REKLAMA

Wakacje kredytowe na zawsze. Bankowcy się zapłaczą

Bankowcy już pewnie otwierają szampana, myśląc, że rząd nie przyjął projektu ustawy przedłużającego wakacje kredytowe, bo chce je zupełnie zlikwidować raz na zawsze. Prawdopodobnie jest dokładnie przeciwnie i przecieki mówią, że z nowych wakacji skorzysta jednak więcej kredytobiorców. A w międzyczasie padają pytania o wakacje kredytowe na stałe, no bo skoro mamy 800+, 13. i 14. emeryturę, to dlaczego nie?

Wakacje kredytowe na zawsze. Bankowcy się zapłaczą
REKLAMA

20 lutego sprawa miała być załatwiona. Rząd miał przyjąć projekt ustawy przedłużającej wakacje kredytowe, bo przecież pracowano nad nim długo, było już kilka zmian od czasu pierwszego pomysłu i wydawało się, że wszystko już załatwione. No, prawie wszystko, bo jak projekt klepnie rząd, to potem jeszcze musi Sejm i prezydent.

REKLAMA

Wakacje kredytowe. Nagły zwrot akcji

Ale wakacje kredytowe 2.0 wywaliły się już na tym pierwszym etapie, czyli rządowym, bo projekt został odesłany z powrotem do Ministerstwa Finansów, by resort coś jeszcze policzył i zaprezentował dodatkowe scenariusze. Jakie? Zupełnie nic nie wiemy, ale zaczęły się spekulacje, że bankowy lobbing zadziałał i być może wakacje jednak znikną na zawsze.

O to do ostatniej chwili walczą banki, choć wakacje w nowej formule mają być i pięciokrotnie dla nich tańsze niż poprzednie. Jeśli skorzystałby z nich podobny odsetek uprawnionych co z pierwszych wakacji, strata banków sięgnęłaby 2,5 mld zł, a to już prawie grosze w porównaniu do kilkunastu miliardów, jakie straciły z powodu pierwszej wersji wakacji kredytowych.

Ale nie o to chodzi, chodzi o zasady. O to, żeby kredytobiorcy się nie rozbestwili, żeby nie uczyli się, że można nie spłacać swoich zobowiązań, że można mieć nieuzasadnione oczekiwania - tak pisali w liście do premiera Donalda Tuska przedstawiciele sektora bankowego. List wysłali jeszcze przed posiedzeniem rządu 20 lutego, licząc, że coś wskórają w ostatniej chwili.

I kiedy 20 lutego nastąpił nagły zwrot akcji, bo rząd wbrew oczekiwaniom nie przyjął projektu ustawy o wakacjach kredytowych, wydawało się, że bankowcy może rzeczywiście coś wskórali. I ponoć im samym też się tak wydaje, pewnie chłodzą już szampana.

Tymczasem może być zgoła inaczej. Business Insider twierdzi, że ma przecieki, iż Ministerstwo Finansów wróciło do obliczeń, jak zrobić, by z wakacji kredytowych skorzystało jeszcze więcej kredytobiorców, a nie mniej albo zupełnie nikt.

Co się stało?

Cóż, powody mogą być dwa. Rząd zrozumiał, że potrzeba korzystania z wakacji kredytowych nie wygaśnie tak szybko, jak można było się spodziewać jeszcze kilka miesięcy temu, bo stopy procentowe jeszcze długo pozostaną na wysokim poziomie. Kilka miesięcy temu powszechne było przekonanie, że w 2024 r. zobaczymy kilka obniżek stóp i właściwie potem pójdzie już z górki. 

Dziś mamy coraz więcej prognoz, że w 2024 r. RPP nie obniży stóp ani razu, Credit Agricole prognozuje, że pierwsze obniżki zobaczymy dopiero w II połowie 2025 r., a analitycy Pekao sugerują nawet, że może dopiero w 2026 r. 

Albo rząd też jest przekonany, że tak będzie, albo gra na czas, bo sporo będzie można wywnioskować po marcowej projekcji inflacji oraz konferencji prezesa NBP po posiedzeniu Rady Polityki Pieniężnej. Być może i w MF coś tam już rzeczywiście liczą, ale tak, żeby nie skończyć liczyć przed 7 marca, kiedy odbędzie się konferencja prof. Glapińskiego po posiedzeniu RPP 5-6 marca.

Drugi możliwy powód według BI, to opór niektórych członków koalicji, którzy uważają, że takie ograniczenie wakacji kredytowych 2.0. w porównaniu z ich pierwszą wersją to zbyt duży ukłon w stronę banków.

Przypomnę, że z wakacji 1.0 mógł skorzystać każdy, z wakacji 2.0 tylko ci, którym rata kredytu zjada więcej niż 35 proc. miesięcznego dochodu, a wartość kredytu nie przekracza 1,2 mln zł. Ponoć teraz w grę wchodzi podniesienie progu rata/dochód z 35 proc. na trochę więcej i to teraz prawdopodobnie liczy MF.

Więcej o pomocy dla kredytobiorców przeczytasz tu:

Okazja na polityczne targi?

Przy okazji przypomnę, że kilkanaście tygodni temu Polska 2050 mówiła o 40 proc., ale została szybko uciszona przez premiera Tuska, żeby się nie wychylała. Z drugiej strony jasne jest, że Lewica jest cięta na banki i wołałaby je bardziej docisnąć. Ale wcześniej jakoś nie krzyczała, że 35 proc. to za mało. Jeśli mogę pospekulować, to zakładam, że wcześniej nie miała siły przebicia, a teraz z jakiegoś powodu pojawiła się polityczna szansa, żeby pohandlować i to właśnie Lewica w ostatniej chwili powiedziała: zagłosujemy za czymś tam, na czy wam zależy, ale w zamian wy dacie nam większy zasięg wakacji kredytowych.

W każdym razie, jeśli w bankowych lodówkach chłodzi się szampan, to jest duże ryzyko, że będzie musiał poczekać na inną okazję.

REKLAMA

A może na opijanie tego, że miało się rację? Bo banki, owszem, mają rację, mówiąc, że jeśli nowy rząd pójdzie śladem starego, rozdając ich pieniądze, zakorzeni w kredytobiorcach przekonanie, że można mieć najdziwniejsze oczekiwania, na przykład nie wywiązywać się z umów, a jak się wystarczająco głośno pokrzyczy, politycy te oczekiwania spełnią.

Skąd to gadanie, że bankowcy mogą mieć rację? Stąd, że w poważnych mediach i to mainstreamowych padają już postulaty wprowadzenia wakacji kredytowych na stałe. Bo skoro emeryci dostają dodatkowe emerytury (13. i 14.), a może i podwójną waloryzację, rodziny 800+, to i kredytobiorcom należy się jakiś specjalny program.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA