REKLAMA

Nowy rząd zasadza się na flipperów. Kataster? Bez żartów

W kręgach polityków to PiS nakręcał niechęć do flipperów i funduszy inwestujących w mieszkania, ale ostatecznie zupełnie nic z tym nie zrobił. Nowy rząd twierdzi, że analizuje, jak ten problem załatwić, ale najwyraźniej nie ma ani pół pomysłu, więc podpowiadamy, bo eksperci tych pomysłów mają na pęczki. 

Nowy rząd zasadza się na flipperów. Kataster? Bez żartów
REKLAMA

PiS, szczególnie w ciągu ostatniego roku rządów, strasznie dużo się nagadał na temat tego, że zagraniczne fundusze inwestycyjne to diabeł wcielony, a flipper to czyste zło, ale właściwie nic z tym nie zrobił

REKLAMA

Teraz, jak czytam w „Gazecie Wyborczej”, tę samą opowieść przejmuje koalicyjny rząd, ale wygląda na to, że też nie ma żadnego pomysłu, jak tę opowieść wypełnić treścią. Niby ekipa Tuska pracuje nad rozwiązaniami, które mają zatrzymać inwestycyjne zakupy mieszkań w Polsce, ale nikt nie zająknął się o tym, w jakim kierunku zmierzają te prace. Ministerstwo ponoć nie chce nic ujawnić, dopóki nie rozpocznie się proces legislacyjny.

Przypuszczam, że po prostu nie ma nawet ustalonego punktu wyjścia. W rządzie nie ma, bo na rynku to akurat są całkiem poważne analizy, co należy zrobić. I to nie jakieś lewackie wywody piątej wody, ale raporty uwzględniające rozsądek, czyli stabilność rynku, a nie dokopanie komukolwiek ze złości.

Tej złości zresztą się nie dziwę, bo opinią publiczną zatrzęsły trochę kilka miesięcy temu dane na temat tego, że w 2022 r. aż 70 proc. mieszkań kupowali inwestorzy, a nie zwykli Polacy. To tylko częściowo prawda, bo na rynku wtórnym wygląda to inaczej niż na pierwotnym. I 2022 r. był wyjątkowy, bo wyciął klientów kredytowych przez wysokie stopy procentowe, nikogo prócz inwestorów i klientów gotówkowych zwyczajnie nie było stać na zakup mieszkania.

A tymczasem, do rzeczy, czyli do rozwiązań, do których politycy prawdopodobnie jeszcze nie doszli, choć leżą na stole.

Co robić? Zapomnieć o nowych podatkach od nieruchomości

Po pierwsze, zostawmy kataster, bo nie ma co drzeć teraz szat, ale podatek od pustostanów to jest must have - on zadziała na przykład na tych, co kupują po kilka mieszkań od deweloperów i nawet ich nie wykańczają, tylko wrzucają rok czy dwa lata później z powrotem na rynek, by odsprzedać drożej, a to podwójnie szkodliwe, bo przez ten rok zasoby mieszkaniowe się marnują. W Warszawie to wcale nie jest marginalne zjawisko.

Więcej o rynku mieszkaniowym oraz hipotekach przeczytasz na Bizblog.pl:

A ci, co kupują 10 mieszkań i je wynajmują, więc zasobów nie marnują? Nie, to też niekoniecznie takie pożądane zjawisko, więc może zwiększmy progresję od dochodów z najmu prywatnego? Może trzecia stawka podatku poza tymi 8,5 proc i 12,5 proc.?

Propozycje, które są już na stole to również stopniowe opodatkowanie własności większej liczby mieszkań, ale tylko takich, które nie są wynajmowane i to z zastosowaniem stawki progresywnej zamiast dokładać każdemu tyle samo.

No i flipperzy - im podnieść podatek PCC od szybkiego obrotu mieszkaniami, żeby ograniczyć, choć wcale nie wyeliminować flipperów, np. od czwartego zakupu w roku? Albo powyżej 1 mln zł? Część flipperów odsprzedaje lokale nawet bez remontu, więc nie wnoszą żadnej wartości na rynku, dlatego można rozważyć ulgę podatkową - od tej podniesionej dla nich stawki oczywiście - na odliczenie kosztów remontu. To całkiem łaskawe podejście do flippingu.

A potem jeszcze Poddasze+

Rozwiązań, by naprawić rynek mieszkaniowy jest zresztą więcej i wykraczają poza regulacje zakupów inwestycyjnych i działalność flipperów. Po te rozwiązania wystarczy sięgnąć, bo ktoś je już obmyślił, drodzy politycy - polecam analizę Jana Dziekońskiego:

Nie, żeby od razu kopiować propozycje 1:1, ale jest nad czym dyskutować, zamiast zaczynać od zera - to zaoszczędzi co najmniej jednego roku dumania.

REKLAMA

A o czym moglibyśmy jeszcze podyskutować? Na przykład o programie Poddasze+”, czyli propozycji programu nadbudowy budynków (tych z czasu PRL) i adaptacji poddaszy kamienic. I tak 2/3 bloków z czasów PRL wymaga gruntownej modernizacji, a przecież w części przypadków przy tej okazji można pokusić się o dodatkowe piętra. BGK, który pomaga w termomodernizacji, mógłby się w to włączyć.

Albo o zamianie zwolnienia budownictwa społecznego z podatku VAT na stawkę 0 proc. Wiecie, jaka to różnica? Taka, że dziś podmioty te nie mogą rozliczać sobie VAT, czyli zamiast ułatwić im życie, podłożono nogę. Głupota.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA