Rynek informacji kredytowej w Polsce od lat zdominowany jest przez Biuro Informacji Kredytowej. Brak konkurencji oznacza, że banki i firmy pożyczkowe korzystają z modelu oceny wiarygodności dostarczanego przez jeden podmiot, a konsumenci nie mają alternatywy. – To sytuacja, w której wszyscy tracą, poza tym jednym dostawcą – mówi Adam Łącki, prezes Krajowego Rejestru Długów, tłumacząc, na czym ma polegać planowana „demonopolizacja” rynku i co mogą na niej zyskać klienci.

Demonopolizacja rynku informacji kredytowej to pomysł, o którym za chwilę zrobi się głośno. Od lat w Polsce działa de facto tylko jeden gracz – Biuro Informacji Kredytowej, które decyduje o tym, jak oceniana jest wiarygodność milionów klientów. Teraz pojawia się pomysł, by system otworzyć i dopuścić konkurencję. O tym, jak miałaby wyglądać reforma – opowiada Adam Łącki, prezes Krajowego Rejestru Długów.
Jak dziś wygląda rynek informacji kredytowej w Polsce i dlaczego mówi się, że jest zdominowany przez jeden podmiot?
Rynek opiera się de facto na jednym rejestrze kredytowym – Biurze Informacji Kredytowej, powstałym na podstawie art. 105 ust. 4 Prawa bankowego. Konstrukcja tego przepisu, który przewiduje utworzenie takiej instytucji przez banki i bankową izbę gospodarczą, doprowadziła w praktyce do trwałej dominacji jednego operatora. Istotą problemu jest obowiązek uwzględnienia wśród właścicieli takiego biura izby gospodarczej. Mamy co prawda dwie bankowe izby gospodarcze, ale jedna grupuje tylko banki spółdzielcze. Druga, do której należą duże banki jest współwłaścicielem BIK-u, więc nie jest zainteresowana tworzeniem konkurencji.
Teoretycznie prawo pozwala na powstanie innych biur informacji kredytowej, ale warunki są tak wąskie, że przez trzy dekady nie pojawił się żaden konkurent. To nie monopol zapisany w ustawie, lecz faktyczny monopol wynikający z konstrukcji przepisów.
Co w praktyce oznacza monopol BIK-u – kto na nim traci, a kto zyskuje?
Kiedy na rynku działa tylko jeden dostawca, znikają naturalne mechanizmy konkurencji. Nie ma presji na innowacje, poprawę jakości danych ani na utrzymanie rozsądnych cen. System oceny punktowej BIK-u jest jego autorskim rozwiązaniem i tajemnicą przedsiębiorstwa. Uczestnicy rynku nie mogą więc porównać wyników z innymi modelami oceny wiarygodności – opartymi o inne kryteria, tworzonymi przez innych dostawców – bo takich dostawców nie ma. Banki i firmy pożyczkowe korzystają więc z jednego źródła, które definiuje zdolność kredytową klientów.
Czy brak konkurencji w dostępie do danych kredytowych wpływa na sytuację konsumentów i firm pożyczkowych?
Zdecydowanie tak. Konkurencja to naturalna siła napędowa postępu. Gdy jej brakuje, nie ma presji na ulepszanie usług ani na utrzymywanie konkurencyjnych cen. Dla firm pożyczkowych oznacza to wyższe koszty i mniejsze możliwości dopasowania narzędzi do własnych potrzeb, a te koszty ostatecznie ponosi klient. Z kolei dla konsumentów i małych przedsiębiorców brak alternatywy to ryzyko wykluczenia. Jeśli jeden model oceni ich negatywnie, nie mają innej drogi, by udowodnić swoją wiarygodność – choć inny algorytm mógłby uznać ich za wiarygodnych kredytobiorców.
Mówi się o demonopolizacji rynku. Jak Pan rozumie tę reformę?
Chodzi o realne otwarcie rynku przy zachowaniu wysokich standardów bezpieczeństwa danych. Nie o rewolucję, ale o poszerzenie dostępu Postulujemy, by oprócz banków w połączeniu z bankową izbą gospodarczą również biura informacji gospodarczej mogły tworzyć instytucje zajmujące się wymianą informacji kredytowej. Biura takie jak KRD działają na rynku od ponad 20 lat, są ściśle nadzorowane przez Ministerstwo Finansów i Gospodarki, a ich regulaminy opiniuje Prezes UODO i Ministerstwo Sprawiedliwości. Chcemy też, by każdy kredytodawca mógł sam decydować, do której bazy danych raportuje. To proste rozwiązanie, które wprowadzi prawdziwą konkurencję.
Czy to rzeczywiście otworzy drzwi dla takich podmiotów jak KRD, czy raczej będzie kosmetyczną zmianą?
Wszystko zależy od kształtu przepisów. Jeśli biura informacji gospodarczej rzeczywiście zyskają prawo tworzenia własnych rejestrów kredytowych i dostęp do raportowania, konkurencja stanie się faktem. Wtedy rywalizacja przeniesie się na jakość danych, wiarygodność modeli i ceny usług. Jeśli jednak zmiany ograniczą się do deklaracji, skończy się na korekcie formalnej. Konkurencja działa jak katalizator – wymusza rozwój, poprawia ofertę i obniża ceny. Rynek po prostu potrzebuje takiego impulsu.
W jaki sposób większa konkurencja może poprawić jakość danych i ofert na rynku kredytowym?
Dostawcy informacji będą musieli rywalizować jakością usług. Na przykład tworzyć modele scoringowe, które będą brały pod uwagę różne czynniki. Jeden może lepiej oceniać młodych klientów bez historii kredytowej, inny przedsiębiorców z nieregularnymi dochodami. Na ocenę wiarygodności kredytowej mają wpływ też dane z innych branż gospodarki. Taka różnorodność zmniejsza ryzyko błędnych ocen i daje klientom większe szanse na uzyskanie kredytu. Dodatkowo – konkurencja obniża ceny. To podstawowa zasada rynkowa, sprawdzona w każdej branży.
Co konkretnie zyskają konsumenci? Czy będą mieli większy wpływ na to, kto i jak przetwarza ich dane kredytowe?
Przede wszystkim większe szanse na uzyskanie kredytu na lepszych warunkach. Dziś, jeśli BIK wystawi komuś niekorzystny scoring, wszystkie instytucje widzą ten sam wynik. W pluralistycznym systemie kredytodawca mógłby sięgnąć po inny model. Warto dodać, że biura informacji gospodarczej już dziś zapewniają konsumentom pełną przejrzystość – każdy może sprawdzić, kto i kiedy pytał o jego dane, a także zgłosić sprzeciw wobec nieaktualnych wpisów. Te standardy są zapisane w ustawie i nadzorowane przez organy publiczne.
Czytaj więcej w Bizblogu o BIK
A jakie ryzyka Pan dostrzega? Czy rozproszenie informacji nie utrudni oceny wiarygodności klientów?
Prawo już teraz przewiduje wieloźródłową ocenę zdolności kredytowej – banki korzystają z baz BIK-u, BIG-ów i innych zaufanych dostawców, a także rejestrów publicznych jak choćby Rejestr Zastrzeżeń Numerów PESEL. Reforma jedynie porządkuje ten stan. Technicznie możliwe jest też stworzenie rozwiązań typu „jedno zapytanie” (one request), które agregują dane z różnych źródeł przez API. Kredytodawca otrzyma więc pełny obraz, bez dodatkowej biurokracji. Nie mówimy o rozszczelnieniu systemu, tylko o jego dywersyfikacji – w nadzorowanym, bezpiecznym modelu.
Jak KRD przygotowuje się do wejścia na ten nowy, otwarty rynek informacji kredytowej?
Po stronie prawnej uczestniczymy w konsultacjach projektu Ustawy o kredycie konsumenckim i zabiegamy o spójne zmiany także w Ustawie o udostępnianiu informacji gospodarczych i wymianie danych gospodarczych oraz w Prawie bankowym. Operacyjnie rozwijamy procesy raportowania, aktualizacji i weryfikacji danych, by zapewnić bankom i pożyczkodawcom dostęp do wysokiej jakości modeli analitycznych. Mamy ponad 20 lat doświadczenia, zespół specjalistów i setki tysięcy klientów. Nie boimy się konkurencji – uważamy, że jej pojawienie się ożywi cały rynek.
I na koniec: jeśli ta zmiana wejdzie w życie, jak może wyglądać polski system informacji kredytowej za pięć lat?
Widzę system pluralistyczny, w którym działa kilka konkurujących ze sobą baz danych – zarówno tworzonych przez banki, jak i przez biura informacji gospodarczej. Raportowanie do co najmniej jednej bazy stanie się obowiązkiem, a wspólny standard wymiany danych umożliwi szybki i kompletny dostęp do informacji. To oznacza tańsze usługi, lepiej dopasowane modele i większą sprawczość konsumentów. To bezpieczny, nowoczesny kierunek, który sprzyja innowacjom i obniża ryzyko systemowe przez dywersyfikację.







































