Mam dla was zagadkę. Trzeba zrobić tak, żeby wszyscy widzieli i o tym dyskutowali, trochę odjąć z tego tortu, który jest wart spokojnie 40 mld zł rocznie. Ale drugą łapą, już bardziej po cichu, w milczeniu, swoje dołożyć. No bo jak to tak, lekką ręką, rezygnować nawet z części takiej fury kasy? Jak to zrobić? Jest podpowiedź: obserwujcie, co robi rząd z alkoholem.
To choroba wszystkich polityków, z której nieszczególnie chcą się leczyć. Bo też ta ich praktyka często działa, to po co coś zmieniać? Społeczeństwo łapie się na marketingowo odpowiednio sprzedawane benefity od władzy: a to dla dzieci, dla seniorów, czy kobiet w ciąży. Tylko socjal swoje kosztuje, a budżet z gumy nie jest. Nie ma innej opcji: trzeba dosypać. I od tego samego społeczeństwa, które przed chwilą było obdarowane, wziąć co swoje. Ale tak, żeby nie było awantury. Przydadzą się zaprzyjaźnione media, a także lista tematów zastępczych i jakoś to się przepcha. Ludzie zapomną.
Znając i obserwując ten mechanizm od wielu lat, nieco przekornie przyznaję, zaczęło we mnie kiełkować podejrzenie, że w dokładnie taką ciuciubabkę gra z nami władza, jeżeli chodzi o alkohol. Rząd najpierw ubiera mundur dobrego policjanta i zaczyna - w trosce o dobro społeczeństwa - mówić o ograniczeniu lub utrudnieniu dostępu Polaków do alkoholu. To, rzecz jasna, w kraju od wieku miodem pitnym płynącym, wywołało niewiarygodne oburzenie.
Do dzisiaj ci rozdygotani nerwowo takimi planami wykrzykują coś o ograniczeniu wolności i zamordyzmie. A może tak szklanka wody na uspokojenie i chwila zadumy? Bo może i tutaj rząd coś zabiera, ale po cichu dokłada? Że paranoja? Tylko pamiętajcie o jednym: ten tort jest wart spokojnie ponad 40 mld zł (licząc nie tylko nasze roczne wydatki na wódkę i piwo, ale też wino). A przy takich kwotach różnie bywa.
Alkohol, czyli władza w dwóch mundurach
Ten dobry policjant mówi najpierw o zakazie sprzedaży alkoholu na stacjach benzynowych. Niby logiczne, co nie? Niezmienną plagą naszych szos są kierowcy jadący na podwójnym gazie. Na logikę więc w miejscach charakterystycznych, że tak się wyrażę, dla kierowców, tego alkoholu nie powinni być. Ale wiadomo: wolność, zamordyzm i tak dalej. Potem dobry policjant dorzucił do pieca i powiedział o cenie minimalnej. A niby dlaczego? Bo w Polsce owszem, stale rośnie akcyza na alkohol, ale najniższa krajowa również. Tyle że szybciej. W efekcie Polacy są zdolni ekonomiczne co roku do kupowania większych ilości alkoholu.
To, oprócz sztandarowej wolności i zamordyzmu, jeszcze pachnie centralnym sterowaniem gospodarką, czyli zabiciem wolnego rynku. Armagedon. I jak już najwięksi pesymiści myślą, że Polska zwariowała i sama sobie zamierza wbić nóż w alkoholowe serce, a co bardziej gospodarni wyszukują rozpisek od dziadka na maszyny do bimbru i samego przepis. Wtedy, na paluszkach, nadchodzi zły policjant. On dobro społeczeństwa i to, że jak jest trzeźwiejsze, to jest zdrowsze pod każdym względem, ma w nosie. On nie ma sumienia, tylko kalkulator.
I wchodzi na scenę tylko wtedy, jak tort jest solidny, kilkupiętrowy, swoje waży. Po grosze się nie schyla. Tutaj mamy do czynienia z czymś na serio okazałym: ponad 40 mld zł. To na serio duże pieniądze. Mniej więcej tyle kosztuje program Rodzina 800+. Budżet szóstej edycji bardzo popularnego wśród Polaków programu Mój Prąd to raptem 400 mln zł. Sto razy mniej niż wart jest alkoholowy tort. Dlatego zły policjant, po tym, co narobił jego dobry kolega, musi dołączyć. Owszem, finalnie, ten tort być może nie będzie już tyle wart, ale też zbyt dużo nie może stracić.
