REKLAMA

Ryanair urządził pasażerom testy. Jesteś głąbem? Na pokład samolotu nie wejdziesz

Samolot KLM zostawia zdezorientowanych pasażerów na płycie lotniska i odlatuje. Ryanair robi klientom testy z wiedzy ogólnej, a niedouczonym zwraca pieniądze za bilety i mówi, że może innym razem. Trwające lato miało być trudne dla pasażerów linii lotniczych, ale nie wiem, czy ktoś spodziewał się akurat takich komplikacji.

Ryanair urządził pasażerom testy. Jesteś głąbem? Na pokład samolotu nie wejdziesz
REKLAMA

Jak tak dalej pójdzie pasażerowie będą wciskać kasę przewoźnikom, błagając, by ci zawieźli ich na miejsce. Z tym ostatnim zdaniem to taki lekki żart, ale nie do końca. Za to na pewno w ostatnim czasie mnożną nam się dziwne sytuacje, które sprawiają, że wiarygodność linii lotniczych topnieje w oczach.

REKLAMA

O co chodzi? W ubiegłą sobotę holenderskie linie KLM miały zabrać pasażerów na lotnisko Schiphol w Amsterdamie. Nie zabrały. Setki osób zostało na lodzie, patrząc ze zdumieniem, jak puste samoloty odlatują do stolicy Holandii. Łącznie odwołano 42 połączenia. Historia mogła przypomnieć najcięższe czasy pandemii, gdy przewoźnicy byli zmuszeni latać na pusto, by utrzymać sloty.

Teraz problemu ze slotami jednak nie ma, bo branża lotnicza funkcjonuje po staremu. Co więc poszło nie tak? Z oficjalnym tłumaczeń KLM wynika, że przez silny wiatr na płycie lotniska może wylądować mniej maszyn niż zazwyczaj. To jednak tylko część prawdy.

Port w Amsterdamie zmaga się z potężnym niedoborem personelu

Przedłużające się odprawy, trwające nawet po parę godzin, doprowadziły pewnego dnia pasażerów do takiej wściekłości, że zaatakowana została ochrona lotniska. Związek zawodowy FNV twierdzi, że do normalnego funkcjonowania brakuje tysiąca pracowników.

Holenderski przewoźnik już tydzień temu starał się zapobiec kompromitacji i wstrzymał możliwość rezerwacji nowych biletów. Jak widać zbyt późno. Pasażerowie pieklą się, że to wszystko wygląda na sabotaż. Tak jakby ktoś celowo chciał uniemożliwić im podróżowanie.

Z innym, jeszcze większym absurdem, spotkali się klienci Ryanaira. Financial Times pisze, że lowcost każe wypełniać pasażerom... testy z wiedzy ogólnej. I to w dodatku w języku afrikaans, który powstał ze zderzenia niderlandzkiego z językami ludów zamieszkujących południową Afrykę.

Egzaminy są przeprowadzane na trasach w Wielkiej Brytanii do RPA. Ryanair tłumaczył FT, że przyczyną jest duża liczba fałszywych paszportów z tego drugiego kraju.

Jeśli nie będą w stanie wypełnić tego kwestionariusza, anulujemy podróż, a pasażerowie otrzymają zwrot wszystkich pieniędzy

– podkreśla linia.

Testowani podróżni zachodzą jednak w głowę, w jaki sposób test z wiedzy ma potwierdzić, że są rodowitymi mieszkańcami RPA, a paszportu nie kupili w jakimś ciemnym zakamarku miasta. To zresztą nie koniec kontrowersji, bo duże emocje wzbudza też wykorzystanie języka afrykanerów. Afrikaans jest teoretycznie językiem urzędowym, ale wielu obywateli RPA uważa go za spuściznę kolonializmu. Według statystyk jest on pierwszym językiem zaledwie 13 proc. obywateli. I tak do oskarżenia o segregację, doszło drugie - o rasizm.

A jakie pytania padają w quizie? To jest chyba najlepsza część, bo nie zdziwiłbym się, gdyby na analogicznych pytaniach wyłożył się pewien procent Polaków. W teście poza wskazaniem stolicy kraju trzeba było podać m.in. prawidłowy numer kierunkowy i obecnie urzędującego prezydenta.

Najciekawsze jest jednak to, że wina obu przewoźników jest w obu wypadkach ograniczona. KLM ma pecha, bo jest mocno związany z lotniskiem w Amsterdamie. Linia nie popisała się jednak, bo decyzję o zawieszeniu rezerwacji należało podjąć dawno temu, nie bacząc na reakcję turystów. Teraz Holendrzy zgotowali sobie wizerunkowe piekło, a wiele wskazuje na to, że to jeszcze nie koniec.

Kij we własne szprychy wsadził sobie także Ryanair

Przewoźnik stara się zapewne utrzymywać poprawne stosunki z miejscowym MSWiA, ale wprowadzenie testów sprawiło, że to właśnie Irlandczycy obrywają dzisiaj w social mediach za dyskryminację rasową.

Jeżeli dodamy do tego chaos, który ma miejsce na brytyjskich lotniskach, masowe odwoływanie lotów w USA i strajki kontrolerów ruchu lotniczego w na Majorce i Ibizie wychodzi na to, że podróżowanie samolotem to dzisiaj bardzo ryzykowna zabawa.

REKLAMA

Pytanie, jak zareagują na to pasażerowie. W scenariuszu numer jeden zaczynają się jeszcze wścieklej dobijać na pokłady linii lotniczych, gotowi zapłacić więcej i odstać swoje w wielogodzinnych kolejkach.

Wersja numer dwa jest jednak dla przewoźników mniej korzystna. Bo podróżujący po Europie mogą po prostu przekonać się do forsowanej przez Komisję Europejską kolei. Taka zmiana preferencji będzie się odbijać na finansach linii lotniczych przez długie lata.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA