Przy okazji planowanej dekarbonizacji i rewolucji w polskim miksie energetycznym, warto pod lupę wziąć te gminy, w których znaczna część dochodów pochodzi bezpośrednio z przemysłu węglowego. Jak na ich finanse wpłynie nasza transformacja energetyczna? Taką analizę przygotowała Fundacja Instrat, ostatnio dyskutowano nad nią w trakcie Regionalnego Forum Energetycznego Województwa Śląskiego.
Na co zwraca uwagę analiza Fundacji Instrat? Pierwsze, co szokuje, to lokalizacja gmin z najwyższym udziałem dochodów z przemysłu węglowego. Większość z nas naturalnie, jakby z automatu, wskazywałaby przy takiej okazji na gminy z województwa śląskiego. Tymczasem wychodzi na to, że to samorządowe uzależnienie od czarnego złota wcale nie jest tam najwyższe. Stolica województwa i centrum gospodarcze konurbacji górnośląskiej, czyli Katowice dostają od przemysłu węglowego tylko 90 zł na jednego mieszkańca rocznie.
Dochody z działalności górniczej stanowią w Katowicach niewiele ponad 1 proc. całkowitych dochodów samorządu - przekonuje ekspert Instratu Bernard Swoczyna, autor opracowania „Nierówne narażenie”.
Gminy górnicze to bardziej węgiel brunatny niż kamienny
Wychodzi bowiem na to, że gminy najbardziej uzależnione finansowo od przemysłu węglowego wcale nie występują najliczniej na Górnym Śląsku. Bardziej związane są z dużymi kombinatami węgla brunatnego, takimi jak Elektrownia Bełchatów, Elektrownia Turów, czy Konińskie Zagłębie Węgla Brunatnego. Z kolei dochody z kopalni węgla kamiennego nie są aż tak istotne w samorządowych budżetach, na co wpływ ma również większa gęstość zaludnienia i bardziej zdywersyfikowana gospodarka tego regionu.
Więcej o gminach przeczytasz na Spider’s Web:
Dlatego wśród 10 gmin o najwyższym udziale dochodów z przemysłu węglowego na próżno szukać reprezentantów Śląska. Wyróżnia się za to Wielkopolska, która w pierwszej dziesiątce ma sześciu przedstawicieli. Zestawienie otwierają Sulmierzyce (województwo łódzkie; węglowe dochody stanowią 47,9 proc. dochodów gminy). Na drugim miejscu plasuje się Bogatynia (dolnośląskie; 38,8 proc.), a podium zamyka Kleczew (wielkopolskie; 35,8 proc.). Na kolejnych miejscach są: Przykona (wielkopolskie; 30,3 proc.), Szczerców (łódzkie; 26,6 proc.), Kozienice (mazowieckie; 26,5 proc.), Osiek (wielkopolskie; 23,6 proc.), Brudzew (wielkopolskie; 21,9 proc.), Wierzbinek (wielkopolskie; 18,9 proc,) oraz Wilczyn (wielkopolskie; 14,9 proc.).
Zaledwie 0,2 proc. mieszkańców Polski mieszka na terenie gmin, w których ponad 20 proc. dochodów podatkowych pochodzi bezpośrednio z przemysłu węglowego - wylicza Bernard Swoczyna.
Ponad pół miliarda złotych na węglowe rekompensaty
Mowa jest więc o dosyć wąskiej grupie samorządów terytorialnych, które jednak przez zbliżającą się coraz większymi krokami transformację energetyczną mogą znaleźć się na skraju bankructwa. Na jaką pomoc musiałby wtedy liczyć te gminy górnicze ze strony Skarbu Państwa? Zdaniem analityków z Fundacji Instrat 501 mln zł rocznie wystarczyłoby, aby wypłacić rekompensaty chroniące przed bankructwem wszystkie gminy szczególnie uzależnione od węgla. Z pewnym zastrzeżeniem.
Kwota ta obejmuje teoretyczny (i z oczywistych względów niemożliwy) scenariusz, w którym wszystkie kopalnie i elektrownie węglowe w Polsce zostałyby zamknięte w ciągu jednego roku - zaznaczają eksperci z Instrat.
Czy taka pomoc byłaby poważnym obciążeniem dla budżetu centralnego? Analitycy twierdzą, że nie bardzo i przypominają, że tylko w 2021 r. Polska zarobiła 25 mld zł na sprzedaży uprawnień do emisji CO2.
Rekomendujemy stworzenie instrumentu rekompensat dla szczególnie narażonych gmin, opartego o szereg kryteriów obrazujących uzależnienie od dochodów podatkowych z przemysłu węglowego. Można definiować je na podstawie wysokości opłat z przemysłu węglowego albo ich udziału w budżecie gminy - proponuje Bernard Swoczyna.