REKLAMA

Ten obraz omal nie wylądował w koszu. A to arcydzieło warte 26 mln dol.

To nie pierwsza taka sytuacja, że niezwykle cenne dzieło sztuki zostaje odnalezione zupełnie przypadkiem na strychu lub w piwnicy, gdzie zalega na nim kurz sprzed nawet kilkudziesięciu lat. Tym razem arcydzieło niepozornie wisiało sobie przez lata w prywatnej kuchni. Starsza pani, która postanowiła zrobić porządek, omal nie wyrzuciła obrazu wartego prawie 26 mln dol. na śmietnik.

Obraz omal nie wylądował w koszu. To arcydzieło
REKLAMA

Ta historia może być przestrogą, żeby dokładnie oglądać rzeczy, które zdają nam się stare i zupełnie niepotrzebne, przynajmniej dwa razy, zanim faktycznie postanowimy coś wyrzucić do kosza. Tylko wspomnę wam, że stare banknoty, monety czy znaczki pocztowe można sprzedać za krocie, a nawet kryształy z PRL-u rozchodzą się na portalach sprzedażowych za przyzwoitą sumkę. Oczywiście nie są warte tyle, co arcydzieła, ale nigdy nie wiadomo, na co można trafić, robiąc porządki. 

REKLAMA

Taki tam stary obrazek

A tu mamy do czynienia z niepozornym obrazkiem wiszącym od lat w tym samym miejscu nad kuchnią i ze starszą panią mieszkającą w miejscowości Compiègne we Francji, która w 2019 r. postanowiła nieco posprzątać swój dom. Najwyraźniej miała w nim jakieś antyki lub wartościowe przedmioty, bo do ich oszacowania zaprosiła aukcjonerkę Philomène Wolf. Kobieta przez przypadek dostrzega w kuchni nieduży obraz (mniejszy niż kartka A4) na drewnie, ze złoceniami. I zaciekawiona pyta o niego właścicielkę.

Pani wyjaśniła mi, że ten obraz należy do jej rodziny od bardzo dawna, ale to „tylko” ikona religijna - opowiadała aukcjonerka w wywiadzie dla France24. 

Ku jej zdumieniu starsza pani dodała, że ikona miał wylądować w koszu. 

Więcej o sztuce przeczytasz na Bizblog.pl:

Arcydzieło w oparach zupy cebulowej

Ten niedoszły „śmieć” przez lata wisiał sobie nad kuchenką gazową i z pewnością nasiąkał wszelkimi zapachami i oparami z przyrządzanych dań i to chyba cud, że nie spłynęła z niego farba. Na szczęście trafił w oko ekspertce, która zleciła jego identyfikację. Werdykt: to dawno zaginiony „Christ Mocked”, czyli „Chrystus ośmieszony”, autorstwa włoskiego malarza Cenni di Pepo znanego pod pseudonimem Cimabue.

Florencki mistrz, pionier, zwiastun renesansu, namalował dzieło w 1280 r., czyli jak przypomina Radio France, wtedy, gdy katedra Notre-Dame była dopiero w budowie. Obecnie znamy jedynie około piętnaście dzieł tego autora, w większości są to freski, z czego jeden jest wyjątkowy: wizerunek św. Tomasza znajdujący się w bazylice w Asyżu. Dlaczego jest tak wyjątkowy? Bo po niemal tysiącletniej przerwie Cimabue jako pierwszy namalował portret realistyczny.

A ten drewniany obrazek? Jest częścią serii obrazów, jakie namalował Cimabue. I zdaniem Komisji Doradczej ds. Skarbów Narodowych, odkryty obraz pochodzi z tego samego zestawu, co „Biczowanie Chrystusa” (Nowy Jork, Frick Collection) i „Dziewica z Dzieciątkiem” (Londyn, National Gallery).

Świadczą o tym podobne cechy stylistyczne, takie jak architektura, rycina, dekoracja złota i rodzaj nimbu, a także zastosowanie podobnych, szczególnie bogatych pigmentów oraz oprawa na tej samej płycie z przerzedzonej topoli, której układ galerii owadów ksylofagicznych pokrywa się - stwierdziła komisja.

Początkowo dzieło trafiło na aukcję i zostało sprzedane w prywatne ręce - małżeństwu kolekcjonerów z Chile za ponad 25,8 mln dol., uzyskując tym samym rekordową kwotę jak na obraz z tego okresu. Jednak francuskiemu rządowi w porę udało się powstrzymać wywóz dzieła za ocena, bo ówczesny minister kultury Franck Riester uznał obraz za skarb narodowy. Zgodnie z prawem, rząd miał 13 miesięcy, by zebrać niezbędną kwotę na wykup dzieła. Ostatecznie udało się i niemal po trzech latach 3 listopada ogłoszono wspaniałe wieści: obraz trafi do Luwru, zawiśnie obok Maesty, czyli innego dzieła Cimabue, i będzie można go zobaczyć już wiosną 2024 r.

REKLAMA

„Chrystus ośmieszony” Cimabue stanowi kluczowy kamień milowy w historii sztuki, wyznaczający fascynujące przejście od ikony do malarstwa – stwierdził Laurence des Cars, dyrektor Luwru.

Zapytacie: a co ze staruszką-milionerką? Dwa dni po tej rekordowej, choć ostatecznie anulowanej aukcji kobieta zmarła, ale zdążyła przekazać prawa do dzieła swoim trzem spadkobiercom.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA