REKLAMA

Uber i Bolt same podłożyły sobie haka, a polski fiskus to wykorzystał

Platformy cyfrowe, które twierdzą przecież, że nie świadczą usług taksówkarskich, one tylko umożliwiają kontakt pasażera z kierowcą, właśnie padają ofiarą swojej własnej strategii. Bo skoro świadczą jedynie usługi cyfrowe, a nie przewozowe, muszą płacić 23 proc. VAT, a nie 8 proc. Czym to się skończy? Te przejazdy może nawet przestaną być tańsze niż tradycyjne taksówki.

Uber i Bolt same się podłożyły. Polski fiskus to wykorzystał
REKLAMA

Jest w tej historii jeszcze mały żart, który polega na tym, że już w 2015 r. ówczesny minister finansów bez wątpliwości twierdził, że łączenie kierowcy z pasażerem za pomocą platformy elektronicznej to po prostu usługa elektroniczna, a ta podlega 23 proc. stawce VAT. - pisał o tym odpowiedzi na interpelację poselską. Ale polski fiskus jakby miał to w nosie i przez lata z kolei uznawał, że to „usługi taksówkowe”, które podlegają stawce 8 proc. VAT. Przecież w tej kategorii znajduje się również rezerwacja usług taksówkowych.

REKLAMA

I tak to się kręciło przez lata, aż przestało, bo od kilku tygodni Dyrektor Krajowej Informacji Skarbowej zaczął wydawać tzw. wiążące informacje stawkowe, z których z kolei wynika, że to nic, że rezerwacja usług taksówkowych to też element tychże usług podlegających stawce 8 proc., bo jest przecież jeszcze inna kategoria: „pozostałe usługi wspomagające transport drogowy” i usługi świadczone przez platformy elektroniczne właśnie tym są. A skutek jest taki, że stawka VAT, jaka powinna być zastosowana, to jednak 23 proc.

Długo zajęło KAS dojście do tego, co w Ministerstwie Finansów wiedzieli już osiem lat temu. Tak czy inaczej, ceny przewodu osób z wykorzystaniem aplikacji pewnie wzrosną.

Więcej o biznesach opartych o platformy elektroniczne przeczytacie tu:

Platforma nigdzie nie jeździ

Złościcie się już? Przecież to wygląda jak szukanie pieniędzy, gdzie popadnie, bo na chłopski rozum to jednak rezerwacja usługi taksówkarskiej niż wspieranie transportu drogowego. Może i tak, ale platformy elektroniczne same założyły na siebie te sidła. 

Dyrektor KAS podkreśla, że przecież platforma elektroniczna ani nie wykonuje usługi przewozu ani nie odpowiada za jej realizację. To kierowca za nią odpowiada, sam przyjmuje płatności, a z platformą rozlicza się tak, jak nakazuje jej regulamin.

Przypomina wam to coś? Bardzo długo platformy same tak twierdziły, kiedy walczyły o to, by móc nie odpowiadać za kierowców w kontekście rynku pracy. No to teraz same giną od miecza, którym wojowały. 

Kto tu właściwie zginie?

Ale zaraz zaraz, jak to będzie z tym wzrostem cen? Bo zmiana stanowiska Krajowej Informacji Skarbowej uderza nie tyle w kierowców, którym przecież płacimy za przejazd, ale w platformy właśnie - to one będą musiały płacić wyższą stawkę VAT. 

„Gazeta Prawna” pisze, że największe firmy świadczące usługi kojarzenia kierowcy z pasażerem nawet nie dyskutują - dostosowały się już interpretacji KIS. Czyli co, ceny już wzrosły?

REKLAMA

To raczej dopiero przed nami, bo zobaczcie, jak to działa: platforma płaci 23 proc. VAT, ale kierowcy najczęściej płacą ryczałtowy VAT w wysokości zaledwie 4 proc. - jest z nim jeden problem, otóż jest „nieodliczalny”. A to oznacza, że to ich usługi de facto powinny podrożeć o 15 proc. - zwracają uwagę specjaliści.

To, że wzrost kosztów wezmą na siebie kierowcy Bolta, Ubera czy innych popularnych aplikacji, raczej nie liczcie, bo oni raczej kokosów nie zarabiają. Na końcu będziecie musieli zapłacić za to wy.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA