Kilkanaście dni, które wstrząsną Europą. Pasażerowie samolotów będą łkać i mdleć na lotniskach
Pracownicy czołowych linii lotniczych w Europie szykują się do strajku stulecia. Przez kilkanaście dni na lotniskach zapanuje całkowity chaos, a dziesiątki tysięcy pasażerów zostanie odprawionych, ale… z kwitkiem. Załogi takich potentatów jak Ryanair, British Airways czy Air France domagają się urlopów i znaczących podwyżek.
Personel linii lotniczych wiedział, kiedy zaprotestować, by przewoźnicy zauważyli ich skargi. Daty strajków w dużej mierze się pokrywają i przypadają na ostatnie dni czerwca i początek lipca. Załoga wycelowała więc idealnie w sam początek okresu wakacyjnego. Pechowi klienci zostaną uziemieni i stracą część urlopu na załatwianiu alternatywnych form transportu, reszta obserwując, co się dzieje, mocno się pewnie zastanowi, zanim zdecyduje się na zakup biletu lotniczego.
Wszystko przez to, że osłabione pandemią linie lotnicze nie nadążają za popytem. Chętnych na latanie jest multum, a niektórzy przewoźnicy i lotniska zwolnili w trakcie kryzysu nawet połowę pracowników. I teraz ta połowa musi obsłużyć niemal tylu ludzi, ilu latało przed pandemią Covid-19.
A ruch dynamicznie rośnie. Dla przykładu przez warszawskie Okęcie w maju przewinęło się 76 proc. pasażerów w porównaniu z analogicznym okresem w 2019 r.
Ryanair odwołuje loty
Skutek jest łatwy do przewidzenia. W rozmowie z Bizblog.pl przewodnicząca ZZPPiL w PLL LOT Agnieszka Szelągowska mówiła, że po masowych zwolnieniach narodowemu przewoźnikowi brakuje personelu, a nowy narybek nie garnie się do rekrutacji.
Podobnie sytuacja wygląda w innych firmach lotniczych. W PLL LOT o strajku na razie się nie mówi, za to za granicą aż wrze. W najgorszym położeniu jest Ryanair, który rozwścieczył pracowników chyba we wszystkich kluczowych z punktu widzenia wakacji krajach. W Hiszpanii personel lowcostu zastrajkuje 24,25,26 i 30 czerwca, a potem jeszcze 1 i 2 lipca. W Portugalii i Belgii załoga porzuci stanowiska 24-26 czerwca. We Francji strajk potrwa od 25 do 26 czerwca, Włosi przerywają pracę tylko na jeden dzień – 25 czerwca.
Irlandczycy płatali już jednak w przeszłości klientom takie psikusy. Wydaje się wręcz, że szef linii Michael O’Leary nie może żyć bez prowadzenia otwartej wojny z pracownikami przynajmniej raz na kilka lat. Wyjątkowość sytuacji polega na tym, że w ślad za Ryanairem idzie wiele innych linii.
Jedną z nich jest Air-France-KLM. Piloci grupy wezwali do strajku 25 czerwca. Z kolei ta część firmy KLM, która odpowiada za przerzucanie bagażu na lotnisku Schiphol, grozi, że sparaliżuje pracę portu, jeśli do 1 lipca nie otrzyma od pracodawcy zadowalającej oferty. Propozycja trzyprocentowej podwyżki pracowników KLM Ground Services, jak widać, nie zadowala.
Gorąca atmosfera panuje też w Brussels Airlines. Linia pisze, że między 23 a 25 czerwca miała przewieźć 70 tys. ludzi. Ale nie przewiezie, bo z powodu strajku jest zmuszona do odwołania ponad 500 lotów.
Po 29 czerwca od stanowisk pracy mogą odejść też zatrudnieni w skandynawskich liniach SAS. Do strajku szykuje się łącznie około tysiąca pilotów. W podobnym czasie w kropce znajdą się też klienci easyJet. Załoga lowcostu rozciągnie strajk na cały miesiąc i szykując się na lot, warto to sobie rozpisać, bo harmonogram przerw w lataniu wygląda następująco:
- 1-3 lipca
- 15-17 lipca
- 29-31 lipca
W bliżej nieokreślonym terminie do protestu podejdzie też personel naziemny i pokładowy British Airways. Dokładnych terminów nie podała również Lufthansa, ale istnieje spore ryzyko, że jeśli szefowie spółki nie dogadają się z pracownikami podczas negocjacji zaczynających się 30 czerwca, to niemiecki przewoźnik dołączy do długiej listy wymienionej powyżej.
W najbliższym czasie udanie się na lotnisko bez uprzedniego przewertowania skrzynki mailowej wydaje się czymś w rodzaju sportu ekstremalnego. Ryzyko, że linia powiadomi nas o odwołaniu połączenia, jest prawdopodobnie większe niż kiedykolwiek w historii. No, może z wyłączeniem samego początku pandemii.
Branża lotnicza nie ogranicza się jednak tylko do przewoźników. Z potężnymi problemami wciąż boryka się amsterdamskie lotnisko Schiphol. Związek zawodowy FNV twierdzi, że do normalnego funkcjonowania brakuje tysiąca pracowników. Z obsługą ruchu nie radzą sobie też porty w Dublinie i Manchesterze.
Wciąż niejasna jest też przyszłość polskiego nieba. PAŻP i Związek Zawodowy Kontrolerów Ruchu Lotniczego mają czas, by dojść do porozumienia tylko do 10 lipca. W ostatnich dniach pełnomocniczka związkowców Anna Garwolińska oskarżyła Agencję o łamanie już przyjętych ustaleń, ale bojowe nastroje zostały ugaszone dosłownie w kilka godzin. Pokazuje to jednak, że negocjacje wciąż mogą zakończyć się niemiłą niespodzianką, a pasażerowie odlatujący z Okęcia i Modlina nie powinni tracić czujności.
Mówiło się, że Covid-19 doprowadzi do tego, że przemyślimy swoje życie na nowo. Pracownicy linii lotniczych, lotnisk i kontrolerzy ruchu lotniczego tak zrobili i jak widać uznali, że nie chcą już wracać do stresującej i często średnio opłacanej roboty. Przewoźnikom nie pozostaje nic innego, jak podnieść ceny biletów, a potem wytłumaczyć pasażerom, że tanie latanie się kończy.