REKLAMA

Program Bezpieczny kredyt 2 proc. Ledwie się zaczął, a już trzeba go zamknąć

Bezpieczny kredyt 2 proc. bije rekordy popularności, ale to wcale nie musi być dobra wiadomość, bo politycy nie doszacowali zainteresowania Polaków i pieniądze zaraz się skończą. Dosłownie zaraz, bo jak nikt nie dosypie kasy, wnioski kredytowe nie będą przyjmowane już w styczniu 2024 r. I co wtedy? I tu mamy różne zdania - ja i analitycy.

hipoteki-zdolnosc-kredytowa
REKLAMA

Nikt chyba nie przypuszczał, że program Bezpieczny kredyt 2 proc., który w ustawie został zaplanowany na lata 2023-2027 może wyczerpać się już w pół roku. A wszystko wskazuje, że właśnie tak będzie. Dotąd, czyli zaledwie po 11 tygodniach działa programu, udzielono 9766 kredytów z rządową dopłatą, ale to jeszcze nic, bo większość wniosków czeka dopiero w kolejce na rozpatrzenie, choć zostały już złożone w bankach. Łączna liczba sięga 43 tys.

REKLAMA

Kiedy skończą się pieniądze na Bezpieczne kredyty?

Te liczby nadal niewiele mówią. Żeby zrozumieć, co to znaczy, należy policzyć, jakie pieniądze już wydano, a ile rząd na te wydatki zaplanował. I policzyli to analitycy HREIT. Skoro, jak informowało już wcześniej Ministerstwo Rozwoju, przeciętny kredyt w ramach programu Bezpieczny kredyt 2 proc. udzielany jest średnio na 380 tys. zł, to oznacza, że już zawarte umowy opiewają na 3,7 mld zł. A rząd założył, że do końca 2023 r. Polacy zawrą umowy o łącznej wartości 3,2 mld zł i na taki wolumen kredytów zabezpieczył środki na dopłaty.

A więc zaledwie po 11 tygodniach działania programu wyczerpaliśmy całą pulę środków przewidzianych na ten rok, a nawet solidnie ją przekroczyliśmy. A przecież mówimy o dopiero zawartych umowach, których jest niespełna tysiąc, co oznacza, że w bankach leży kolejne 42 tys. wniosków już złożonych. Czy to znaczy, że za tydzień albo dwa BGK powie „stop”, bo pula się wyczerpała? Nie, ale tylko dlatego, że ustawodawca nie przewidział takiego sukcesu programu i zapisał w ustawie, że pierwsze „stop” BGK może powiedzieć dopiero w 2024 r. Teraz więc będziemy korzystać z pieniędzy przewidzianych do wydania w 2024 r.

Ale kiedyś „stop” w końcu padnie. HREIT przypomina, że ustawa zakłada, że w 2024 r. na dopłaty do kredytów do wydania jest 941 mln zł, a w 2025 r. 1107 mln zł. Przepisy mówią, że kiedy na dany rok zostanie wykorzystane 90 proc. przewidzianych pieniędzy albo 75 proc. tych zabudżetowanych na rok kolejny, BGK ogłasza wstrzymanie przyjmowania kolejnych wniosków. To znaczy, że kiedy w 2024 r. wydamy już 830 mln złotych, wtedy BGK powie „stop”.

I okazuje się, że to może się wydarzyć już w pierwszych dniach stycznia 2024 r., kiedy tylko BGK zbierze na biurku wszystkie potrzebne dane, żeby wiedzieć oficjalnie, że pula pieniędzy została wydana. Tak się stanie, jeśli zrealizuje się „górny” scenariusz i w 2023 r. do banków trafi 60 tys. wniosków o Bezpieczny kredyt. To będzie oznaczało, że już w 2023 r. wydaliśmy wszystkie pieniądze zaplanowane na 2024 r., a nawet więcej. 

Więcej na temat Bezpiecznego kredytu 2 proc. Przeczytasz tu:

Te 60 tys. wniosków w 2023 r. to scenariusz skrajny, ale nie niemożliwy. Analitycy HREIT już przewidują, jaki amok zapanuje wtedy w bankach w pierwszych dniach stycznia:

W efekcie może dojść do tak kuriozalnej sytuacji, że pracownicy banków będą witać Nowy Rok w biurach wprowadzając do ostatniej chwili dane potencjalnych kredytobiorców do systemów. W ten sposób „zaklepana” kolejka po tańszy kredyt będzie potem skutkować faktycznym udzielaniem kredytów nawet do wiosny 2024 roku. Doświadczenie wyniesione z innych (mniej hojnych) rządowych programów każe sądzić, że jest to prawdopodobny scenariusz.

