Na sejmową scenę wjeżdża cofnięcie zakazu handlu w niedzielę, ale tak tylko w połowie - dwie niedziele mają być nadal wolne, dwie handlowe. „Panie, kto za to zapłaci?” - burzą się sklepikarze. Zdziwieni, że nie całują Szymona Hołowni po rękach? Część jest jego projektem ustawy wręcz wkurzona.
Koalicja rządząca wcale nie wie, co zrobić z wprowadzonym przez PiS zakazem handlu w niedzielę, choć był to przecież jeden ze stu konkretów Koalicji Obywatelskiej.
KO się jednak jakoś nie rwie, Lewica jest przeciw i jedynym zdeterminowanym środowiskiem, by handel w niedziele przywrócić jest Polska 2050 Szymona Hołowni. Jak się tak zastanowić, to trochę nawet dziwaczne, bo to środowisko jest przecież dość konserwatywne i związane, choćby przez osobę swojego lidera, z wartościami chrześcijańskimi, a jak wiadomo, w niedzielę się nie pracuje, tylko chodzi do kościoła i je rosół z rodziną.
A jednak po to jest w ugrupowaniu Ryszard Petru i to właśnie posłowie Polski 2050 złożyli projekt ustawy częściowo uwalniający handel w niedzielę. Zwracam uwagę, że projekt jest poselski, nie rządowy, więc właściwie nie wiadomo, jaka będzie jego przyszłość, ale podczas czwartkowego posiedzenia Sejm ma przeprowadzić jego pierwsze czytanie. I dość już o polityce, bo to nie niesnaski pomiędzy politykami, ale pomiędzy przedstawicielami handlu są najciekawsze.
O co będzie wojna?
Poselski projekt zakłada, że handlowa stać ma się pierwsza i trzecia niedziela w miesiącu, a jednocześnie pracownicy muszą być tak rozdysponowani, żeby każdy z nich miał przynajmniej dwie niedziele w miesiącu wolne. Jak pracuje z niedzielę, odbiera za to dzień wolny w tygodniu, a do tego przysługuje mu 200 proc. wynagrodzenia za dzień świąteczny.
Czy to jakiś sensowny kompromis? Figa! Idźcie po popcorn i słuchajcie, bo wszystkie środowiska handlowców na tę propozycję psioczą.
Czytaj więcej o zakupach w Bizblog.pl
Bo środowiska te przecież znacząco różnią się od siebie, inne interesy mają wielkie sieci handlowe, inny drobne sklepikarze.
No i tak: Polska Organizacja Handlu i Dystrybucji, która zrzesza gigantów handlu, w tym Biedronkę, Lidla, Auchan, Carrefoura, ale też i Żabkę, mówi, że ojojoj, klienci są tak nie rozgarnięci, że się pogubią, czy akurat jest pierwsza czy jednak druga niedziela miesiąca i nie można im robić takiej wody z mózgu.
Po drugie, to sklepom utrudni logistykę i skończy się marnowaniem żywności - twierdzi POHiD.
A pamiętacie, jak PiS wprowadzał zakazać handlu w niedzielę? Argument był dokładnie ten sam. To tak sobie myślę, że jak już wtedy PiS doprowadził do marnowania żywności, to teraz wprowadzając co drugą niedzielę handlową, to marnowanie właśnie się o połowę zmniejszy, prawda?
Jest jeszcze po trzecie - a dlaczego ustawa ma mówić, ile sklep ma płacić pracownikowi za pracę w niedzielę i że ma to być podwójna stawka? Polityka płacowa powinna pozostać w gestii każdego przedsiębiorstwa, o ile tylko zgodna jest z Kodeksem pracy - uważa POHiD.
Z tego samego powodu, dla którego kiedyś ustawodawca uznał, że za pracę w nocy pracownikowi należy się wyższa stawka.
Polska Izba Handlu z kolei zrzesza małych i średnich handlowców i ona oczywiście chce czegoś odwrotnego. Uważa, że projekt Polski 2050 jest zły nie dlatego, że daje dwie niedziele zamiast czterech, ale że w ogóle daje, a powinno pozostać tak, jak PiS chciał, czyli (prawie) zero.
To jasne, obecne rozwiązania dają fory małych sklepom, które w niedziele mogą być otwarte, bo za kasą staje właściciel, nie pracownik. PIH uważa, że to uczciwe, że ci najmniejsi mają fory, inaczej będą padać jeszcze szybciej, a i tak już dziś padają pod naporem gigantów, którzy w dodatku urządzili sobie ostatnio wojnę cenową.
Niech się sami pobiją i sprawa z głowy
To może napuśćmy na siebie tych przedsiębiorców i niech sami wykończą ten projekt? A wykończyć go należy, bo tego chce właśnie większość.
Związkowcy powołują się na swoje badania, z których wynika, że 98 proc. pracowników handlu wcale nie chce pracować w niedzielę, nawet za dodatkowe wynagrodzenie, a to ich powinniśmy słuchać bardziej, jako tych zaganianych do pracy, niż ogółu, który woli spacerować po galerii niż po parku w niedzielne popołudnie.
Ten ogól zresztą też wymięka. Początkowy opór przed zakazem handlu przerodził się w przyzwyczajenie i coraz większe poparcie dla zakazu. Handlowe niedziele z biegiem czasu stopniowo tracą zwolenników i z niedawno badania UCE Research wynika, że za przywróceniem handlowych niedziel jest 46 proc. badanych i po raz pierwszy ten odsetek spadł poniżej 50 proc., a bywał w przeszłości i na poziomie 60 proc.
Zwolenników zakazu handlu w niedzielę jest kilka punktów procentowych mniej, bo 44 proc., ale po raz pierwszy różnica pomiędzy tymi grupami jest tak mała.