Szybkie tempo elektrowni made by Korea pod Koninem. Jądrowy plan diabli wezmą?
Jest wniosek o budowę elektrowni jądrowej pod Koninem. Byle byśmy tylko zdążyli na czas i nie wpadli w dziurę węglową. Najpierw takie zadanie powierzono gazowi ziemnemu. Ale po szantażach energetycznych i agresji Putina, Warszawa obrała nieco inny kierunek dekarbonizacji. I teraz od węgla koniec końców mamy odczepić się głównie dzięki energetyce jądrowej. Po złożeniu stosownych wniosków o pozwolenie na budowę od spółki Polskie Elektrownie Jądrowe od Orlen Synthos Green Energy (OSGE), a także od KGHM - teraz czas przyszedł na spółkę PGE PAK Energia Jądrowa S.A., która celuje w inwestycję w okolicach Konina.
Chociaż przeciwnicy polskiej dekarbonizacji przez atom zwracają głównie uwagę na rozjechane terminarze, przez co - ich zdaniem - energetyka jądrowa nie będzie gotowa na czas, to i tak rząd obecnie propaguje tylko jeden model transformacji energetycznej. W nim kopalnie stopniowo mają zastąpić elektrownie jądrowe. Bezpiecznym balastem ma być zaś gaz - dzięki Baltic Pipe i importowi LNG m.in. ze Stanów Zjednoczonych. I ta energetyczna zamiana musi nastąpić do 2049 r. Bo wtedy, jak określa to podpisana dwa lata temu, ale ciągle nie notyfikowana przez Komisję Europejską umowa społeczna z górnikami, mają przestać fedrować ostatnie kopalnie. I niektórzy sugerują, że może zabraknąć czasu, m.in. przez niedobór przeszkolonych pracowników.
Grozi to opóźnieniami przy wydawaniu zgód na budowę reaktorów, a co za tym idzie - opóźnieniami w realizacji inwestycji i wzrostem ryzyka dla inwestorów - twierdzi Michał Piekarski, partner w kancelarii Baker McKenzie.
Na razie rządowy plan zakłada start budowy pierwszej elektrowni jądrowej w Polsce pod rękę z Amerykanami z Westinghouse Electric Company w 2026 r. Jeszcze w maju br. Mirosław Kowalik, prezes Westinghouse Polska, zapewniał, że wszystko ma się skończyć zgodnie z zakładanymi terminami, czyli w 2033 r. Z kolei wspólna inicjatywa PGE i ZE PAK, to znaczy budowa razem z grupą Korea Hydro & Nuclear Power (KHNP) elektrowni z dwoma reaktorami APR 1400 ma pozwolić na produkcję energii w ten sposób od 2035 r.
Elektrownia jądrowa w okolicach Konina ruszy za 12 lat
Te dwa reaktory APR 1400 o łącznej mocy 2,8 GW mają w sumie pokrywać nawet 12 proc. zapotrzebowania energetycznego Polski. Technologia w nich użyta ma już zielone światło od regulatorów w UE i Stanach Zjednoczonych. Żywotność tych reaktorów szacowana jest na ok. 60 lat. Przedstawiciele KHNP przekonują, że konstrukcja jest odporna zarówno na katastrofy naturalne, jak i na ataki terrorystyczne.
Ta technologia stanowi realną alternatywę dla paliw kopalnych, zmniejszając naszą zależność od źródeł energii o wysokiej zawartości węgla i otwierając drogę do czystszej i bardziej ekologicznej przyszłości - zapewnia KHNP.
Pierwszy krok w tym kierunku już postawiono. Spółka PGE PAK Energia Jądrowa właśnie zawnioskowała do Ministerstwa Klimatu i Środowiska w sprawie wydania decyzji zasadniczej dla budowy elektrowni jądrowej z dwoma reaktorami APR 1400 w okolicach Konina. To kluczowe dla kolejnych elementów tej inwestycji, czyli prac związanych z lokalizacją elektrowni, badaniami środowiskowymi i ostatecznym wystąpieniem o pozwolenie na budowę.
Poprzez powołaną w tym celu spółkę PGE PAK Energia Jądrowa, utrzymujemy szybkie tempo realizacji prac, dbając o dotrzymanie zakładanego harmonogramu budowy i uruchomienia elektrowni jądrowej w Koninie-Pątnowie - przekonuje Wojciech Dąbrowski, prezes zarządu PGE.
Spółka PGE PAK Energia Jądrowa oczekuje, że wnioskowana decyzja zasadnicza będzie wydana w terminie krótszym niż 90 dni.
Jądrowy plan i tak czeka zmiana?
Ale i tak jest spore ryzyko, że pierwotny plan jądrowy weźmie w łeb. Przecież już jest jasne, że w tej kadencji Sejmu, która kończy się za jakieś dwa miesiące, nie dojdzie już do ostatecznej aktualizacji Polityki Energetycznej Polski do 2040 r. Nowy Sejm może oznaczać z kolei nowy rząd i zupełnie inne niż dotychczasowe podejście do transformacji energetycznej Polski. Na razie PEP2040 zakłada, że do 2040 r. źródła zeroemisyjne (OZE i atom) będą stanowić ok. 74 proc. mocy zainstalowanych i pokryją ok. 73 proc. zapotrzebowania na energię elektryczną. Sama energetyka jądrowa ma do tego czasu mieć moc na poziomie 7,8 GW.
Generacja jądrowa pokryje ok. 23 proc. popytu na energię elektryczną - zapewnia Anna Moskwa, minister klimatu i środowiska.
Z kolei węgiel, na którym obecnie oparty jest cały miks energetyczny, w 2040 r. ma odpowiadać raptem za 8 a nie za 25 proc. (jak było to pierwotnie, jeszcze przede aktualizacją dokumentu) polskiego miksu. Zgodnie z tym planem w Polsce ma powstać w sumie sześć reaktorów o łącznej mocy 6–9 GW. Pierwszy ma być uruchomiony w 2033 r. A potem, co dwa lata, do 2043 r. - mają być włączane kolejne.
Będzie dziura węglowa, bo nie zdążymy na czas?
Aktualizowana PEP2040 zakłada również modernizację bloków węglowych klasy 200 MW. W eksploatacji pozostaje 47 jednostek: 38 na węgiel kamienny i dziewięć na węgiel brunatny. Do końca tego roku sześć z nich ma być wycofana z eksploatacji, a w latach 2023–2024 kolejnych siedem. I niektórzy eksperci boją się sytuacji, w której tych wysłużonych węglowych bloków będzie coraz mniej. A jednocześnie reaktory jądrowe nie będą na czas.
Plany są zbyt ambitne, a tempo jest za szybkie i nie uwzględnia odstawienia elektrowni opalanych węglem brunatnym - przekonuje dr Aleksandra Gawlikowska-Fyk, dyrektor Programu Sektora Energetycznego w Forum Energii.