REKLAMA

Ceny mieszkań sprowokowały rząd do działania. Problemy będą mieć jednak ci, co nie powinni

Ceny mieszkań w Polsce chyba wymykają się spod kontroli, skoro wystraszyły, a na pewno zwróciły uwagę rządzących. W końcu politycy postanowili nawet zainterweniować, ba, zaapelowali nawet do opozycji, by ta poparła nowe przepisy.

Rząd uderzy w odpowiedzialnych za bańkę mieszkaniową. Niestety nie w tych, co powinien
REKLAMA

Ceny mieszkań osiągnęły poziom, który pobudził rząd działania. Ale problem w tym, że politycy winnego szukają nie tam, gdzie trzeba. Może się trochę pogubili, a może po prostu boją się rozzłościć Polaków i chcą wkurzyć koncerny. Efekt dla rynku mieszkaniowego będzie mizerny, ale można będzie przynajmniej udawać, że rząd jest zatroskany problemami mieszkaniowymi Polaków.

REKLAMA

Zagraniczne fundusze inwestycyjne kupujące hurtem mieszkania od polskich deweloperów zaczęły działać niektórym na nerwy. Takie transakcje wcześniej nie miały miejsca w Polsce, nie jesteśmy do tego przyzwyczajeni, więc kiedy w maju szwedzki fundusz Heimstaden Bostad kupił na raz 2,5 tys. mieszkań na wynajem, wszystkim szczęki opadły.

Zaledwie miesiąc później duński Nordic Real Estate Partners kupił tysiąc lokali za 100 mln zł i zapowiedział, że to dopiero początek, bo do końca tego roku chce zrobić w Polsce zakupy za kolejne 400 mln.

Blady strach padł na Polaków, bo takie zakupy to przecież gigantyczny popyt, a podaż deweloperów zbliżyła się do granicy, ceny rosną więc błyskawicznie.

Rząd chce uderzyć w zagraniczne fundusze

Na to wszystko jeszcze nałożyła się historia z Berlina, który niedawno zdecydował, że trzeba wywłaszczyć wielkie koncerny mieszkaniowe z ok. 240 tys. mieszkań, które wynajmują w ramach najmu instytucjonalnego, bo za bardzo się rozpanoszyły i są winne zbyt szybkiemu wzrostowi cen.

Ta berlińska historia rzeczywiście jest niezwykła i sprowokowała w końcu pod koniec września w Sejmie dyskusję na temat rynku mieszkaniowego, bowiem wiceminister rozwoju Piotr Uściński został zapytany, czy zamierza coś zrobić z tymi pakietowymi zakupami mieszkań przez zagraniczne fundusze. 

I okazuje się, że zamierza!

Zastanawiamy się, jak to rozwiązać. Intensywnie pracujemy nad tym, żeby zapobiec tego typu problemom, jakie teraz są w Berlinie

– opowiedział Piotr Uściński.

Więcej! Zwrócił się od razu do opozycji. Pytaniem, czy poprze pomysł ograniczenia tego typu transakcji.

I dobrze, że ktoś w ministerstwie wbrew pozorom jest zatroskany polityka mieszkaniową. Tylko że błądzi.

To Kowalski powinien dostać po łapach za bańkę na mieszkaniach

Obecnie w rękach zagranicznych funduszy mieszkaniowych jest ok. 6,3-7 tys. mieszkań w Polsce. To prawda, rynek najmu instytucjonalnego bardzo szybko się rozwija ostatnio i szacunki wskazują, że do 2023 r. ta liczba skoczy do 25 tys. lokali.

I racja – trzeba mieć nad tym jakąś kontrolę i to wspaniale, że rząd myśli o tym zawczasu, zanim zrobi się z tego problem. To takie niepolskie – martwić się zanim mleko się rozleje. 

Tylko że największy problem jest w innym miejscu. Wiecie, ile mieszkań inwestycyjnie, a nawet spekulacyjnie kupują osoby prywatne w Polsce? Tylko w tym roku ok. 40 tys. i to wyłącznie na rynku pierwotnym, a przecież jest jeszcze wtórny. I to nie jest tylko kwestia skali.

Problem z zakupami inwestycyjnymi mieszkań przez osoby prywatne polega na tym, że one nie zawsze trafianą na rynek najmu – bardzo często stoją puste, czekając kilka lat, aż dziecko pójdzie na studia albo zwyczajnie na to, by po roku-dwóch sprzedać lokal z zyskiem. W ten sposób inwestorzy prywatni blokują zasoby mieszkaniowe.

Tymczasem fundusze tego nie robią i dlatego są mniejszym złem niż Kowalski. Fundusze, nawet jak wykupią dużą część lokali, to przecież same nie będą w nich mieszkać, wypuszczą je na rynek najmu, który też jest nadal w Polsce mały i potrzebuje zwiększenia bazy mieszkań.

REKLAMA

Dlaczego rząd czepia się zagranicznych funduszy, a nie chce kiwnąć palcem, by przyhamować zakupy inwestycyjne osób prywatnych? Bo boi się wspomnieć o podatku katastralnym, który mógłby rozwiązać problem, jak diabeł wody święconej. 

Czy regulowanie zakupów mieszkaniowych przez zagraniczne fundusze jest złe? Niekoniecznie. Ale to nie tu leży  największy problem, mamy więc do czynienia z klasycznym mydleniem oczu i szukaniem kozła ofiarnego. A to znaczy, że w polityce mieszkaniowej ciągle nic się nie zmieni.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA