W PLL LOT panika, szefa Ryanaira aż skręca z zazdrości. Niemieckie linie idą jak burza
Lufthansa wzbudza u rywali mieszane uczucia, ale nie zmienia to faktu, że jest jednym z największych linii w Europie. Niemiecki przewoźnik pokazał właśnie wyniki finansowe i okazuje się, że po pandemii nie ma śladu. Dla konkurencji będzie to trudne do przełknięcia. Szczególnie dla LOT-u, na który Lufthansa ma ponoć chrapkę.
Grupa Lufthansa podwoi przychody w porównaniu z ubiegłym rokiem – głoszą wstępne prognozy na trzeci kwartał. Między lipcem a sierpniem lotnicza spółka wyciągnęła ponad 10 mld euro. Skorygowany kwartalny zysk wyniósł w tym czasie 1,1 mld euro.
Dla Lufthansy oznacza to jedno
Koszmar związany z epidemią Covid-19 przechodzi do historii. W listopadzie ubiegłym roku linii udało się spłacić pożyczkę od niemieckiego rządu. Całość pomocy publicznej sięgnęła 9 mld euro, co uratowało przewoźnika przed niechybnym bankructwem.
Teraz szefowie Lufthansy zaczynają patrzeć w przyszłość. Główną siedzibą przewoźnika pozostaje Frankfurt, ale coraz większy ruch panuje na nowo otwartym lotnisku Berlin-Branderburg. W przyszłe wakacje linia ma obsługiwać w stolicy Niemiec 197 tys. pasażerów tygodniowo.
Na przekór trendom grupa inwestuje w klasę premium. Choć prognozy mówią, że pandemia wykończyła klasę biznes i rynek będzie teraz rywalizował o ruch oparty na turystach, Lufthansa zaprezentowała niedawno nowy wygląd pierwszej klasy w samolotach.
Co znajduje się w środku? Ścianki sięgające prawie do sufitu, które pozwalają praktycznie zamknąć się pasażerowi w oddzielnym pokoju. Fotele o metrowej szerokości, który w razie potrzeby można przerobić na łóżko. Własne szafy i wspólne stoły jadalne.
Michael O'Leary toczy pianę
Prezes Grupy Ryanair walczy z niemieckim przewoźnikiem o palmę pierwszeństwa w Europie. Obie linie celują w zupełnie innych klientów (choć cała Grupa Lufthansa ma w swoich szeregach lowcosta) co nie przeszkadza Irlandczykom wyzłośliwiać się pod adresem swoich rywali.
O'Leary mówi o Lufthansie wprost: To ćpuni. Biorą państwowe subsydia jak narkoman. Menedżer był gorącym przeciwnikiem dotowania przewoźników w trakcie kryzysu, mając nadzieje, że w wyniku problemów finansowych zaczną one zwalniać sloty na lotniskach. Ten sam cel przyświecał mu również, gdy naciskał na Komisję Europejską, by ta zignorowała narzekania Lufthansy dotyczące konieczności wykonywania tak zwanych ghost flights, czyli lotów pustymi maszynami.
Nie udało się. Niemiecka linia odżyła i ma się świetnie. W zasadzie można się zastanawiać, czy za pewien czas nie odżyje koncepcja przejęcia przez nią PLL LOT. Pogłoski o takim scenariuszu krążą od lat. Wróciły w ubiegłym roku, gdy włoski dziennik „Corriere della Sera” ma dużą ochotę na przejęcia. Poza naszym narodowym przewoźnikiem na liście celów wymieniano m.in. SAS, TAP, easyJet i Wizzair.
Za LOT-em miały przemawiać przede wszystkim niskie koszty pracownicze i dynamiczny rozwój polskiego rynku turystycznego. Polski przewoźnik swoich długów nie zaczął spłacać, a prezes Rafał Milczarski twierdzi, że bez CPK jego firma nie przetrwa. Tego samego CPK, którego termin oddania został właśnie przesunięty w czasie. Lotnisko nie zostanie uruchomione wcześniej niż za 6 lat.
Jakby nie patrzeć, daje to Lufthansie znakomitą pozycję przetargową. LOT miał bić się z Niemcami o swoje miejsce w Europie tymczasem sąsiedzi odjeżdżają mu w błyskawicznym tempie. Mrzonki o nawiązywaniu walki dzięki budowie CPK można już chyba wsadzić tam, gdzie ich miejsce. Lufthansa jak Ryanair świetnie poradziła sobie z kryzysem i potwierdza, że innym tradycyjnym liniom lotniczym będzie trudno nawiązać z nią rywalizację.