„Dolny” scenariusz zakłada, że w 2023 r. zostanie złożonych łącznie 40 tys. wniosków (już złożono niby więcej, ale duża część z nich to martwe dusze, tzn. wnioski, które nie skończą się umową kredytową, bo kredytobiorcy składają dla bezpieczeństwa wnioski w 2-3 bankach naraz).

W tym scenariuszu pieniądze na dopłaty do kredytów wystarczą na udzielenie w przyszłym roku jeszcze 7 tys. preferencyjnych kredytów, czyli na jakiś miesiąc, może dwa, działania programu w 2024 r. Czyli program skończy się gdzieś najdalej na przełomie lutego i marca 2024 r. Wybory samorządowe, które będą za pasem, mogą skłonić polityków, by pieniędzy dosypać, ale to wcale nie będzie taka łatwa decyzja, biorąc pod uwagę, jak duży mamy już deficyt.

Co się stanie, jak ten najpopularniejszy program mieszkaniowy w historii Polski się skończy?

I tu pięknie się różnimy z analitykami HREIT, bo oni zaklinają rzeczywistość, mówiąc, że to nic nie szkodzi, że dopalacz popytowy się skończy, ceny mieszkań na pewno nadal będą rosły, bo czemu nie? Ja z kolei wieszczę przecenę mieszkań, bo popyt się zwyczajnie załamanie z dnia na dzień.

Nawet jeśli pieniędzy na dopłaty zabraknie, to w żadnym wypadku po szale na preferencyjne kredyty rynek nie przejdzie automatycznie w fazę stagnacji - piszą analitycy, dodając, że to PEWNE!

Dlaczego? Bo ich zdaniem wnioski złożone jeszcze przed zamrożeniem programu będą generowały transakcje przez kolejne co najmniej 1-2 miesiące. No nie wiem, jakim cudem, skoro żeby złożyć wniosek o kredyt hipoteczny, najpierw trzeba mieć w ręku umowę przedwstępną zakupu nieruchomości, ta transakcja więc już się odbyła, tylko czeka na finalizację.

Po drugie, mówią, przecież w kolejnym roku, czyli 2025, ruszy kolejny nabór wniosków, bo środki na kolejne lata zostaną odblokowane, a więc kupujący, jak i tym razem, już z kwartał wcześniej ruszą na rynek, szukając mieszkań i generując popyt. Okej, ale to nadal oznacza, że ci klienci trafią na rynek gdzieś w październiku 2024 r., a jak ustaliliśmy, znikną w najlepszym wypadku gdzieś z końcem lutego - mamy więc ok. siedmiu miesięcy wyrwy w popycie.

A po trzecie, pieniądze już wpompowane przez program Bezpieczny kredyt 2 proc. zostaną na rynku i będą pracować. Bo przecież jak ktoś sprzeda swoje mieszkanie, to może za uzyskane pieniądze od beneficjenta programu pójdzie kupić sobie inne, może większe - zaznacza HREIT.

Z tym nie będę polemizować, to jest możliwe.

A po czwarte, przecież nie samym kredytem 2 proc. karmi się dziś rynek nieruchomości. Są jeszcze tacy, którzy chcą kupić mieszkanie z pomocą zwykłej hipoteki bez dopłat, a przecież zaczęliśmy obniżki stóp procentowych, więc będzie im coraz łatwiej - pisze HREIT. No i tu mamy kolejny problem, bo to, że zaczęliśmy już cięcia jest tak pewne jak to, że 1 stycznia 2024 r. będzie piękne słońce i temperatura sięgnie 15 stopni C. Po pierwsze, nikt tego nie wie, a po drugie, to wcale nie musi okazać się prawdą.

REKLAMA

Ostatnia spektakularna obniżka stóp wcale nie musi być początkiem cyklu, nawet jeśli w październiku RPP dokona kolejnej obniżki. A kolejne obniżki w 2024 r. są tak samo prawdopodobne, jak podwyżki, bo inflacja znów wymknie się nam spod kontroli. A wtedy efekt będzie taki: w środku roku prawie nikt nie będzie kupował w Polsce mieszkań za wyjątkiem tych, co mają gotówkę w ręku i z uśmiechem będą zgarniać mieszkania w niewygórowanych cenach, których nikt inny kupić nie może.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA