Albo teraz, albo nigdy. Gigawaty taniej energii dla milionów Polaków
Bardzo możliwe, że już za chwilę będziemy mogli ogłosić nowelizację zasady 10H, która od 2016 r. skutecznie hamuje rozwój lądowej energetyki wiatrowej. Zająć ma się tym Sejm na swoim kolejnym posiedzeniu, które zaczyna się już 7 lutego. I chociaż obecny projekt modyfikacji dotychczasowych przepisów pozostawia według ekspertów wiele do życzenia, to i tak będzie zdecydowanie lepiej niż do tej pory. Zwłaszcza, że polskie wiatraki mają kolejny rekord za sobą.
Mamy kolejne podejście do nowelizacji zasady 10H, z tą różnicą, że tym razem może się udać. Wcześniej politycy Zjednoczonej Prawicy wielokrotnie zapowiadali zmianę tych przepisów, ale potem nic się nie działo. Aż do czasu, kiedy rząd Mateusza Morawieckiego uznał, że pieniądze z Krajowego Planu Odbudowy mogą jednak zrobić różnicę i warto się nad nimi pochylić. A że od miesięcy - takie wszak były ustalenia między Brukselą i Warszawą - wiadomo, że wypłata kasy z KPO zależy od wypełniania przez Polskę tzw. kamieni milowych, to można było się spodziewać, że będziemy świadkami sporej ofensywy legislacyjnej. I tak właśnie się dzieje, czego przykładem są m.in. prace nad nowelizacją zasady 10H. Jesteśmy już po posiedzeniach sejmowych komisji energii i samorządu. Teraz drugie czytanie projektu, co jeśli wierzyć sejmowej rozpisce, ma nastąpić już 7 lutego, na starcie 72. posiedzenia.
Zasada 10H, czyli spór o 200 metrów
Zasada 10H zakazuje budowy wiatraków w sąsiedztwie budynków mieszkalnych w odległości mniejszej niż dziesięciokrotność wysokości turbiny. Tak jest od 2016 r. Wcześniej ustalano, żeby tak skonstruowane regulacje zamienić na zapis o odległości od turbin nie mniejszej niż 500 m. Ostatecznie jednak stanęło na 700 m, przy czym tak będzie liczony dystans wyłącznie do budynków mieszkalnych lub takich z funkcją mieszkalną. Przepadł za to pomysł organizowania obowiązkowego referendum przy okazji budowania elektrowni wiatrowych. Nie ma też zgody na to, żeby inwestor, przy określonych warunkach, mógł zmieniać miejscowy plan zabudowy w zakresie jego inwestycji. Wiadomo, że w trakcie II czytania nowelizacji opozycja podejmie jeszcze jedną próbę powrotu z obecnych 700 do 500 metrów. Zgodnie z wyliczeniami Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej te dodatkowe 200 metrów zredukuje możliwą moc zainstalowana o ok. 60-70 proc.
Tymczasem ustalenie odległości od wiatraków na poziomie 500 metrów pozwoliłoby na ponad 25-krotne zwiększenie dostępności terenów pod inwestycje wiatrowe: z obecnych 0,28 do 7,08 proc. powierzchni Polski.
Wiatraki na lądzie z kolejnym rekordem
Jak wylicza PSEW: utrzymanie odległości 500 m od turbin pozwoliłoby w kolejnych latach zwiększyć potencjał energii z wiatru do nawet 22 GW. Bo możliwości są naprawdę całkiem spore, co pokazuje także ostatni rekord z przełomu stycznia i lutego. Zgodnie z informacjami z Polskich Sieci Elektroenergetycznych lądowe wiatraki wykręciły 7,6 GWh energii, bijąc tym samym rekord z 4 stycznia br.
Przy okazji przypominają, że każdy 1 gigawat wiatraków na lądzie produkuje rocznie 3,3 TWh energii, czyli tyle, ile wynosi roczne zużycie energetyczne województwa podlaskiego.