I tak czytam tekst Jacka Alkohol w saszetkach pomaga omijać przepisy. Handel kwitnie i zastanawiam się, czy aby przypadkiem właśnie nie zobaczyłem złego policjanta. Bo w tej historii o sprzedaży alkoholu w saszetkach przez internet - z czego ochoczo ma korzystać coraz więcej niepełnoletnich - znamienne dla mnie jest jedno: nasze przepisy o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi mamy z 1982 r. i nijak nie pasują do dzisiejszej rzeczywistości. I najpierw WSA, a potem NSA - jak podaje serwis prawo.pl - w uzasadnieniu swojego wyroku o tym, że na bazie obecnych regulacji sprzedaż alkoholu online jest dopuszczalna, stwierdzają:
Milczenie ustawodawcy w tym zakresie wymaga więc dokonania wykładni obowiązującej regulacji prawnej, uwzględniającej deklarowaną w Konstytucji wolność gospodarczą oraz to, że sfera działalności gospodarczej w zakresie obrotu napojami alkoholowymi jest sferą szczególną, podlegającą reglamentacji uzasadnianej ważnym interesem publicznym
Trzeba leczyć korzeń, a nie pojedyncze gałęzie
Czyli władza w tej gestii milczy, nie ma żadnych aktywności legislacyjnych w tej sprawie. Jasne, Ministerstwo Zdrowia stwierdza, że umożliwienie sprzedaży napojów alkoholowych przez internet stoi w sprzeczności z interesem zdrowia publicznego. Tylko, co ta deklaracja w praktyce zmienia? Szef resortu na następnym posiedzeniu rządu odezwie się w tej sprawie? Idę po chipsy i czekam.
Z tyłu głowy słyszę jednak głos, który mi podpowiada, że to jedna, wielka ściema. I to na serio, rząd z alkoholem w Polsce nie walczy. I nie tylko to milczenie władzy i pusta deklaracja Ministerstwa Zdrowia mnie do takiego wniosku skłania. Nie trzeba być jakimś genialnym strategiem, żeby wiedzieć, że jak drzewo jest chore, to trzeba zajrzeć do korzenia, a nie skupiać się na pojedynczych gałęziach.
A korzeniem alkoholowym w Polsce jest edukacja i wiedza, tzn. ich kompletny brak. Dlaczego w siódmej, czy dajmy na to w ósmej klasie podstawówki, na przykład na lekcjach biologii nie ma lekcji o substancjach psychoaktywnych. Wasze dzieci, czy tego chcecie, czy nie, i tak się z nimi zetkną, uwierzcie. To chyba lepiej, jakby cokolwiek o tym wiedziały. No to uczmy nasze dzieci, że substancje psychoaktywne, w zdecydowanej większości (ale nie wszystkie) mogą wywołać - przy regularnym spożywaniu - uzależnienie psychiczne lub fizyczne, lub takie i takie.
Więcej o alkoholu przeczytasz na Spider’s Web:
Materiału dydaktycznego do tego jest od groma. I trzeba tę wiedzę przekazywać: alkohol w ten sposób działa na twój układ nerwowy, wątrobę, serce i mózg. Demoluje każdą komórkę społeczną. I tak z powstałymi substancjami, pokazać, a nie oszukiwać: z marihuaną, amfetaminą, kokainą i wieloma innymi. Że w Polsce te substancje w większości są zakazane, to po co o nich uczyć? To banalne założenie. W Polsce teraz narkotyki dostarcza się kurierami. Po prostu.
Niech więc młody człowiek wie, z jakimi konsekwencjami być może będzie musiał się zmierzyć, o ile zacznie regularnie przyjmować daną substancję. Kolejnym krokiem byłaby walka z reklamami. Te dotyczące piwa, czy wódki zawsze kojarzą swój wyrób z doskonałą zabawą, rekreacją, spędzaniem wolnego czasu na powietrzu oraz wiadomo: pięknymi dziewczynami i przystojnymi chłopakami. Reklamujemy w ten sposób jedną z najniebezpieczniejszych substancji psychoaktywnych. Dlaczego? 40 mld zł. Wizja zaś tego dobrego i złego policjanta tylko by taką hipotezę utwierdzała. Walka rządu z alkoholem to pic na wodę fotomontaż.
Mam nadzieję, że się mylę.