Paragony grozy w wersji hard. Gofry po dwie dychy, rybka po 120, a większość knajp pod nóż
Nad polskim morzem zawsze było drogo, ale w te wakacje drożyzna rozpanoszyła się jak nigdy. Wzrost cen w porównaniu z 2021 r. sięga kilkudziesięciu procent. Wakacyjna inflacja jest niemal wszechobecna. Niemal, bo na rekordowe wpływy nie załapał się jeden sektor.
Paragony grozy jednym burzyły krew w żyłach i sprawiały, że wątpili w sens wyjazdów nad polskie morze, a u innych wywoływały tylko uśmiech politowania. Fakt, wybiórczy dobór nie do końca oddawał skali wzrostu cen w popularnych miejscowościach wypoczynkowych. Gofr z owocami i bitą śmietaną za 18 zł? Ryba sztuk jeden za 117 zł? To raczej efekty szarży pojedynczych przedsiębiorców niż nowy nadmorski cennik dla turystów.
Nie oznacza to jednak, że wybrzeże Bałtyku będzie łaskawe dla naszych portfeli. O co to to nie. Firma PayTel, operator płatności bezgotówkowych, zestawiła ze sobą płatności dokonywane przez klientów w maju, czerwcu i lipcu z tego i ubiegłego roku. Przedstawione dane wychodzą poza anegdotyczne historie i pokazują, na ile drożyzna straszy dzisiaj konsumentów w trakcie urlopu.
Wakacyjna inflacja? Jest nawet o połowę drożej
Mniej więcej o tyle więcej zapłacili w tym roku Polacy za noclegi w obiektach zlokalizowanych nad morzem. Podwyżka dotyczy konkretnie lipca. Być może przedsiębiorcy z początku ostrożnie podchodzili do tematu podnoszenia i rozzuchwalili się dopiero, gdy uznali, że nasi rodacy na zasłużony wypoczynek pojadą bez względu na koszty.
W skali ogólnopolskiej wzrosty cen noclegu były delikatnie niższe. W lipcu Polacy wydawali na ten cel o 32 proc. więcej. Miesiąc wcześniej ceny były wyższe o 18 proc., a w okolicach majówki za kwaterę trzeba było wydać o ponad jedną piątą więcej niż w 2021 r. Zaskoczeniem jest tu tylko jeden region – Mazury. W maju konsumenci zostawili nad polskimi jeziorami aż o jedną czwartą mniej niż rok wcześniej. Mało optymistyczny dla hotelarzy był też czerwcie i lipiec, które skończyły się nieznacznymi jednocyfrowymi spadkami wartości transakcji.
Dojazd na wakacje droższy od wakacji
Drożyzna dopadła zresztą urlopowiczów już przy okazji wizyty na stacjach benzynowych. Dzisiaj ceny paliw ustabilizowały się poniżej granicy siedmiu złotych, ale w gorącym okresie ostatnich przygotowań do wyjazdu potrafiły sięgać nawet ośmiu złotówek za litr.
Widać to doskonale w statystykach. W maju płatności na stacjach były o jedną czwartą wyższe niż rok temu, w czerwcu o 20 proc., a w lipcu już tylko o 15 proc.
Wysokie ceny benzyny przełożyły się też na usługi taksówkowe. Tu rekordzistą podwyżek znów jest polskie morze, a w roli głównej występuje lipiec. Za przejazd w połowie wakacji trzeba było zapłacić nawet o 40 proc. więcej. Średnia za okres maj-lipiec dla całego kraju jest już dużo niższa i wynosi 20 proc.
Gastronomia bez ekstra zysków
Inflacja zdaje się nie dotyczyć tylko jednego sektora - restauracji. Bartosz Berestecki sugeruje, że po wyprztykaniu się z oszczędności na jedzenie w knajpach zwyczajnie brakuje nam pieniędzy.
Fakty są takie: w czasie majówki wartość pojedynczych transakcji spadła o 2 proc. w porównaniu z 2021 r. W weekend po Bożym Ciele wzrost cen osiągnął ledwie 5 proc. Ogółem rzecz biorąc klienci zostawiają w restauracjach średnio o 12-14 proc. więcej. Jakby nie patrzeć jest to wynik delikatnie poniżej inflacji konsumenckiej i jest zdecydowanie niższy niż wzrosty cen w innych branżach, które pełnymi garściami czerpią z hojności turystów.
Niestety źle to wróży polskim restauratorom. Bogdan zauważył, że jeszcze przed rozpoczęciem sezonu finansowa kondycja branży uległa pogorszeniu i w marcu 2022 r. aż 78 proc. firm znajdowało się w złej lub bardzo złej kondycji finansowej. Tegoroczne wakacje mogą być więc dla wielu knajp gwoździem do trumny.