Stagflacja nadciąga wielkimi krokami. Dla posiadaczy nieruchomości to bardzo ważna informacja
Jeśli grozi nam dziś stagflacja, to właściciele mieszkań mogą spać spokojnie – uważa Bartosz Turek z HRE Investments. Obecna sytuacja w gospodarce może sprawdzić, że inwestowania w nieruchomości nigdy jeszcze nie było u nas tak opłacalne.
Wysoka inflacja i słaby wzrost gospodarczy to scenariusz, którego ziszczeniem część ekonomistów ostatnio nas straszy.
Jest to sytuacja rzadko spotykana. Przeważnie bowiem mamy do czynienia z inflacją, gdy gospodarka jest rozgrzana do czerwoności i odwrotnie – ceny w sklepach na stacjach benzynowych i puntach usługowych rosną wolniej, gdy wzrost gospodarczy jest rachityczny lub wręcz mamy recesję.
Stagflacja to tylko jedna z możliwości
Bartosz Turek, główny analityk HRE Investments, w przygotowanym opracowaniu dotyczącym rynku nieruchomości zauważa, że stagflacja to rzadkie zjawisko.
Realizacja takiego scenariusza tym bardziej nie jest pewna. Istnieje szansa, że światowa gospodarka poradzi sobie z problemami, a w konsekwencji ceny dóbr i usług przestaną tak szybko rosnąć. Do tego w Polsce mocne podwyżki stóp procentowych mogą zatrzymać inflację wynikającą z czynników wewnętrznych
- mówi Bartosz Turek, główny analityk HRE Investments.
Dodaje on, że w tym przypadku chodzi o sytuację, w której szybko rosnące ceny wywołują presję na wzrost wynagrodzeń.
To powoduje, że producenci chcą wyższe koszty przerzucić na konsumentów i znowu generuje to presję płacową. I tak się to kręci, póki ktoś tego niebezpiecznego sprzężenia zwrotnego nie zatrzyma.
Może to zrobić rząd – np. srogo opodatkowując nadmierne wzrosty wynagrodzeń, ale też swoje karty w tej rozgrywce posiada Rada Polityki Pieniężnej. Ta podnosząc stopy procentowe może powściągać zapędy firm i konsumentów poprzez podnoszenie kosztów obsługi długów.
Stopy procentowe mogą wzrosnąć za bardzo
Bartosz Turek podkreśla, że na tym jednak problem może się nie skończyć. W opinii części ekonomistów z podwyżkami stóp procentowych też łatwo bowiem przesadzić. Jeśli kredyty będą drogie, to będziemy mniej kupować, a przedsiębiorcy widząc mniejszy popyt i droższe kredyty mogą zrezygnować np. z budowania nowej fabryki (inwestycji).
Jeśli tych będzie mniej, czyli nie powstanie ta przykładowa fabryka, to po pierwsze uderzy to w dynamikę wzrostu gospodarczego, na rynek nie będą dostarczane dodatkowe produkty, a przedsiębiorca nie stworzy dodatkowych miejsc pracy
- mówi Bartosz Turek.
Jak produktów na rynku będzie za mało, a oszczędności do wydania wciąż dużo (tak jak dziś), to ceny w sklepach mogą dalej rosnąć przyczyniając się do wzrostu inflacji przy - jak wcześniej wspomniał główny analityk HRE Investments - wolniejszym wzroście gospodarczym i wyższym bezrobociu.
Bartosz Turek podkreśla jednak w tym momencie, że pomiędzy ekonomistami dochodzi dziś do sporu. Jedni uważają, że walka z inflacją powinna opierać się teraz przede wszystkim na podnoszeniu stóp procentowych, podczas gdy inni sądzą, że podnosić stopy procentowe owszem trzeba, ale z umiarem, aby nie zdusić wzrostu gospodarczego.
To bowiem może pogrążyć nas w stagflacji. Skuteczna walka z inflacją w takim przypadku powinna opierać się raczej na skłanianiu nas do oszczędzania pieniędzy, a przy tym powinniśmy pozwalać gospodarce na tworzenie odpowiedniej (większej) ilości dóbr i usług, które moglibyśmy za nasze oszczędności kupić nie prowadząc przy tym do nadmiernego wzrostu inflacji.
Stagflacja nieruchomościom niestraszna
Przed Radą Polityki Pieniężnej stoi więc dziś poważne wyzwanie, aby postępować rozważnie i nie przesadzić w żadną stronę. Czy operacja ta zakończy się sukcesem pewności nie ma. Istnieje więc pewne ryzyko, że inflacja z nami pozostanie, a nadmierne podwyżki stóp procentowych zduszą wzrost gospodarczy i dorobimy się stagflacji.
Czy jest to zła informacja dla posiadaczy nieruchomości? Działa tu co najmniej kilka sił. Co do zasady wzmożona inflacja powoduje szybszy wzrost cen nieruchomości i wzrost stawek czynszów najmu.
Słaby wzrost gospodarczy oznacza natomiast gorszą sytuację na rynku pracy, a więc też mniejszy popyt na zakup mieszkań połączony jednak ze wzmożonym popytem na najem, bo gdzieś mieszkać trzeba. A jak działają oba te czynniki – stagnacja i wzmożona inflacja?
Odpowiedzi na to pytanie główny analityk HRE Investments poszukuje w historii i podaje, że często przytaczanym przykładem stagflacji są lata 70-te w USA. Dane Rezerwy Federalnej sugerują, że od stycznia 1970 roku do grudnia 1979 roku ceny nieruchomości w Stanach Zjednoczonych wzrosły o 128 proc., a czynsze najmu poszły w górę w tym czasie o prawie 70 proc.
Przy czym w międzyczasie mieliśmy też do czynienia z inflacją, która podniosła ceny aż o 103 proc. Mimo tak gwałtownych wzrostów cen dóbr i usług, właściciele nieruchomości realnie w tym czasie zarobili (średniorocznie 1,2 pkt. proc. ponad inflację). Czynsze najmu, choć w tym czasie wzrosły o 70 proc., to nie wygrały wyścigu z inflacją. Realnie na koniec lat 70-tych były one o trochę ponad 16 proc. niższe niż w styczniu 1970 roku
- mówi główny analityk HRE Investments.