Ministerstwo Pracy prowadzone przez Agnieszkę Dziemianowicz-Bąk to jeden z najaktywniejszych resortów rządu Donalda Tuska. Przynajmniej jeśli chodzi o forsowanie zmian, które będą dotyczyły ogółu Polaków. Oprócz gorąco dyskutowanego pomysłu skrócenia czasu pracy do czterech dni wysunięto też pomysł istotnych zmian w zwolnieniach lekarskich – tego, ile będzie wynosił zasiłek chorobowy oraz tego, kto i na jakich zasadach będzie go wypłacał.
W sumie, to nie do końca jest jasne dla mnie, czy szefowa Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki społecznej walczy z własnym szefem, czy z ZUS-em, ale ewidentnie walczy, ponieważ jej zdaniem, w sprawie wypłacania wynagrodzenia na zwolnieniu lekarskim karany jest dzisiaj zarówno pracownik, jak i pracodawca. Dlatego coś w końcu musi się zmienić.
Walka z premierem może polegać na tym, że Agnieszka Dziemianowicz-Bąk jest z Lewicy, a Lewicy nie zawsze po drodze z pomysłami Koalicji Obywatelskiej. Ta koalicyjna miłość jest z przymusu, to jasne. I za te lewicowe samowolne wysoki, jak ostatnio w sprawie podnoszenia płacy minimalnej, ministrze czasem się nawet publicznie od premiera dostaje. Ministra jednak walczy o realizację postulatów własnej partii i właśnie potwierdziła, że temat rewolucyjnej zmiany finansowaniu L4 wcale nie umarł, jej resort nad nim pracuje.
Rewolucja w L4. Niespodzianka dla wszystkich
Problem wcale nie jest prosty. Ministra uważa, że wysokość zasiłku chorobowego, który jest wypłacany pracownikowi podczas zwolnienia lekarskiego obecnie na poziomie 80 proc., powinien zostać poniesiony do 90, a nawet 100 proc.
Dlaczego? Żeby wyrównać pracownikowi krzywdy. Serio, ministra mówi o karze, jaka spada na pracownika, który idzie na L4 i otrzymuje jedynie 80 proc. wynagrodzenia. Ale z drugiej strony, kara spada też na jego pracodawcę, który przez pierwsze 33 dni choroby w roku płaci chorobowe z własnej kieszeni, a jednocześnie musi przecież zapłacić też za pracę tych, którzy nieobecnego zastępują. No więc każdemu krzywdy mają zostać wyrównane - pracownikowi finansowo, przedsiębiorcy też, bo ciężar wypłaty chorobowego ma na siebie wziąć ZUS.
Więcej wiadomości na temat zwolnień lekarskich można przeczytać poniżej:
Ale w tej logice jest jeszcze coś, bo przecież składki chorobowe opłaca jedynie pracownik, pracodawca przy takiej reformie otrzyma więc prezent w czystej postaci. Nic płacić nie musi, a przez lata musiał i według ministry „dla pracowników trudne więc do wyobrażenia byłoby to, że państwo ściąga ciężar z barków przedsiębiorcy, a oni z tego nic nie mają”. A chwilę później Agnieszka Dziemianowicz-Bąk mówi „Dziennikowi Gazecie Prawnej”:
Trwają analizy skutków finansowych zaproponowanego rozwiązania w różnych wariantach
No to teraz zastanówcie się, o co chodzi w tymi wariantami? I dlaczego ministra tak wyraźnie zwraca uwagę na wielkie korzyści pracodawców?
Obstawiam, że jeszcze nie mieliśmy żadnych przecieków, ale ta reforma może być bardziej skomplikowana niż to, nad czym dotąd dyskutujemy. Na przykład:
- wariant 1: obowiązek wypłacania świadczenia chorobowego przechodzi z pracodawcy na ZUS, ale za to pracodawca zostaje obciążony dodatkową składką chorobową solidarnie z pracownikiem, dzięki czemu w ZUS znajduje się więcej pieniędzy na wypłaty;
- wariant 2: tylko część chorobowego wypłaca ZUS, a część nadal pracodawca.
Rewolucja w L4, plaga chorób nad nami
Ale tak naprawdę największy problem z tą rewolucją w L4 jest jeszcze gdzie indziej. 100 proc. płatnego zwolnienia naprawdę generuje potężne ryzyko dla całej gospodarki. Mikołaj Zając, ekspert rynku pracy mówił niedawno branżowemu serwisowi prawo.pl, że zna przykład firmy, która postanowiła przeprowadzić eksperyment i sama z własnej woli wprowadziła L4 płatne 100 proc. Co się stało?
Lawina chorób w firmie, a do tego grafik krążący w nieoficjalnym obiegu, kiedy kto planuje się rozchorować.
Dlaczego? Bo według eksperta pełne wynagrodzenie na chorobowym staje się bardziej atrakcyjne niż wynagrodzenie otrzymywane za realnie wykonaną pracę, bo do chorobowego dochodzą jeszcze premie i wypracowane w ciągu ostatnich 12 miesięcy godziny nadliczbowe. Taki cyrk. I na nim też pewnie MRPiPS chce jakoś zawczasu zapanować.