Wiecie, że są tacy, którzy nie płaca składki zdrowotnej wcale? To rentierzy żyjący nie z pracy, a z kapitału - z inwestowania na giełdzie czy w mieszkania. I to nie jest normalne. Długo siedzieli sobie cichutko, aż dziw, że przez ostatnie lata, kiedy przerabialiśmy olbrzymią awanturę o składkę zdrowotną, dalej nikt sobie o nich nie przypomniał. Aż do teraz. Teraz ktoś w końcu chce również im sięgnąć do portfela.
W tej awanturze o składkę zdrowotną najgłośniej krzyczą zwykle przedsiębiorcy, a więc statystycznie najbogatsza grupa społeczna. No bo muszą się napracować, podjąć ryzyko, a jak osiągną sukces, czyli duże zyski, dużo też płacą na system ochrony zdrowia. To dlatego, że składka zdrowotna jest de facto podatkiem, więc naliczana powinna być solidarnie, a nie składką, co powodowałoby stałą opłatę dla każdego.
I standardowo składka zdrowotna powiązana jest z pracą - czy na etacie, czy we własnej firmie. A gdzie w tym wszystkim są rentierzy czerpiący zyski z kapitału, nie z pracy? Właśnie nigdzie! Zagubili się w systemie.
Składka zdrowotna. Do wzięcia jest 16,7 mld zł
Małgorzata Samborska, doradca podatkowy i partner w Grant Thornton, mówiła niedawno w Bizblog, że ta grupa, której system nie widzi wcale, jest jeszcze szersza niż landlordzi płacący ryczałt od przychodów ewidencjonowanych czy inwestorzy płacący podatek od zysków kapitałowych, którzy wcale nie muszą aktywnie inwestować, czyli się napracować, mogą żyć z dywidend. To jeszcze na przykład wspólnicy spółek kapitałowych.
Dość łatwo zrozumieć, że to najczęściej elita elity - finansowej oczywiście.
I właśnie tę grupę dostrzegła w końcu posłanka Lewicy Paulina Matysiak i zapowiada inicjatywę legislacyjną, żeby ten bałagan uporządkować. Po pierwsze, chce ona wprowadzenia składki zdrowotnej od zysków kapitałowych (czyli od odsetek, dywidend, zysków ze sprzedaży papierów wartościowych), ale też od dochodów opodatkowanych ryczałtem od najmu prywatnego - pisze prawo.pl
Ponieważ posłanka Matysiak ma najwyraźniej trochę więcej oleju w głowie niż jej bardziej skrajni koledzy krzyczący o sprawiedliwości społecznej, ale zapominający o skutkach finansowych swoich pomysłów, zwróciła się do Ministerstwa Finansów o policzenie skutków finansowych dla takich rozwiązań. Tak, tak można.
Ministerstwo Finansów wyliczyło, że w 2025 r. do budżetu państwa dzięki temu wpłynęłoby 7,3 mld zł w przypadku oskładkowania odsetek lub innych przychodów od środków pieniężnych zgromadzonych na rachunku podatnika lub w innych formach oszczędzania, przechowywania lub inwestowania, dywidend i innych przychody z tytułu udziału w zyskach osób prawnych oraz dochodów z odpłatnego zbycia papierów wartościowych.
Do tego dorzucić należy jeszcze 9,4 mld zł w przypadku oskładkowania wszystkich kategorii zysków kapitałowych wykazywanych na formularzach PIT-8AR oraz PIT-38.
Czyli łącznie mamy na zdrowie o 16,7 mld zł więcej z kieszeni tych, którzy dotąd się migali. A przypomnę, że obecnie dziura w NFZ, przez którą w najbliższych miesiącach wielu Polaków może mieć problem z otrzymaniem pomocy medycznej, sięga 7 mld zł. Może w końcu warto sięgnąć po pieniądze od elity elit?
To nie będzie łatwe, bo Jarosław Neneman, wiceminister finansów, który odpowiadał w tej sprawie na interpelację posłanki Matysiak, zauważa, że ogromna część podatników, którą by to dotknęło, to po prostu posiadacze oszczędności na rachunkach bankowych (oni akurat elitą niekoniecznie są) i podatek od zysków kapitałowych rozlicza za nich bank, a gdyby od tych zysków mieli płacić składkę zdrowotną, trzeba by na nich nałożyć obowiązek składania rocznej deklaracji z dochodami z odsetek. Ale nikt nie powiedział, że będzie łatwo. To punkt wyjścia, jak się chce, można nad nim popracować.
Więcej na temat składki zdrowotnej przeczytasz tu:
Kwota wolna od składki zdrowotnej
Posłanka walczy nie tylko o zatkanie dziury, którą uciekają najbogatsi, ale też zrobienie wyłomu dla najbiedniejszych, którzy się duszą pod naporem obciążeń finansowych. Innymi słowy - walczy o kwotę wolną dla niskich dochodów, często niższych niż minimum egzystencji.
Posłanka argumentuje, że składka swoim charakterem jest bardzo zbliżona do podatku dochodowego i również w stosunku do niej powinna mieć zastosowanie „kwota wolna”. A zatem zróbmy kwotę wolną od składki zdrowotnej w wysokości 30 tys. zł dla podatników rozliczających się według zasad ogólnych (skala podatkowa).
I żeby było sprawiedliwie, niech to dotyczy zarówno prowadzących, jak i nieprowadzących działalności gospodarczej. To oznacza zniesienie minimalnej składki zdrowotnej dla przedsiębiorców, którzy dziś nie mają dochodu albo mają wręcz stratę, a mimo to składkę, czyli parapodatek płacić muszą.
Niezależnie od waszych poglądów politycznych, czyż to nie brzmi logicznie?
I tu znów wróćmy do pieniędzy. Bo według wiceministra finansów, wprowadzenie kwoty wolnej od składki zdrowotnej w wysokości 30 tys. rocznie na skali podatkowej w 2025 r. oznaczałoby koszt dla finansów publicznych w wysokości 60,2 mld zł. To znaczy, że zamiast 151,1 mld zł, jakie w przyszłym roku mają wpłynąć tytułem składki zdrowotnej od podatników PIT na skali wpłynęłoby tylko 90,8 mld zł.
Nie stać nas na powiększanie dziury w NFZ.