Po długich tygodniach negocjacji między kontrolerami lotów a Polską Agencją Żeglugi Powietrznej wydawało się, że obie strony są już dogadane, a konflikt został zażegnany. Błąd. Im bliżej finiszu, tym częściej nadzorcy polskiego nieba narzekają na brak porozumienia z PAŻP. Sytuacja jest naprawdę niewesoła, bo termin zakończenia rozmów mija 10 lipca. Potem czeka nas masowe odwoływanie połączeń lotniczych, a jako pierwsze pod nóż pójdą tanie loty.
Na początku przypomnijmy złowieszcze zapowiedzi rządu z kwietnia tego roku. Kilka dni przed ultimatum, jakim było wygaśniecie okresu wypowiedzenia grupie stukilkudziesięciu kontrolerów ruchu lotniczego, rząd opublikował wytyczne dotyczące zasad odwoływania połączeń lotniczych z Okęcia i Modlina.
Wtedy, jak pamiętamy, do realizacji tego scenariusza nie doszło, bo w ostatniej chwili PAŻP zdołał ubłagać kontrolerów i namówić ich na wydłużenie terminu odejścia z pracy do 10 lipca.
Kwietniowe rozporządzenie mówiło, że operacje lotnicze nad warszawskim niebem będą mogły być wykonywane tylko między godzinami 09.30–17.00. Pierwszeństwo dostały loty wykonywane z Okęcia, głównie na kierunkach długodystansowych np. do Nowego Jorku, Dubaju czy koreańskiego Incheon i tych nieco krótszych, wykonywanych dla biznesu. Turystyczne hity w stylu Alicante na liście się nie znalazły. Dość powiedzieć, że ze szturmowanych przez Polaków Włoch i Hiszpanii uwzględniono tylko Barcelonę i Rzym.
Rząd zakładał też, że pasażerowie będą mogli w zasadzie pożegnać się z lowcostami. Ryanair dostałby do dyspozycji pojedyncze połączenia dziennie do Londynu i Dublina. Podobnie sytuacja wyglądała z Wizzairem latającym z lotniska im. Chopina. Największą część tortu, co było do przewidzenia, zgarnąłby nasz narodowy przewoźnik czyli PLL LOT. Archiwalną już listę przygotowaną przez Urząd Lotnictwa Cywilnego można znaleźć pod tym adresem.
Po wydłużeniu negocjacji komunikaty podpisywane przez Związek Zawodowy Kontrolerów Ruchu Lotniczego złagodniały i wydawało się, że porozumienie jest tylko kwestią czasu. Pierwszym sygnałem, że sprawy przybrały zły obrót było przypomnienie przez kontrolerów, że PAŻP powinien zostać poddany audytowi i przejść głęboką restrukturyzację. Po raz kolejny pojawiło się też wezwanie do wyrzucenia z pracy osób odpowiedzialnych za doprowadzenie do kryzysu.
Nie minęły nawet dwa tygodnie, a temperatura sporu wyraźnie się podniosła. „Puls Biznesu” dowiedział się, że kontrolerzy oskarżają Agencję o niewywiązywanie się z obietnic złożonych w kwietniu.
Związkowcy mają być też niezadowoleni z faktu, że we Wrocławiu wróciły krytykowane przez kontrolerów jednoosobowe stanowiska. Efekt? Równo 10 lipca z pracy może odejść około stu kontrolerów. Wizja paraliżu nieba nad Warszawą znów staje się żywa. I to dokładnie w samym środku szczytu wakacyjnego.
Na czym polega problem?
Zyski PAŻP są uzależnione od wpłat, które linie lotnicze przelewają na konta Agencji w zamian za obsługę ruchu lotniczego. Ostatnie podwyżki udało się przeforsować pod koniec 2021 r. Przestrzeń do kolejnych wciąż istnieje, przed pandemią opłaty nawigacyjne w Polsce były zauważalnie poniżej średniej dla Unii Europejskiej.
Sęk w tym, że w obecnej sytuacji nikt nie będzie się kwapił do dokręcania śruby przewoźnikom. Kondycja całej branży lotniczej jest nie do pozazdroszczenia. Linie zmagają się z jednej strony z brakiem rąk do pracy, a z drugiej z niezadowoleniem obecnych pracowników. W Belgii doszło do strajku pracowników Brussels Airlines i Ryanaira. Ta druga linia ma zresztą wyjątkowo dużo kłopotów na głowie, bo z zamiarem przerwania pracy nosi się jej personel z wielu krajów w Europie.
Potężne perturbacje odczuwają dzisiaj pasażerowie jak kontynent długi i szeroki. Lotniska ze względu na brak pracowników nie są w stanie odprawiać pasażerów. KLM doszedł nawet do punktu, w którym w obawie przed przeciążeniem portu w Amsterdamie zaczął latać do stolicy Holandii pustymi samolotami.
Kondycja branży raczej nie wróci szybko do normy. Prezes Heathrow John Holland-Kaye twierdzi, że kryzys potrwa półtora roku. Na ten moment największe lotnisko w Wielkiej Brytanii chciałoby, żeby przewoźnicy odwołali co dziesiąty lot. Holland-Kaye wskazuje, że w porównaniu sprzed pandemią obsługa naziemna skurczyła się o połowę. Wzrost popytu na latanie musiał się więc skończyć paraliżem, a powrót do normalności chwilę potrwa.
AKTUALIZACJA:
Polska Agencja Żeglugi Powietrznej wystosowała oświadczenie, w którym zaprzecza oskarżeniom pełnomocniczki ZZKRL Anny Garwolińskiej.