REKLAMA

Pracodawcy od lat was oszukują w sprawie podwyżek pensji. Oto najlepszy dowód

Jak wzrosną pensje, szczególnie tym zarabiającym minimalną krajową, to wszystko runie, zaczną się wielkie zwolnienia i bezrobocie wybuchnie wam w twarz – straszą pracodawcy. Nie wierzcie im, to ściema i właśnie dostaliśmy na to dowody.

Pracodawcy od lat was oszukują w sprawie podwyżek pensji. Mamy na to dowody
REKLAMA

Pensji minimalnej nie można podnosić za mocno – to śpiewka znana w Polsce od lat. Zabawne, że niby motywowana jest troską o pracowników. Lepiej, żebyście zarabiali mniej, ale mieli pracę. A jak rząd zmusi nas, pracodawców, do podnoszenia minimalnych wynagrodzeń, to zaczniemy padać i będziemy musieli was zwalniać.

REKLAMA

Prowadziliśmy tę dyskusję w Bizblog już w ubiegłym roku, kiedy w rządzie zapadała decyzja o tym, jak mocno wzrosną minimalne wynagrodzenia w 2023 roku i już wtedy dr Zofia Łapniewska, ekonomistka z Uniwersytetu Jagiellońskiego, mówiła wprost: przez lata produktywność pracowników rosła, ale korzystali na tym wyłącznie pracodawcy, bo w pensjach pracowników nie było tego widać. Opowiadali za to podwładnym głodne kawałki, żeby sami lepiej mogli zarabiać.

Co roku przy okazji decyzji o wielkości podwyżki pensji minimalnej na kolejny rok, pracodawcy mieli czelność krzyczeć to samo: nie można za bardzo podnosić pensji, bo będziemy musieli zwalniać. 

I wiecie co? Jest kolejny dowód na to, że nie musieli, nawet wtedy, kiedy podwyżki pensji minimalnej były megawysokie, niemal tak wysokie jak w tym roku. Właśnie udowodnili to ekonomiści PKO BP.

Zamiast zwalniać pracodawcy zwiększali zatrudnienie

Przypomnę, że w 2023 r. pensja minimalna wzrośnie dwukrotnie, od stycznia i od lipca. Łącznie o 19,6 proc. Nigdy dotąd podwyżka nie była tak duża, ale w 2020 r. też była całkiem solidna - o 15,6 proc. Pracodawcy wtedy też krzyczeli, że to ich wykończy, że tak nie można. I wiecie co? Okazało się, że można, a opowieści, że skończy się to zwolnieniami oczywiście wylądowały między bajkami.

Dziś z perspektywy czasu można to dokładnie zbadać i pofatygowali się właśnie ekonomiści PKO BP. Okazało się, że zaraz po podwyżce, a więc w styczniu i w lutym 2020 r. dynamika płac w sektorze przedsiębiorstw przyspieszyła o ok. 1 pkt proc. względem grudnia 2019 r., co oznacza, że podniesienie pensji minimalnej miało marginalny wpływ na podwyżki pozostałych wynagrodzeń.

Ha! Jednocześnie wcale nie zaczęto likwidować miejsc pracy, tylko odwrotnie - zaczęli dodatkowo zatrudniać

Jaki wpływ w kolejnych miesiącach miała podwyżka minimalnego wynagrodzenia, trudno określić, bo przyszedł Covid i wywrócił wszystko do góry nogami. Przypomnę, że pierwszy lockdown mieliśmy w Polsce w marcu 2020 r. Spadło wtedy zatrudnienie i wzrosło bezrobocie, ale trudno byłoby w tej sytuacji przypisywać to wzrostowi płacy minimalnej.

Podwyżki pensji to żadna łaska

Jasne jest, że inaczej podwyżka pensji minimalnej wpłynie na sytuację firm i poziom zatrudnienia w bogatych województwach a inaczej w biednych. Płaca minimalna ustala jest jedna dla całego kraju, tymczasem średnia płaca różni się radykalnie w różnych częściach kraju. Nawet jak porównamy duże miasta, zostawiając małe z boku, okaże się, że średnie wynagrodzenie w Krakowie to 8440 zł brutto, a w Białymstoku 5765 zł brutto.

REKLAMA

Jasne, że inaczej wzrost pensji minimalnej odczują małe firmy na wschodzie Polski, a inaczej wielkie firmy z najbogatszych miast.

Ale wygląda na to, że jednak wzrost wynagrodzeń nie zabija ani jednych, ani drugich. NBP robi cyklicznie badania nazywane Szybkim Monitoringiem, w których wynika, że dwie trzecie firm obecnie uważa, że wydajność pracy rośnie wcale nie wolniej od płac. A to w uproszczeniu znaczy, że podwyżki pracownikom należą się jak psu buda, bo sami je sobie wypracowują.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA