PiS chce rozdawać 100 tys. zł na dzieci. Tu Tindera trzeba, nie kasy
Brytyjska prasa właśnie pisze, że Polska toczy nie tę bitwę, co trzeba. W tej bitwie rozdaje pieniądze, żeby ludzie chcieli mieć dzieci. Ale to nie dzieci są problemem, ale dorośli nie mają z kim uprawiać seksu.

Pamiętacie taki program w telewizji publicznej „Randka w ciemno”? To był hit nadawany w latach 1992-2005. Jakie to były emocje, ile rumieńców! Polacy dowiadywali się z niego, kim jest Tadeusz Gołębiewski i sieć jego hoteli, które wydawały się szczytem luksusu, a weekend tamże był często nagrodą dla pary, która dopasowała się w danym odcinku.
A! Wielu też odkryło, że Mikołajki na krótki wypad to lans.
I właśnie sobie pomyślałam, że telewizja publiczna w ramach swojej „misji” powinna wrócić do tej produkcji. Już miałam apelować tu na łamach Bizblog, aż zorientowałam się, że właśnie w tym roku Polsat już to zrobił. Cóż, skoro nie wiedziałam, to znaczy, że to już nie jest ani hit ani tym bardzie fenomen kulturowy.
I to też jest symptomatyczne. W kulturze masowej dziś królują raczej modele singielskie. Ostatecznie przez to ludzie są samotni i nieszczęśliwi, a nawet, jak samotni i szczęśliwi, to i tak jest główna przyczyna tego, co politycy próbują zasypać pieniędzmi i nie potrafią zrozumieć, że to się nie udaje.
I już nawet zagraniczna prasa nam pisze: hej, Polsko, sypiecie pieniądze na rodzenie dzieci, tymczasem gotówka od państwa żadnego problemu nie rozwiązuje, macie kryzys relacji, epidemię samotności - to z tym powinniście najpierw walczyć. Nie żartuje, właśnie pisał tak o nas, o Polsce, brytyjski dziennik „The Guardian”.
Więcej o dzieciach czytaj na Bizblog.pl:
100 tys. zł za trzecie dziecko
Wrócę do zagranicznej prasy, która o nas pisze, za chwilę, ale pewnie chcielibyście się w końcu dowiedzieć, kto, kiedy i jak może dostać od PiS 100 tys. zł za trzecie dziecko.
Na razie to pomysł, jeden z wielu, które według przecieków money.pl miał się pojawić na wielkim weekendowym kongresie programowym PiS w Katowicach. 100 tys. zł miałoby być przyznawane rodzinom za urodzenie trzeciego dziecka w formie bonu mieszkaniowego, za pierwsze też zresztą coś miałby się należeć - 40 tys. zł.
Poza tym mowa też o corocznej waloryzacji 800+ i wprowadzeniu progresji tego świadczenia w zależności od liczby dzieci i jeszcze kilka innych pomysłów związanych z kasą.
Ale czy to naprawdę coś daje w walce o dramatycznie spadającą dzietność? Nic. Wiemy to. I „The Guardian” też nas tu punktuje, że Polska wydaje 8 proc. swojego budżetu na 800+, miejsca w żłobkach i przedszkolach mnożą się pięknie, bezrobocie też mamy jedno z najniższych w UE, a mimo to w ciągu ostatniej dekady wskaźnik dzietności spadł nam z niskiego 1,3 do dramatycznego 1,1, a populacja Polski skurczyła się o 1,5 mln ludzi.
Polsko, to nie ta bitwa
Jak to? To co się dzieje? Polska toczyła niewłaściwą bitwę - pisze brytyjski dziennik. Problem nie w tym, że Polacy nie mają czy nie chcą mieć dzieci, ale w tym, że nie mają partnerów, żeby choć spróbować z nimi podjąć decyzję o dziecku.
Czyli mamy nie tyle kryzys demograficzny, ile kryzys relacji. Wiecie, że na początku XX wieku tylko 8 proc. ludzi w Polsce żyło samotnie? A wiecie, że teraz prawie połowa Polaków poniżej 30. roku życia jest samotna, a kolejna jedna piąta jest w związkach, ale mieszka osobno?
Jasne, czasy się zmieniły, przede wszystkim kobiety się wyemancypowały i nie stały się niezależne ekonomicznie, więc nie muszą się uwieszać na mężczyźnie, żeby przetrwać.
Ale jednocześnie ta samotność chyba wcale nie jest taka upragniona, skoro siedmiu na dziesięciu młodych Polaków próbowało aplikacji randkowych. Napisałam w tytule, że zamiast wyrzucania kolejnych publicznych pieniędzy tu trzeba raczej Tindera, ale to jednak przenośnia - dane pokazują, że tylko 9 proc. młodych rzeczywiście poznało się przez internet.
W sumie to i tak niezły wynik, bo czytałam w Wikipedii, że bilans „Randki w ciemno”, która była nadawana przez trzynaście lat, to cztery małżeństwa. To już ja sama znam co najmniej dwa małżeństwa, które poznały się przez Tindera.
Dobra, dość, bo ani Tinder ani żadna inna aplikacja czy portal tego też nie rozwiąże. Dlaczego? Bo nawet, jak ludzie się za ich pośrednictwem niby spotykają, to i tak się nie spotykają. To znaczy mijają się.
Kobiety migrują do największych miast w Polsce, a mężczyźni są bardziej skłonni do pozostania w mniejszych miastach. Kobiety szukają partnerów o równym lub wyższym statusie, ale jednocześnie to one otrzymują dwa z trzech dyplomów uniwersyteckich, więc liczby się nie sumują, kobiet z wyższym wykształceniem, a więc i wyższy statusem jest więcej niż mężczyzn.
No i do tego jeszcze wojna płci, którą podsycają politycy, a dokładniej polityczna polaryzacja. To się nie może udać. I politycy, jeśli jakkolwiek chcą pomóc rozwiązać problem (o ile w ogóle da się to zrobić), powinni przestać szczuć i narzucać role i społeczne modele zamiast ciągle szukać tylko ratunku w gotówce. Gotówka nie działa.







































