Węgiel został wymiksowany. A górnicy wierzą, że wciąż będą fedrować
Na rynku węgla w Polsce posucha. W tym roku kopalniom udało się tylko dwa razy (w styczniu i lutym) pochwalić się wyższą sprzedażą od wydobycia. Równolegle rosną w siłę instalacje OZE. A wysokie ceny przydusiły jednocześnie popyt. Efekt jest więc łatwy do przewidzenia: w Polsce coraz mniej produkujemy energii z węgla.
Przez najbliższe dwa miesiące, do zaplanowanych na 15 października wyborów parlamentarnych w Polsce, górnicy usłyszą z niejednych ust zapewniania o z jednej strony wadze węgla w naszym miksie energetycznym, a z drugiej o gwarancjach swojej pracy przez następne lata. Na razie wszak utrzymujemy - i w tym kierunku podąża też podpisana już dwa lata temu, ale ciągle nie notyfikowana przez Komisję Europejską, umowa społeczna z górnikami - że nasze kopalnie przestaną fedrować za więcej niż ćwierć wieku, czyli w 2049 r. I to nawijanie górnikom makaronu na uszy (który już raz?) będzie odbywać się w dobie bodaj najgorszego czasu dla polskiego węgla.
Sprzedaż i wydobycie są bowiem na katastrofalnym poziomie i dlatego Polska ma coraz mniej energii produkowanej z czarnego złota, a coraz więcej z OZE. Jak wynika to z analizy Fundacji Instrat: jeszcze w kwietniu br. było podobnie jak w poprzednich latach, ale od tego czasu lecimy po równi pochyłej. W maju 2023 r. tej węglowej energii było najmniej od lat: 7,28 TWh. Dla porównania: w maju 2019 r. to było 9,38 TWh, w maju 2020 r. - 7,61 TWh, w maju 2021 r. - 8,76 TWh, a w maju 2022 r. - 9,18 TWh.
W 2023 r. produkcja prądu przez polskie elektrownie węglowe wyraźnie jest poniżej wyników za ostatnie lata - informuje Fundacja Instrat.
Węgiel idzie w odstawkę, rozpychają się OZE
Jaka jest przyczyna takiego stanu rzeczy? Eksperci Fundacji Instrat wymieniają przynajmniej ich kilka. To m.in. wyhamowanie produkcji, ale też pomniejszony popyt przez zbyt wysokie ceny, a także rozwój OZE w Polsce. Zgodnie z danymi Agencji Rynku Energii za okres od stycznia do kwietnia 2023 r. z węgla kamiennego wyprodukowaliśmy 39,3 proc. energii, z węgla brunatnego - 21 proc., a z odnawialnych źródeł energii - w sumie 25,6 proc. Łącznie na koniec marca moc OZE wynosiła 24 377,8 MW. Tymczasem jeszcze w kwietniu 2022 r. to było 19 255,8 MW.
Ale to, że tego polskiego węgla jest coraz mniej, wcale nie znaczy, że przy okazji jest również coraz tańszy. Wręcz odwrotnie. W czerwcu cena tony węgla dla energetyki (indeks PSCMI 1) wynosiła więcej niż 738 zł, a dla ciepłowni (indeks PSCMI 2) - ponad 912 zł. A jeszcze rok temu, w lipcu 2022 r. obowiązywały odpowiednio stawki: 344,23 i 455,22 zł. Z kolei w portach ARA w tym czasie tona węgla dobijała do nawet 400 dol., a teraz jest po raptem ok. 112 dol.
Spada i sprzedaż, i wydobycie węgla
OZE w Polsce coraz bardziej wypierają węgiel z naszego miksu energetycznego, też dlatego, że jest go po prostu coraz mniej, co potwierdzają też wyniki Agencji Rozwoju Przemysłu za pierwsze półrocze 2023 r. Napisać, że jest fatalnie, to jakby nic nie napisać. Okazuje się, że przez pierwszych sześć miesięcy w 2023 r. polskie kopalnie wyprodukowały ok. 23,2 mln t węgla, co jest wynikiem wyraźnie gorszym - o aż 4,7 mln t - od tego z pierwszego półrocza 2022 r. To spadek o 16,8 proc.
Ze sprzedażą polskiego węgla również jest bardzo źle. W pierwszym półroczu br. znaleźliśmy kupców tylko dla ok. 22 mln t opału. To o prawie 6,4 mln t gorzej niż w tym samym okresie rok temu, kiedy udało się sprzedać niecałe 28,4 mln t. W tym przypadku mówimy więc o spadku na poziomie 22,5 proc.
Warto w tym miejscu przypomnieć, że przed chwilą - w czerwcu 2023 r., byliśmy świadkami najgorszego wyniku w historii polskich kopalni jeżeli chodzi o sprzedaż węgla, która była na katastrofalnym poziomie raptem 3 mln t (blisko 4,2 mln t było w czerwcu 2022 r.). Coraz bardziej zbliżamy się też do najgorszego wyniku w historii jeżeli chodzi o wydobycie polskiego węgla, który pochodzi z pandemicznego maja 2020 r. Wtedy wyprodukowaliśmy tylko 3,19 mln t. W kwietniu 2023 r. byliśmy na poziomie 3,53 mln t.