Pracodawcy w płacz. Ale jak to? Mamy traktować pracowników, jakby byli pracownikami?
Dyskusja na temat rynku pracy osiąga kolejne szczyty absurdu. MRPiPS chce zrobić porządek i od 1 stycznia 2025 r. pozwalać obcokrajowcom pracować tylko na etatach. Ostro. Ale poszło już po rozum do głowy i uznało, że są zawody, których przedstawiciele rzeczywiście nie wykonują pracy etatowej: sportowcy, trenerzy, artyści… Wszystko zmierza w odpowiednim kierunki. A wtedy wjeżdża lobby pracodawców i płacze że to skandal, że zwykli pracownicy będą musieli być traktowani jak pracownicy. Czyli zgodnie z prawem.
Milion cudzoziemców w Polsce znalazło w około 125 tys. polskich firm. Choć określenie „znaleźć zatrudnienie” nie jest tu do końca odpowiednie, bo choć pracują najczęściej w handlu, usługach, budownictwie, czyli mają stały wymiar pracy, stałe godziny i szefa, czyli powinni zgodnie z prawem być zatrudnieni na umowie o pracę, to pracują na umowach cywilnoprawnych Ponoć dotyczy to ok. 60 proc. obcokrajowców w Polsce.
Koniec z patologią na rynku pracy
Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej zabrało się więc za prostowanie tej patologii, pisałam o tym już we wrześniu. Resort poszedł na początku naprawdę ostro, przygotowując projekt ustawy nakazujący, by od 1 stycznia 2025 r. cudzoziemcy mogli być w Polsce zatrudniani wyłącznie na podstawie umowy o pracę. Trochę za ostro, bo przecież to absurd, żeby artyście, który przyjeżdża do Polski wykonać tylko jakieś dzieło, dawać etat.
Więcej wiadomości na temat pracy można przeczytać poniżej:
No i właśnie resort to zrozumiał, przygotowuje więc złagodzenie przepisów. Dokładnie rzecz biorąc, opublikowany został projekt rozporządzenia, według którego wojewoda będzie mógł wyrazić zgodę na umowę inną niż etat dla obcokrajowca, o ile będzie to sportowiec, trener lub artysta.
I to ma sens. Zresztą sama ustawa nie została jeszcze uchwalona, a o szczegółach rozporządzenia, które jest aktem wykonawczym do ustawy, będziemy rozmawiać, jak już będzie ustawa. I przedstawiciele resortu wyjaśniają, że sportowcy i artyści to tylko przykład pokazujący kierunek, a jak przyjdzie czas, katalog ten zostanie sensownie uzupełniony.
Można się domyślać, że resort będzie się trzymał linii - z zasady nie pozwalamy wypychać ludzi na śmieciówki, chyba, że naprawdę nie pracują według Kodeksu pracy.
Kasjer i budowlaniec nie zasługują na etat?
No i organizacje zrzeszające pracodawców podniosły larum, że oto rynek pracy zaraz nam się rozpadnie. Dlaczego? Bo pracownicy będą traktowani zgodnie z prawem, czyli dostaną pełnoprawne umowy zamiast śmieciówek.
Wioletta Żukowska, ekspertka z Federacji Przedsiębiorców Polskich mówi dokładnie, że „rynek pracy może tego nie wytrzymać”, a Nadia Winiarska z Konfederacji Lewiatan podkreśla, że „zawody strategiczne dla polskiej gospodarki zostały pominięte w tych wyjątkach”.
Domyślam się, że te strategiczne w polskiej gospodarce zawody to budowlańcy i kasjerzy. Owszem, brakuje nam ich w kraju i bardzo ich potrzebujemy, a deficyty na tym froncie często zasypują imigranci. Ale skoro są tak ważni, to może właśnie należy ich traktować zgodnie z prawem pracy zamiast oferować gorsze umowy?
Dlaczego, do jasnej ciasnej, pozwalamy sobie publicznie opowiadać takie brednie, że legalne zatrudnienie na umowach dających pracownikowi pełne prawa należy się nie temu, którego praca spełnia takie wymogi, tylko temu, kogo ewentualnie pracodawcy nie potrzebują tak masowo, więc może z łaski zapłacą mu składki emerytalne i zagwarantują normalny okres wypowiedzenia i opiekę zdrowotną?
Przecież ta dyskusja w gruncie rzeczy wygląda tak: Jasiu ma trzy małe słodkie puszyste kotki, ale dwa z nich głodzi. Przychodzi więc mama Jasia i mówi, że nie można głodzić kotów, kotki muszą jeść i od jutra wszystkie kotki muszą dostawać takie same porcje, żeby jadły do syta.
A na to przychodzą lobbyści, którzy mówią, że przecież wszystkie bezdomne koty w okolicy głodują i co z tego? To normalne, że zwierze czasem umiera z głodu, a nakaz karmienia wszystkich zwierząt, które ma się pod opieką, jest niesprawiedliwy, bo za dużo kosztuje i mały Jasiu wyda na to za dużą część kieszonkowego.