czyli w ciągu ośmiu lat z hakiem zniknął co trzeci.

Więcej o bankach przeczytasz na Bizblog.pl:

Dekada zwijania się placówek bankowych

Zobaczcie jeszcze coś: jak błyskawicznie kurczy się liczba placówek banków, bo to nie to samo co oddział banku. Otóż w marcu tego roku po raz pierwszy liczba placówek bankowych spadła poniżej 10 tys. I wyniosła dokładnie 9987.

Tymczasem w latach 2013-2015, czyli okrągło licząc dekadę temu, liczba placówek wynosiła 15 tys. - zniknęła więc również co trzecia.

Pisałam niedawno o rzezi bankomatów, ale mamy też ewidentną rzeź banków. To jasne, że zmienia się nasz sposób korzystania z bankowości, przenosimy się do kanałów online zamiast iść do tradycyjnego okienka, ale tempo jest błyskawiczne.

Co z ludźmi, którzy pracują w bankach?

Wróćmy do marca 2016 r. - cały sektor bankowy w Polsce zatrudnia 171,5 tys. osób, ale co ciekawe w 2011 r., kiedy placówek było mniej, zatrudnienie przekraczało nawet 178 tys. osób - to był szczyt.

Najnowsze dane za lipiec 2024 r. pokazują, że zatrudnionych jest 146,1 tys. osób - o 25,4 tys. osób mniej niż osiem lat temu i o 32 tys. mniej niż 13 lat temu. Procentowo daje to spadek o 15 proc. w ciągu ośmiu lat i o 18 proc. w ciągu 13 lat.

Widzicie to? Tempo znikania bankowców jest znacznie wolniejsze niż tempo znikania oddziałów bankowych. 

Dlaczego więc pisałam, że razem z rzezią bankomatów, która ogranicza dostęp do gotówki, mamy też coraz mniejszy dostęp do żywego człowieka w banku, choć ten człowiek teoretycznie wcale tak szybko nie znika? 

Bo właśnie znika, dla klienta znika razem z oddziałem, jest go za to więcej w centralach banków, gdzie jest niedostępny dla klienta. Wystarczy spojrzeć na ostatnie miesiące, kiedy łączne zatrudnienie w sektorze nawet się zwiększyło. W marcu 2024 r. wynosiło 145 tys., a w lipcu 146,1 tys. - niezły wzrost o 1,1 tys. osób w cztery miesiące.

Ale jak spojrzeć na szczegóły, to w samej centrali banków w tym samym czasie zatrudnienie wzrosło o ponad 1,6 tys. osób, a to znaczy, że w oddziałach musiało się nadal kurczyć.

W lipcu 2021 r. pisałam o tym, że zatrudnienie w bankowości spada nawet szybciej niż w górnictwie. Tak sobie teraz pomyślałam, że skoro górników chcielibyśmy wysyłać do elektrowni wiatrowych, żeby się przebranżowili, to może i bankowców trzeba by było? Może, ale tylko tych, co nie chcą się przeprowadzić do Warszawy, bo tam, w centrali mogą jeszcze szukać dla siebie miejsca.

Mamy mało czy dużo banków?

Można na te dane spojrzeć jeszcze inaczej: Bank Światowy publikuje informacje na temat nasycenia placówkami bankowymi w poszczególnych krajach na przestrzeni czasu. I dziś na 100 tys. dorosłych mieszkańców w Polsce przypadają 23,2 placówki (ostatnie dane za 2021 r.), podczas gdy w szczycie rozwoju sieci bankowej w 2012 r. były to 34 placówki.

Dla porównania, w Bułgarii jest 61,5 placówki na 100 tys. dorosłych mieszkańców, a w 2010 r. były nawet niemal 92, ale z kolei w Czechach 17,3, na Słowacji 21,1, a na Węgrzech 22,4, czyli dość podobnie jak w Polsce.

REKLAMA

Z drugiej strony, we Francji to 33,3, we Włoszech 34,5, w Hiszpanii 37,4, w Japonii 33,9, a w Niemczech 9,4, choć najświeższe dane Bank Światowy ma z 2020 r. z tego kraju, a w Finlandii to nawet 6,2, a na Litwie też niewiele - 11,2.

 class="wp-image-2564710"
Źródło: Bank Światowy
REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA