Polska pobiła historyczny rekord. Nikt tak szybko nie gonił bogatych krajów UE
Gdyby (warunek zdradzę trochę później), to w 2060 r. Polacy zarabialiby dwa razy więcej niż Niemcy i cztery razy więcej niż Francuzi. Czy mamy jeszcze na to szansę? Nie bądźcie naiwni, tego za cholerę nie da się przewidzieć. Ale zamiast tego można się zachwycić tym, co Polska już dotąd osiągnęła gospodarczo. A osiągnęła tak wiele, że zachwyca się nawet Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Tylko dlaczego my sami ciągle ustawiamy się w kolejce po miskę ryżu w przerwie, jaką akurat brygadier ogłosił przy taśmie montażowej?
Wbrew pozorom to nie będzie tekst o zarobkach Polaków i o tym, kiedy nasze pensje dogonią te niemieckie. Ale wracam do tego, bo jeszcze kilka lat temu firma doradczo-audytorska Grant Thornton przygotowywała niezwykle ciekawy cykliczny raport „Salary Catch Up Index”, który pokazywał, kiedy teoretycznie nasze pensje dogonią te zachodnie, zakładając, że będą rosły w przyszłości w takim samym tempie co w ciągu ostatnich trzech lat.
Polska nie truchta, Polska leci z prędkością supersoniczną
Od razu widać, że to żadna prognoza, ale matematyczne ćwiczenie, trochę zabawa, a trochę analiza, pokazująca jednak głównie aktualną (!!!) strukturę wzrostu wynagrodzeń w całej Unii Europejskiej. Byli jednak tacy, co potraktowali ją zbyt poważnie i zrobiła się awantura. Rafał Woś jeszcze w 2021 r. rozkręcił inbę, twierdząc na bazie tej analizy GT, że gdyby PiS rządził do 2060 r., Polacy zarabialiby wtedy dwukrotnie więcej od Niemców i czterokrotnie więcej od Francuzów. No, i oczywiście, gdyby nie przydarzyła się po drodze pandemia.
Taka projekcja na bazie danych GT oczywiście była nieuprawniona. GT pewnie się zorientował, że może dawać paliwo do manipulacji ludziom, gdyby mieli trochę złej woli, i cykliczny raport przestał przygotowywać.
A szkoda, bo z ostatniej edycji z grudnia 2020 r. wynikało, że na przykład utrzymując tempo wzrostu wynagrodzeń w Polsce z lat 2017-2019, Polska dogoniłaby średnie pensje europejskie już w 2038 r. i to oznaczało ogromny postęp, bo raport przygotowany rok wcześniej na bazie danych za lata 2016-2018 pokazywał okres aż o 31 lat dłuższy.
Bardzo byłabym ciekawa, co pokazałby dziś, po tych ostatnich latach szalonego wręcz wzrostu wynagrodzeń w Polsce. No ale trudno, już się nie dowiem.
Wracam jednak do tego, bo takie analizy otwierają nam oczy na to, czego na co dzień gołym okiem nie widać - jak wielkie postępy gospodarcze Polska robi. Bo robi.
MFW: Polska zaliczyła historyczny wynik
Patrząc w szerszym horyzoncie, a nie jedynie przez pryzmat próbki danych za trzy lata, jeszcze w latach 90. zarabialiśmy 30 proc. tego co Niemcy, a obecnie zarabiamy już prawie 70 proc. - licząc oczywiście nie w wartościach nominalnych, ale uwzględniając różnice cen, czyli parytet siły nabywczej.
Zostawmy pensje, a spójrzmy na gospodarkę ogółem i na to, w jakim tempie gonimy Zachód. Miejsce Grant Thornton zajmie tu Międzynarodowy Fundusz Walutowy, który w jednym z ostatnich raportów wyliczał, że polska gospodarka w ciągu dwóch dekad się podwoiła, a ponieważ w innych krajach UE PKB nie rósł tak szybko, jak u nas, to goniliśmy starą, bogatą Unię bardzo szybko.
To nasze gonienie było wręcz rekordowe - zauważa MFW, bo żaden inny tak duży kraj, jak my, nigdy dotąd w takim tempie nie gonił reszty UE. Polska wykręciła więc historyczny wynik, skoro jeszcze dwie dekady temu realny PKB na mieszkańca mieliśmy poniżej 50 proc. średniej UE, a teraz mamy na poziomie 80 proc. średniej UE.
Nadal pytacie, po co to piszę?
Bo nasz potencjał z przeszłości powinien również kształtować ambicje na przyszłość. A jak patrzę na rząd, to mam wrażenie, że żadnych ambicji nie mamy i tylko ta ciepła woda w kranie… Ze „wstawania z kolan” można się trochę pośmiać, tylko co potem?
No właśnie nic - ja kompletnie nie widzę, jaką przyszłość Polski widzą rządzący. I zdziwiłam się niedawno, że to nie tylko ja, ale okazuje się, że jest to dojmujące wrażenie dużej części społeczeństwa, które zaczyna wychodzić w badaniach opinii publicznej.
Polska dorosła już, by być „great again”?
Ba! Z kuluarowych ploteczek z sejmowego zaplecza można usłyszeć, że politycy mają przekonanie, że nasze miejsce jest właśnie na tych kolanach, bo jeszcze nie dorośliśmy do tego, żeby wstać i o własnych siłach ustawić się w pierwszym rzędzie.
Na pewno kojarzycie aferę z decyzją USA, które wrzuciły nas do koszyka krajów drugiej kategorii, jeśli chodzi o możliwość kupowania super nowoczesnych chipów typu GPU.
I niby politycy zapowiadają działania dyplomatyczne, żeby to odkręcić, żeby nasz kraj jako sojusznik USA nie miał żadnych ograniczeń w zakupach. Ale w kuluarach właśnie usłyszeć można, że to po prostu źle wygląda, a tak naprawdę, to Polska w sumie i tak nie potrzebuje kupować więcej niż te 50 tys. GPU (z możliwością zwiększenia do 100 tys. GPU). Że może ta cała awantura niepotrzebna, najpierw rozwińmy się na tyle, żebyśmy rzeczywiście potrzebowali więcej chipów, a potem walczmy o zniesienie ograniczeń.
No i to właśnie mi wygląda na ustawianie się w kolejce po miskę ryżu w przerwie, jaką akurat brygadier ogłosił przy taśmie montażowej. Na niektóre kraje USA ewidentnie nałożyły limity w kupnie chipów, bo chcą w ten sposób uniemożliwić rozwój superinteligencji tu czy tam, chcą same decydować, kto może się rozwijać, a kto nie.
Polska pokazała w ciągu ostatnich dwóch dekad, że może się rozwijać znacznie szybciej, niż ktokolwiek przypuszczał. Nic nie sugeruje, żebyśmy stracili po drodze potencjał do generowania kolejnych zaskoczeń. A to znaczy, że moglibyśmy potrzebować jednak więcej chipów GPU, gdybyśmy naprawdę chcieli i to szybciej niż dziś sądzą maruderzy.
Ale połowa Polski nadal mówi: eeee, superinteligencja? Nasza własna? Tiaaaa… już mieliśmy mieć nasze własne samochody elektryczne i co? A idź Pan!
Więcej o startupach przeczytasz na Bizblog.pl:
Może i dziś chipów nam nie brakuje, ale brakuje nam ambicji, a nawet pomysłu na to, gdzie te ambicje ulokować.
A może się mylę? Może te ploteczki z sejmowej kuchni to tylko wredne plotki niemające nic wspólnego z rzeczywistością? To wykonajcie takie ćwiczenie: zastanówcie się sami, każdy z osobna, i odpowiedzcie sobie na pytanie, ale tak szczerze: czy widzicie tę swoją Polskę jako nadal zapóźniony kraj, w którym po prostu zawsze musi być źle, czy jako kraj, który niesamowicie się rozwinął, zaskakując pół świata? Jako kraj, który w wielu dziedzinach, jak choćby w bankowości, wyprzedza technologicznie kraje Zachodu czasem i o lata świetlne? Który ma jedną z najlepszych (najlepiej ocenianych przez mieszkańców) sieci transportu publicznego?