REKLAMA

Dramatyczny sprzeciw rządu nie pomógł, skradziony obraz sprzedano w Niemczech. To już wiemy, jak pójdzie nam z reparacjami

Paserstwo – w taki sposób minister kultury i dziedzictwa narodowego, wicepremier Piotr Gliński nazwał sprzedanie na aukcji w berlińskim domu aukcyjnym Grisebach akwareli, którą skradziono z wystawy w Polsce w 1984 roku. Choć dzieło ma pieczęć Muzeum Narodowego, a polski ambasador osobiście interweniował w tej sprawie, obraz jakby nigdy nic sprzedano. Rzecznik rządu Piotr Müller stwierdził w piątek tylko, że „brak mu słów”. Ta bezsilność rządu nie wróży dobrze wyegzekwowaniu od Niemiec 6,2 biliona złotych reparacji wojennych, a taki formalny wniosek już złożono.

Dramatyczny sprzeciw rządu nie pomógł, kradziony obraz sprzedano w Niemczech. To już wiemy, jak pójdzie nam z reparacjami
REKLAMA

Bulwersująca polską opinię publiczną sprawa sprzedaży skradzionego w naszym kraju dzieła sztuki wypłynęła niespodziewanie w czwartek. W ofercie niemieckiego domu aukcyjnego Grisebach w Berlinie odnaleziono akwarelę Wassilego Kandinskiego „Kompozycja” skradzioną ze zbiorów Muzeum Narodowego w Warszawie 14 czerwca 1984 r.

REKLAMA

Choć polskie władze zareagowały bardzo szybko i bardzo zdecydowanie – i to na najwyższym szczeblu – sprzedaży nie wstrzymano. Pomimo ostrej interwencji Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Ambasadę RP w Berlinie dzieło zostało wystawione na sprzedaż. Aukcja odbyła się w czwartek o 18:00 i feralna akwarela znalazł kupca za 310 tys. euro.

Trudno zarzucić polskim władzom, że przespało aukcję lub zaniedbało kwestie formalne. Ministerstwo nie tylko zwróciło się do domu aukcyjnego Grisebach o wycofanie akwareli z aukcji, by przeprowadzić jej dokładne oględziny, ale przesłało także szczegółową dokumentację dotyczącą skradzionej akwareli. Z kolei polski konsul w Berlinie Marcin Król poinformował Grisebach, że obraz Kandinskiego został zgłoszony przez stronę polską do bazy skradzionych dzieł sztuki prowadzonej przez INTERPOL.

Postępowanie dużego niemieckiego domu aukcyjnego jest tym bardziej niezrozumiałe, że – jak podkreśla polski resort kultury – na odwrocie akwareli zachowała się pieczęć Muzeum Narodowego w Warszawie, która jednoznacznie wskazuje na jej pochodzenie. Mało tego, sam dom aukcyjny w opisie historii tej akwareli zawarł informację, że znajdowała się ona w polskich zbiorach publicznych.

Ministerstwo Kultury: działanie w złej wierze

Muzeum Narodowego w Warszawie, Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego podejmie wszelkie możliwe kroki prawne w celu odzyskania dzieła

– zapowiedział resort Piotra Glińskiego.

W ocenie MKiDN powszechna znajomość historii obrazu oraz zachowane oznaczenia własnościowe Muzeum Narodowego w Warszawie wskazują, że jakakolwiek jego sprzedaż po momencie kradzieży nie może być uznana za działanie w dobrej wierze – dodaje ministerstwo kierowane przez wiceszefa polskiego rządu.

Swoistego samosądu na domu aukcyjnym dokonali już polscy internauci, którzy zmienili wizytówkę spółki Grisebach w Google'u oraz zamieścili dziesiątki negatywnych komentarzy i ocen. Wyświetlana nazwa firmy to obecnie „Grisebach GmbH kradzione dzieła sztuki - Dom paserów”:

Niemcy nie widzą problemu

Jak informuje serwis Deutche Welle, przedstawiciele domu aukcyjnego twierdzą, że nie mają wątpliwości co do sprzedaży i uznali, że nie mieli żadnych powodów do wstrzymywania aukcji. Zleciliśmy sprawdzenie tego dzieła i nie mamy żadnej wątpliwości co do aspektów prawnych. Mamy obowiązek sprzedaży wobec właściciela – powiedziała DW dyrektorka Grisebach Micaela Kapitzky.

Na dramatyczne apele i zapowiedzi Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego na razie nie odpowiedziały z kolei władze niemieckie. Trochę przypomina to praktyczny brak reakcji Berlina na zorganizowaną 1 września z wielką pompą prezentacją raportu o stratach poniesionych przez Polskę w wyniku agresji i okupacji niemieckiej w czasie II wojny światowej.

REKLAMA

Wspominam o tym nieprzypadkowo, ponieważ całkowite zlekceważenie polskich władz przez stronę niemiecką w jednoznacznej sprawie sprzedaży kradzionego obrazu niezbyt dobrze rokuje, jeśli chodzi o skuteczność Warszawy w wyegzekwowaniu od Niemiec reparacji wojennych, które wyceniono na ponad 6,2 biliona złotych. To ponad dziesięć razy więcej niż szacowane przez rząd przyszłoroczne wpływy budżetowe i około czterech razy więcej niż wynosi dług publiczny Polski.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA