Mniej niż połowa Polaków czyta umowy kredytowe, które podpisuje, a prawie 80 proc. i tak ich nie rozumie - przecież ci ludzie w ogóle nie powinni dostać kredytu!
Bankowcy od czasu do czasu napomykają na różnych konferencjach, że ryzyko prawne ich działalności zrobiło się tak duże, że długoterminowo zmieniać może się ich polityka udzielania kredytów i będą je po prostu sprzedawać ostrożniej, czyli mniej masowo. Taki kredyt hipoteczny być może wcale nie będzie już nigdy takim driverem ich biznesu jak do tej pory.
I ja się im zupełnie nie dziwię. Ba! Myślę nawet, że nie tylko kredytów hipotecznych powinni udzielać mniej, ale wszystkich. Bo okazuje się, że Polacy zupełnie nie potrafią z nich korzystać. A potem wylewają się pretensje na salach sądowych.
Nie, żebym broniła banków uważając, że zapisy w ich umowach są prawnie czyste jak łza, bo wiemy już, że nie zawsze są. Ale klienci też są sobie winni. Niedawno „Rzeczpospolita” opublikowała badanie przeprowadzone przez UCE Research i Kancelarię SubiGo, z którego wynika, że nawet co piaty Polak podpisuje umowy kredytowe bez czytania, a już mało kto w ogóle rozumie, co podpisuje.
Przecież to szokujące.
Jak można podpisywać coś, czego treści się nie zna?!
Dokładnie wygląda to tak: 17 proc. nie czyta umowy kredytowej w ogóle, a prawie 20 proc. czyta tylko pobieżnie, co daje łącznie aż 37 proc. Z kolei tylko 43 proc. odpowiada, że czyta. Pozostali mówią, że dają znajomemu albo prawnikowi do przejrzenia.
Inna sprawa, to czy jak już ktoś przeczyta, to zrozumie. I tu akurat wina leży po obu stronach, bo umowy kredytowe często są zawiłe i rzeczywiście zwykłemu Kowalskiemu trudno je zrozumieć mimo szczerych chęci. Ale znowu, wina leży po obu stronach: banki mogłyby starać się uprościć język i dostosować go do konsumenta albo zadbać o to, żeby pracownik przy podpisaniu umowy wszystko wyjaśnił. Klient z kolei jak nie rozumie, powinien koniecznie domagać się wyjaśnienia.
Ale jest jak jest. Efekt? Tylko 19,5 proc. badanych twierdzi, że zdecydowanie rozumie treść umów kredytowych albo raczej rozumie. Aż 36 proc. zdecydowanie ich nie rozumie, a kolejne 42 proc. raczej nie rozumie - to łącznie 77 proc. badanych. I właśnie te 77 proc. w ogóle nie powinno otrzymać kredytu.
Więcej wiadomości o kredytach
Zacznijmy od hipotek
Oczywiście tak się nie stanie. Nadzieja więc w tym, że wszystkie trzy strony zainteresowane bardziej świadomym zawieraniem transakcji coś z tym zrobią. Banki teoretycznie już w 2021 r. ogłosiły ustami Związku Banków Polskich, że będą dążyły do zmiany języka bankowego, a teraz mają doskonałą szansę na zrobienie kroku milowego przy okazji opracowywania jednego wzorca umowy kredytu hipotecznego, który obowiązywałby na całym rynku. Wieść niesie, że być może ujrzy światło dzienne jeszcze w tym roku.
Druga strona to klienci. A trzecia? Państwo, które też ta kwestia powinna obchodzić. I teoretycznie obchodzi. Niedawno Ministerstwo Finansów informowało o „Krajowej Strategii Edukacji Finansowej. Polityka na rzecz rozwijania kompetencji finansowych”. Projekt uchwały w sprawie jej przyjęcia zgłosił minister finansów, a plan zakrojony ma być na lata 2023-2030.
Na razie na stronie MF czytamy ogólniki, że:
Celem Strategii jest wdrożenie rozwiązań, które pozwolą na podniesienie kompetencji finansowych mieszkańców Polski, tak aby mogli zwiększyć swoją odporność na ewentualne problemy finansowe oraz poprawić swój dobrostan finansowy.
Albo „wypracowanie jednolitego rozumienia znaczenia edukacji finansowej”.
Wiadomo, że podmioty publiczne mają w tym celu współpracować z podmiotami prywatnymi rynku finansowego, ale też organizacjami pozarządowymi i uczelniami. Trzymajcie kciuki, żeby to nie było pustosłowie, bo inaczej banki w końcu naprawdę przestaną Polakom udzielać kredytów albo zakorkujemy sobie w Polsce sądy na amen.