Pranie tylko między 13 a 14? Polacy zaczną oszczędzać z zegarkiem w ręku
Fundacja Demokracji Bezpośredniej uważa, że zanim transformacja energetyczna zacznie w różnym stopniu dotyczyć wszystkich Polaków, musimy sami — z zegarkiem w ręku — w rozsądny sposób dysponować swoją energią. Wtedy mamy szansę na niższe ceny prądu. Taki jest zamysł projektu „Zielone godziny”, który jednoznacznie pokazuje, w jakich godzinach włączanie sprzętu AGD jest opłacalne ekonomicznie, a w jakich dodatkowo obciąża nasze kieszenie.

Chcesz korzystać z zielonej energii i jednocześnie płacić mniej za prąd? Fundacja Demokracji Bezpośredniej (DEMOK) ma coś dla ciebie. Chodzi o projekt „Zielone godziny”, który pozwala codziennie sprawdzić, kiedy w ciągu doby odnawialne źródła energii generują najwięcej prądu — wtedy jest on również najtańszy. I odwrotnie — kiedy udział OZE spada, ceny energii rosną. Zdaniem twórców projektu, przestrzeganie „zielonych godzin” w skali całego kraju mogłoby mieć wyraźny wpływ na zmniejszenie zużycia węgla do wieczornej produkcji prądu.
Paneli fotowoltaicznych w Polsce jest tak dużo, że można sobie wyobrazić, że teoretycznie między godziną dziesiątą a szesnastą w miesiącach letnich kraj mógłby być zasilany wyłącznie z paneli słonecznych, bez wsparcia elektrowni węglowych - przekonuje Piotr Krupa-Lubański, pomysłodawca „zielonych godzin” z Fundacji Demokracji Bezpośredniej, w rozmowie z PAP.
Zielone godziny. Dane na trzy dni, razem z dynamicznymi cenami prądu
Z danych Fundacji Demokracji Bezpośredniej wynika, że poranne i wieczorne godziny to domena elektrowni węglowych, natomiast środek dnia należy dziś przede wszystkim do energii słonecznej. Wraz z tym zmieniają się także ceny prądu.
Od maja do września korzystanie z większych domowych AGD trzeba korelować po prostu ze słońcem. Przez resztę roku duże znaczenie ma wiatr - zwraca uwagę Piotr Krupa-Lubański.
Jak tłumaczy pomysłodawca „Zielonych Godzin”, ich wyliczanie odbywa się codziennie na podstawie prognoz produkcji z OZE oraz źródeł konwencjonalnych. Fundacja w tym celu pozyskuje dane m.in. z Interdyscyplinarnego Centrum Modelowania Matematycznego i Komputerowego UW, europejskich systemów, prognoz pogody, a także z rynku hurtowego energii. W ten sposób „Zielone Godziny” podawane są na trzy dni (dzisiaj, jutro, pojutrze) — z rozbiciem na godziny i podziałem na poszczególne województwa. W Google Play dostępna jest natomiast specjalna aplikacja mobilna „Zielone Godziny”, która pokazuje aktualną produkcję OZE w Polsce oraz prognozy na dwa kolejne dni. Aplikacja prezentuje również dynamiczne ceny prądu.
Więcej o cenach prądu przeczytasz na Spider’s Web:
Kilkadziesiąt groszy różnicy na jednej kilowatogodzinie
Jak wyglądają „Zielone Godziny”, sprawdziłem 23 kwietnia. Okazuje się, że najwięcej prądu z energii słonecznej i wiatrowej było o godz. 13 i 14 — wtedy ceny energii są najniższe: za jedną kilowatogodzinę trzeba zapłacić od 0,32 do 0,34 zł. W tym czasie produkcja energii z OZE sięgała odpowiednio 52 i 50 procent.
W innych godzinach prąd jest wyraźnie droższy. Wczesnym rankiem, o godz. 7, stawka wynosiła 0,69 zł, o 8 – 0,62 zł, a o 9 – 0,48 zł. Po południu ceny również rosną: o godz. 17 kilowatogodzina kosztowała 0,47 zł, o 18 – 0,57 zł, o 19 – 0,74 zł, a o 20 – nawet 0,88 zł. Tym samym różnice w cenie jednej kilowatogodziny w ciągu dnia mogą wynieść aż 0,56 zł.