Na koniec 2011 r. ZUS wypłacał niecałe 24 tys. emerytur niższych niż minimalne, a na koniec 2022 r. 365,3 tys. - to aż piętnastokrotnie więcej. Świadczenia niższe niż minimum otrzymują przede wszystkim kobiety! To ma już nawet swoją nazwę NBE.
NBE to skrót od nowi biedni emeryci. Przez lata się nimi straszyliśmy, ale to ciągle była pieśń przyszłości. A kto tak naprawdę przejmuje się przyszłością? W Polsce - nikt. Nie myślimy o prywatnym oszczędzaniu na emeryturę, nie wierzymy prognozom, jak będą wyglądały w przyszłości świadczenia wypłacane przez ZUS, albo po prostu nie chcemy na nie patrzeć.
Ale dłużej zamykać oczu już się nie da, bo przyszłość staje się teraźniejszością.
Liczba bieda-emerytur wzrosła ponad piętnastokrotnie
O ile jeszcze na koniec 2011 r. ZUS wypłacał niecałe 24 tys. emerytury niższych niż minimalne, o tyle cztery lata później, w 2015 r. już ponad trzykrotnie więcej - 76,3 tys. W 2020 r. emerytur niższych niż minimalne były 310,1 tys., a na koniec 2022 r. - 365,3 tys.
Tempo spychania coraz większej rzeszy seniorów w biedę rośnie błyskawicznie. W zaledwie 11 lat liczba bieda-emerytur wzrosła ponad piętnastokrotnie - wynika z badań prowadzony przez prof. Justynę Wiktorowicz i prof. Piotra Szukalskiego wspólnie z Instytutem Pracy i Spraw Socjalnych opisywanych niedawno przez „Dziennik Gazetę Prawną”.
Należy zaznaczyć, że to głównie kobiety wpadają do tej grupy emerytek ze świadczeniem poniżej minimalnego, a przypomnę, że obecnie emerytura minimalna wynosi 1600 zł brutto. Wśród NBE aż 80,2 proc. to właśnie kobiety.
System daje fory, społeczeństwo zakłada kajdany
Dlaczego, skoro przecież łatwiej im osiągnąć choć minimalną emeryturę? Kobiety muszą mieć za sobą przynajmniej 20 lat składkowych, żeby dostać minimalne świadczenie z ZUS (nawet, jeśli wartość składek jest niewystarczająca do wypłaty minimalnego świadczenia, resztę dopłaca państwo), podczas gdy mężczyźni muszą mieć 25 lat składkowych.
Otóż naukowcy tłumaczą, że winne są po pierwsze, społeczne schematy, a po drugie, zapaść z początku lat dwutysięcznych. Z tą zapaścią to jest tak, że mieliśmy wówczas duże bezrobocie, więc kobiety miały duże przerwy w pracy z powodu bezrobocia, trudności w powrocie na rynek pracy po urodzeniu dziecka, pracowały na czarno albo za granicą. A w tym samym czasie mieliśmy też zapaść z usługach publicznych, bo dostęp do żłobków był na bardzo złym poziomie.
A to nałóżmy teraz na społeczne dyby: to na kobiety spada ciężar opieki nad dziećmi, ale i nad osobami niesamodzielnymi czy starszymi w rodzinie, a to często wypycha je z rynku pracy. Nawet jeśli pracują zawodowo, pracują de facto na dwa etaty, licząc również ten domowy, więc zapadają na zdrowiu ze zmęczenia, a to również skraca okresy składkowe.
Pewnie sobie myślicie, że to takie pitu-pitu, ale fakt, że 80 proc. NBE to kobiety jest bezlitosny.
Nasze poradniki dotyczące o emerytur znajdziesz tu:
Nie straszmy skręcaniem długopisów na łożu śmierci, bo to już nudne
Czy naprawdę można nadal zamykać na to oczy? Nie. A jednak Polska nadal je zamyka. Sami autorzy badania podkreślają, że ani obecni ani przyszli NBE nie próbują nawet wydłużać okresów składkowych, żeby poprawić swoją sytuację, co wynika z danych ZUS, ani w debacie publicznej nie widać chęci skonfrontowania się z tym problemem.
W tej debacie publicznej najwięcej zła zresztą robią politycy, którzy temat emerytur sprowadzili wyłącznie do straszenia, że przyjdzie Mordor i podniesienie wszystkim wiek emerytalny, więc Polacy jeszcze na łożu śmierci będą skręcać długopisy.
Tylko wiecie co? Główny problem wcale nie polega na tym, czy będziemy trochę dłużej pracować czy nie. On polega na tym, że to system jest pełen dziur, które powodują na przykład, że dla dzisiejszych 30-40-latków nie ma znaczenia, czy zarabiają 1700 czy 6400 zł - i tak dostaną taką samą emeryturę - minimalną. Minimalne świadczenie będzie otrzymywać ok. 70 proc. osób. Nie wierzycie? Zajrzyjcie do wywiadu z Tomaszem Lasockim z Wydziału Prawa i Administracji UW.
Tylko politycy zamykają na to oczy i systemu naprawiać nie chcą. Dziś cierpią na tym głównie kobiety, za dwie-trzy dekady cierpieć będziemy wszyscy.